W piątek w Warszawie rozpocznie się szczyt sojuszu północnoatlantyckiego. Wiele wskazuje na to, że będzie to jeden z najważniejszych szczytów w historii. Od ćwierć wieku wspólnota najwyżej rozwiniętych państw demokratycznych (w aspekcie polityki bezpieczeństwa NATO jest jej instytucjonalnym przejawem) wychodziła z założenia, że wytyczony w 1989 r. kierunek rozwoju Europy jest nieodwracalny. Polityka jednostronnego użycia siły zbrojnej, zmiany granic w Europie za pomocą agresji miały przejść do historii. Jedynym kontekstem dla funkcjonowania NATO miał być proces integracji europejskiej. W praktyce oznaczało to, że członkowie sojuszu mogli ograniczyć swoje budżety obronne, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na potrzeby pokojowe.
Rosja poszła w drugą stronę
Architekci pozimnowojennego ładu w Europie zakładali, że Rosja podąży w kierunku demokracji i w ten sposób stanie się współtwórcą „końca historii", rozumianego jako zakończenie rywalizacji motywowanej różnicami ustrojowymi. Ale Rosja podążyła w przeciwnym kierunku.
Coraz bardziej otwarcie kontestowała kształt świata, jaki wyłonił się po zimnej wojnie. Rewizjonistyczne koncepcje były formułowane przez prezydenta Władimira Putina przy okazji konferencji bezpieczeństwa w Monachium w 2007 r. i szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 r. Innym razem przez ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w postaci projektu traktatu o nowej architekturze bezpieczeństwa w Europie.
Rosyjska wizja innego porządku globalnego składała się z trzech elementów: 1) obszar postsowiecki miał zostać uznany za strefę wyłącznych interesów Rosji, w której powszechne prawo międzynarodowe nie obowiązuje i tylko Rosja dyktuje tam swoje prawa; 2) u granic Rosji, w Europie Środkowej, miała powstać strefa buforowa. W tym celu Rosja próbowała między innymi wykorzystać jednostronną deklarację NATO o nierozmieszczaniu „poważnych sił" u granic Rosji. I to dlatego Moskwa próbowała narzucić sojuszowi taką interpretację aktu stanowiącego Rosja–NATO z 1997 r., który prowadziłby do nadania członkom NATO graniczącym z Rosją de facto odmiennego statusu członkowskiego, a także uzależniał od tego przestrzeganie prawa międzynarodowego przez Rosję; 3) chodziło o stworzenie nowego koncertu mocarstw, które tak jak w czasach Kongresu Wiedeńskiego narzucałby swoją wolę mniejszym uczestnikom stosunków międzynarodowych.
W ten sposób autorytarny ustrój Rosji miałby znaleźć swoje odzwierciedlenie w ustroju ładu światowego. Retoryka Kremla była problemem, ale to przejście przez Putina od słów do czynów i agresja na Ukrainę zmieniły sytuację strategiczną. Okazało się, że Rosja może swoją rewizjonistyczną retorykę uzupełnić o agresję zbrojną, aby narzucić światu własną wizję. I sojusz musiał się do tego dostosować.