Rządy obozu Jarosława Kaczyńskiego czynią Polsce wielkie szkody. Przypominam tylko najważniejsze: gwałcenie konstytucji i praworządności, zamienianie ważnych instytucji państwowych w atrapy (np. Trybunał Konstytucyjny i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji), zawłaszczanie państwa przez rządzących na skalę niespotykaną dotąd w III Rzeczypospolitej, prowadzenie celowej polityki dzielenia i skłócania Polaków, sprowadzenie polityki zagranicznej do godnościowych gestów i tromtadracji, rzekomo w imię obrony suwerenności Polski, a w rzeczywistości dla podtrzymywania dobrego samopoczucia części własnego elektoratu i uzyskania od Unii Europejskiej cichego przyzwolenia na dalsze demolowanie niezależnego sądownictwa w naszym kraju.
W pełni podzielam opinię, którą niedawno na łamach „Plusa Minusa" wyraził Ludwik Dorn, że w sporze polskiego rządu z Unią nie chodzi o suwerenność, ale o usunięcie z zawodu około tysiąca niepokornych sędziów i zastąpienie ich „swoimi pachołkami", a więc wzięcie pod but sądów i sędziów, którzy narazili się władzy, co niesie oczywiste konsekwencje dla niepokornych obywateli.
Mobilizacja lewicy
Rządy tzw. Zjednoczonej Prawicy powinny się skończyć jak najszybciej. Czy drogą do tego celu powinno być połączenie sił opozycji i wystawienie wspólnej listy wyborczej w najbliższych wyborach do parlamentu?
Ostatnio stało się tak na Węgrzech, gdzie powstał blok sześciu partii opozycyjnych, które zapowiedziały także wystawienie wspólnego kandydata na premiera. Pod względem ideowym jest on bardzo zróżnicowany: od Węgierskiej Partii Socjalistycznej (spadkobiercy komunistów) do prawicowego Jobbiku, który jeszcze kilka lat temu uznawany był za ugrupowanie faszyzujące.
W Polsce węgierski scenariusz w wyborach nie jest ani możliwy, ani wskazany. Główną przeszkodę stanowi radykalizacja lewicy i złapanie przez nią wiatru w żagle dzięki obecnie rządzącym. To obóz władzy odegrał zasadniczą rolę w reanimowaniu lewicy i wprowadzeniu jej haseł oraz postulatów do centrum debaty publicznej. Andrzej Duda w swej prezydenckiej kampanii stwierdzeniem: „Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że [LGBT – red.] to ludzie. A to jest po prostu ideologia", wyznaczył jedną z zasadniczych osi sporu w tych wyborach. Na krótką metę przyczyniło się to do jego wyborczego sukcesu, ale na dłuższą powody do satysfakcji mają środowiska lewicowe. Problematyka LGBT stała się bowiem jednym z głównych tematów debaty publicznej. Jeszcze większe znaczenie w zmobilizowaniu lewicy miał wyrok upolitycznionego i pozbawionego autorytetu Trybunału Konstytucyjnego ograniczający jeszcze bardziej prawo do legalnej aborcji. Spowodował on liczne i kontynuowane przez długie tygodnie manifestacje pod radykalnymi hasłami, wśród których na pierwszy plan wybijało się żądanie aborcji na życzenie.