Rosyjska wizja unieważniona

W interesie Polski, ale także wszystkich europejskich członków sojuszu, leży to, aby szczyt w Warszawie podjął decyzje pozwalające rozszerzyć możliwości w zakresie skutecznej odpowiedzi NATO na agresję – pisze dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Aktualizacja: 07.07.2016 23:40 Publikacja: 06.07.2016 21:01

Sławomir Dębski

Sławomir Dębski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

W piątek w Warszawie rozpocznie się szczyt sojuszu północnoatlantyckiego. Wiele wskazuje na to, że będzie to jeden z najważniejszych szczytów w historii. Od ćwierć wieku wspólnota najwyżej rozwiniętych państw demokratycznych (w aspekcie polityki bezpieczeństwa NATO jest jej instytucjonalnym przejawem) wychodziła z założenia, że wytyczony w 1989 r. kierunek rozwoju Europy jest nieodwracalny. Polityka jednostronnego użycia siły zbrojnej, zmiany granic w Europie za pomocą agresji miały przejść do historii. Jedynym kontekstem dla funkcjonowania NATO miał być proces integracji europejskiej. W praktyce oznaczało to, że członkowie sojuszu mogli ograniczyć swoje budżety obronne, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na potrzeby pokojowe.

Rosja poszła w drugą stronę

Architekci pozimnowojennego ładu w Europie zakładali, że Rosja podąży w kierunku demokracji i w ten sposób stanie się współtwórcą „końca historii", rozumianego jako zakończenie rywalizacji motywowanej różnicami ustrojowymi. Ale Rosja podążyła w przeciwnym kierunku.

Coraz bardziej otwarcie kontestowała kształt świata, jaki wyłonił się po zimnej wojnie. Rewizjonistyczne koncepcje były formułowane przez prezydenta Władimira Putina przy okazji konferencji bezpieczeństwa w Monachium w 2007 r. i szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 r. Innym razem przez ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w postaci projektu traktatu o nowej architekturze bezpieczeństwa w Europie.

Rosyjska wizja innego porządku globalnego składała się z trzech elementów: 1) obszar postsowiecki miał zostać uznany za strefę wyłącznych interesów Rosji, w której powszechne prawo międzynarodowe nie obowiązuje i tylko Rosja dyktuje tam swoje prawa; 2) u granic Rosji, w Europie Środkowej, miała powstać strefa buforowa. W tym celu Rosja próbowała między innymi wykorzystać jednostronną deklarację NATO o nierozmieszczaniu „poważnych sił" u granic Rosji. I to dlatego Moskwa próbowała narzucić sojuszowi taką interpretację aktu stanowiącego Rosja–NATO z 1997 r., który prowadziłby do nadania członkom NATO graniczącym z Rosją de facto odmiennego statusu członkowskiego, a także uzależniał od tego przestrzeganie prawa międzynarodowego przez Rosję; 3) chodziło o stworzenie nowego koncertu mocarstw, które tak jak w czasach Kongresu Wiedeńskiego narzucałby swoją wolę mniejszym uczestnikom stosunków międzynarodowych.

W ten sposób autorytarny ustrój Rosji miałby znaleźć swoje odzwierciedlenie w ustroju ładu światowego. Retoryka Kremla była problemem, ale to przejście przez Putina od słów do czynów i agresja na Ukrainę zmieniły sytuację strategiczną. Okazało się, że Rosja może swoją rewizjonistyczną retorykę uzupełnić o agresję zbrojną, aby narzucić światu własną wizję. I sojusz musiał się do tego dostosować.

Widmo wojny

Pierwsze decyzje dotyczące strategicznej adaptacji NATO zapadły dwa lata temu na szczycie w Newport w Walii. Sojusz podjął wówczas działania doraźne, które miały uspokoić członków NATO graniczących z Rosją (reassurance). Jednak przede wszystkim miały być sygnałem dla Moskwy, że demokratyczne państwa sojuszu nie będą akceptować jej rewizjonistycznych aspiracji, a członkowie NATO z Europy Środkowej będą mieć takie same prawo do kolektywnej obrony jak każdy inny członek paktu.

W praktyce oznaczało to utworzenie sił zdolnych do szybkiego przerzutu na wschodnie rubieże sojuszu. Zapadła decyzja o utworzeniu szpicy NATO zdolnej do podjęcia szybkich działań operacyjnych. Wzmocniono dowództwo Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie. Powstały zalążki nowych dowództw w państwach wschodniej flanki odpowiedzialnych za szkolenia i ewentualne operacje wojskowe. Zaczęto także organizować więcej ćwiczeń.

Najważniejsze jednak, że szczyt w Newport zapoczątkował zmianę myślenia elit politycznych państw członkowskich. Widmo wojny, która może znowu obrócić Europę w gruzy, zaczęło zaglądać politykom w oczy.

Dlatego dziś nowym drogowskazem dla sojuszu musi się stać myślenie o obronie własnego terytorium. W przeciwnym razie NATO będzie się prosić o kłopoty. Innymi słowy „in the area or in trouble"! Nie zmniejsza to oczywiście wyzwań płynących spoza obszaru traktatowego – Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej czy Azji, ale musi być postrzegane jako fundament wiarygodności obronnej NATO.

Rozpoczynający się jutro szczyt NATO w Warszawie nie tylko sprawdzi, w jaki sposób zostały wykonane decyzje państw członkowskich z Newport, ale także przygotuje kolejny etap adaptacji sojuszu.

Rosja sygnalizuje, że posiada zdolności pozwalające jej uniemożliwić szybkie przerzucanie sił NATO na zagrożoną wschodnią granicę. Można sobie nawet wyobrazić, że w przypadku konfliktu o niejasnym charakterze Rosja ogłasza państwa bałtyckie i Polskę jako „strefę zakazu lotów". Ma zdolności do wymuszenia takiego zakazu siłą. Może także zastraszać NATO „deeskalacyjnym" uderzeniem jądrowym, próbując zniszczyć solidarność sojuszniczą i wolę wspólnego działania.

Ani Polska, ani żaden sojusznik z osobna (poza USA) nie mają zdolności do przełamania tego rodzaju rosyjskich systemów. Ale wspólne działania NATO mogą taki potencjał wygenerować. To oznacza, że sojusz musi wzmocnić swój potencjał do odstraszania poprzez wcześniejsze rozlokowanie swoich sił w państwach wschodniej flanki.

W Warszawie zapadną decyzje o rotacyjnej obecności czterech wielonarodowych batalionów w państwach bałtyckich i Polsce. Tym samym odrzucona zostanie rosyjska wizja Europy Środkowej jako strefy buforowej, a NATO będzie już dysponować dwustopniową reakcją konwencjonalną na ewentualne rosyjskie działania przeciwko państwom flaki wschodniej: rozlokowanymi tam wysuniętymi batalionami i siłami bardzo szybkiego reagowania (szpica i siły odpowiedzi NATO).

Jak uniknąć „pułapki Westerplatte"

Sojuszowi wciąż jednak brakuje sił głównych, które byłyby zdolne do odparcia konwencjonalnego ataku i odrzucenia agresora. W ciągu ostatnich 25 lat w Europie zlikwidowano bowiem zdolności generowania wielonarodowych jednostek wielkości dywizji i prowadzenia operacji obrony terytorialnej z użyciem tak dużych formacji. Dziś dowództwami posiadającymi umiejętności dowodzenia takimi formacjami dysponują obok Stanów Zjednoczonych de facto tylko Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy i Polska. Stosunkowo szybko mogą do nich dołączyć także Holandia, Norwegia i Dania. Wspólnie pracują nad tym państwa bałtyckie.

To wszystko nie oznacza, że sojusz jest bezbronny. Trzeba jednak mieć świadomość, że asymetrię w zdolnościach konwencjonalnych równoważy po stronie NATO potencjał niekonwencjonalny. W interesie Polski, ale także wszystkich europejskich członków sojuszu leży, aby szczyt w Warszawie podjął decyzje pozwalające w przyszłości rozszerzyć możliwości w zakresie skutecznej odpowiedzi NATO na agresję. W gruncie rzeczy realne odstraszanie zapewnia bowiem zdolność do skutecznej obrony. Tyle tylko, że przy okazji trzeba uniknąć kilku pułapek.

Decyzje, które zapadną w Warszawie, powinny pomóc sojuszowi w adaptacji do nowej sytuacji strategicznej przy zachowaniu równowagi między odstraszaniem Rosji, a więc zdolnościach opartych na komunikacji symbolicznej i działającej w sferze psychologicznej, a realnymi zdolnościami do prowadzenia działań obronnych. Zbyt duży nacisk na symbolikę może wpędzić sojusz „w pułapkę Westerplatte". Jak wiadomo, w 1939 r. 205 żołnierzy polskiej strażnicy wojskowej miało być polityczną demonstracją praw Rzeczypospolitej w Wolnym Mieście Gdańsku. Z operacyjnego punktu widzenia jednak załoga Westerplatte nie mogła się ani obronić, ani liczyć na wsparcie sił głównych.

Dlatego siły wielonarodowe rozlokowywane w państwach bałtyckich i w Polsce powinny dysponować takim potencjałem, aby posiadały wartość nie tylko symboliczną, ale także operacyjną. Kluczowa rola w tym względzie powinna w przyszłości polegać na jednostkach lotniczych i morskich, a także ścisłej współpracy z państwami partnerskimi NATO w basenie Morza Bałtyckiego, czyli ze Szwecją i Finlandią.

Zdolni do obrony

Z tym że generowanie potencjału obronnego będzie możliwe tylko wtedy, gdy państwa członkowskie NATO będą realnie zwiększać wydatki na obronność. Dlatego szczyt NATO w Warszawie powinien wzmocnić trend zapoczątkowany w Newport i zwiększyć presję na państwa członkowskie, aby istotnie przeznaczały 2 proc. swojego PKB na obronność.

Prezydent Andrzej Duda w swoim ważnym przemówieniu w Instytucie Noblowskim w Oslo 24 maja tego roku zwrócił uwagę na ten aspekt współpracy sojuszniczej: „Są tacy, którzy wątpią w to, czy stać nas na system wzmocnionego bezpieczeństwa, rzekomo za kosztowny i wymagający zbyt wielu nakładów. Musimy jednak pamiętać, że cena, którą zapłacimy dzisiaj, może w przyszłości okazać się decydująca dla skutecznej ochrony życia naszych obywateli. Nie ulega wątpliwości, że koszty unicestwienia pokoju zawsze były wyższe od kosztów jego utrzymania".

Zwiększenie wydatków na obronność w Europie pozwoli także zmniejszyć napięcia w stosunkach transatlantyckich. Europa chciałaby odgrywać większą globalną rolę, ale powiedzmy sobie szczerze, przepaść w zdolnościach obronnych między Ameryką a Europą jest ogromna. Stary Kontynent nie jest w stanie ani się samodzielnie obronić, ani przeprowadzić żadnej większej operacji wojskowej poza Europą, bez Stanów Zjednoczonych. To się musi zmienić.

Każdy z członków NATO ma prawo liczyć, że wspólnota sojusznicza pomoże mu obronić pokój własnego społeczeństwa. Dlatego sojusz musi być także gotowy do walki z tzw. Państwem Islamskim, a szczyt NATO będzie okazją do wypracowywania wspólnego stanowiska w zwalczaniu tego zagrożenia. Miejmy nadzieję, że spotkanie w Warszawie będzie miało historyczny wymiar, ponieważ pomoże upowszechnić przeświadczenie, że demokracje muszą się bronić wspólnie. W przeciwnym wypadku – jak uczy historia – będą ginąć jedna po drugiej.

Autor jest historykiem, politologiem, analitykiem, dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych

W piątek w Warszawie rozpocznie się szczyt sojuszu północnoatlantyckiego. Wiele wskazuje na to, że będzie to jeden z najważniejszych szczytów w historii. Od ćwierć wieku wspólnota najwyżej rozwiniętych państw demokratycznych (w aspekcie polityki bezpieczeństwa NATO jest jej instytucjonalnym przejawem) wychodziła z założenia, że wytyczony w 1989 r. kierunek rozwoju Europy jest nieodwracalny. Polityka jednostronnego użycia siły zbrojnej, zmiany granic w Europie za pomocą agresji miały przejść do historii. Jedynym kontekstem dla funkcjonowania NATO miał być proces integracji europejskiej. W praktyce oznaczało to, że członkowie sojuszu mogli ograniczyć swoje budżety obronne, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na potrzeby pokojowe.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem