Wszystko zaczęło się od wywiadu udzielonego internetowej telewizji Deutsche Welle. Mateusz Morawiecki nie był do niego dobrze przygotowany: mylnie założył, że rozmawiać będzie z Niemcem i po niemiecku. Trafił tymczasem na weterana brytyjskiego dziennikarstwa Tima Sebastiana, który z anglosaską bezwzględnością zasypał go cytatami z wypowiedzi partyjnych kolegów. Obrona szefa MSZ, według którego Donald Tusk jest „ikoną zła i głupoty" oraz ministra sprawiedliwości porównującego Unię Europejską do nazistów przerosła możliwości wicepremiera. Również odpowiedzi na krytycyzm ze strony Komisji Europejskiej, Reporterów bez Granic, ONZ-owskiego Komitetu ds. Praw Człowieka oraz papieża Franciszka nie były szczególnie przekonujące. Zawczasu przygotowane przez Morawieckiego porównania do sytuacji w Niemczech – i wypowiadane po niemiecku sformułowania – trafiały w próżnię.
Po przeszło 20 minutach nierównej walki Sebastian zadał decydujący cios: zacytował Kornela Morawieckiego, który na pierwszym posiedzeniu Sejmu obecnej kadencji powiedział, że dobro narodu ważniejsze jest od prawa. Synowska lojalność wzięła górę nad profesjonalizmem (stabilność otoczenia prawnego jest jednym z głównych czynników przyciągających inwestorów, za które to przyciąganie młody Morawiecki jest w rządzie odpowiedzialny) – i europejska publiczność usłyszała kolejny przykład z niemieckiej historii. Tym razem taki, że trzymanie się litery prawa cechuje nazistów, a nie porządnych ludzi.
Na spacerniaku większego więzienia
Trafność użytego przez wicepremiera Morawieckiego przykładu podważył już w „Rzeczpospolitej" Paweł Łepkowski: III Rzesza była państwem bezprawia, w którym władza sądownicza przerażająco szybko została podporządkowana rządzącej partii i narodowosocjalistycznej ideologii.
Nie przeszkadza to jednak Tomaszowi Krawczykowi bronić Morawieckiego na poziomie meta. Wicepremier powiedział w wywiadzie, że prawny pozytywizm „has to end" (dosłownie „musi się skończyć", co litościwi tłumacze Deutsche Welle przełożyli jako „ma swoje granice") – a Krawczyk rozwija tę myśl, podkreślając, że „problemem klasycznego pozytywizmu jest brak jego osadzenia zarówno w etyce, jak i moralności". Stwierdzenie to nie wydaje się kontrowersyjne, a szereg klasycznych tekstów zachodniej kultury – na czele z „Antygoną" – posłużyć może jako jego ilustracja. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Gdy weźmiemy w nawias własne religijne i quasi-religijne przekonania, okaże się bowiem, że również etyka i moralność mają charakter umowny, czyli używając terminologii z zakresu teorii prawa – pozytywny.
Jak obrazowo wyjaśnia w znakomitej książce „Sapiens. Krótka historia ludzkości" Yuval Noah Harari, „Wierzymy w konkretny porządek nie dlatego, że jest obiektywnie prawdziwy, lecz dlatego, że wiara weń pozwala nam efektywnie współpracować i stworzyć lepsze społeczeństwo. (...) Z wyobrażonego porządku nie da się uciec. Kiedy przebijamy mur więzienia i biegniemy w stronę wolności [tzn. demaskujemy umowny charakter danej instytucji, zjawiska, wartości], znajdujemy się w rzeczywistości na spacerniaku większego więzienia".