Reklama
Rozwiń

Witold Orzechowski o wystąpieniu Donalda Trumpa w Warszawie

Wystąpienie prezydenta USA w Warszawie będzie nazywane „historycznym". Od 6 lipca 2017 roku zaczęła się moralna krucjata XXI wieku – pisze reżyser i producent.

Aktualizacja: 18.07.2017 01:08 Publikacja: 16.07.2017 19:29

Witold Orzechowski o wystąpieniu Donalda Trumpa w Warszawie

Foto: AFP

Przyjazd Donalda Trumpa do Polski i jego wystąpienie przy pl. Krasińskich w Warszawie można przyrównać do ciosu zadanego przez Supermana. Prezydent Trump zadał go wszelkim lewicującym i lewackim środowiskom, mediom liberalnym (CNN, NBC, TVN) wspierającym zachodnie liberalne rządy. Zadał też cios polskiej opozycji próbującej sypać piasek w szprychy i odwrócić koło historii, która dzieje się na naszych oczach.

Szok po jasnym i otwartym pokazaniu przez Trumpa programu politycznego oraz celów będzie tym większy, że elity liberalne nie doceniły głębi, prawdy i wartości, jakie kierowały tym niezawodowym politykiem, który niespodziewanie wygrał wybory w USA. Trump był nazywany „prostackim milionerem", „klownem" o zacofanych prawicowych poglądach, który wkrótce zostanie zmarginalizowany przez zmasowany atak tychże elit i ich mediów. Tymczasem prezydent USA w swoim wystąpieniu – z głębią myśli, pełną filozoficznych i humanistycznych przekonań, namawiał do moralnej krucjaty, by ratować chrześcijańską cywilizację Zachodu. Wypadł jak szlachetny rycerz na tle zbiorowiska bezideowego bałaganu (rozruchy w Hamburgu). Ten rycerz w zbroi najsilniejszego mocarstwa militarnego na świecie, ubrany w płaszcz ekonomicznej potęgi gospodarczej i siłę dolara amerykańskiego został wysłuchany inaczej niż jakikolwiek inny przywódca lub autorytet światowy. A któż inny mógłby być bardziej wart wysłuchania?

Czy Angela Merkel, która spowodowała napływ miliona nielegalnych emigrantów muzułmańskich do Niemiec, a której ponowny wybór na stanowisko kanclerza wcale nie jest taki pewny na jesieni? Jeszcze kilka takich rozruchów lewackich terrorystów dewastujących Hamburg w czasie spotkania G20 i przestanie mieć na to szanse. Czy może przywódcą Zachodu miałby zostać nowy prezydent Francji Emmanuel Macron? Sprawiający wrażenie wyboru z rozpaczy wobec mizerii innych kandydatów i z niechęci Francuzów do Marine Le Pen. Macron to zawodnik wagi koguciej przy Trumpie, który walczy w kategorii superciężkiej.

W okowach poprawności

„Efekt Tumpa" polega na tym, ze wywrócił on stół przygotowany do obiadu z ustawioną na nim porcelaną i potłukł poszeregowane talerze i kieliszki. Bogate, acz bezmyślne elity Zachodu, zajęte były przez ostatnich 30 lat wyłącznie konsumpcją nagromadzonego bogactwa, biurokratycznymi regulacjami i mnożeniem „praw i zakazów", także w dziedzinie poprawności politycznej. Doszło do tego (zaczęło się w Ameryce), że na uniwersytetach „postępowi" profesorowie zaczęli ograniczać najpierw dopuszczalne dla studentów słownictwo, a potem tworzyć nowe, zastępcze słowa klucze. Potem trafiły one do języka mediów, prasy i telewizji, cenzurując w ten sposób język i pojęcia używane dotąd.

Rozszerzone to zostało o cenzurę tematów, o których wolno mówić, pisać lub zamieszczać książkach. Nie wolno było np. negatywnie pisać o Murzynach (nawet o przestępczości), a zatem nie wolno było napisać, że sprawcą morderstwa w Bronxie był czarnoskóry Amerykanin zabijający wystrzałami z colta innego Murzyna, też Amerykanina. Za to można było pisać o włoskiej mafii i porachunkach białej rodziny Gambino na Mathattanie, nawet z nazwiskami, np. John Gotti, a nie John G.

Gdy mieszkałem w USA w latach 90., zapamiętałem groteskowe zalecenia dla studentów uniwersytetu Columbia i dla szkół średnich rozesłane przez władze edukacyjne. A więc nie wolno było używać pewnych słów i proponowano „właściwe". Oto kilka przykładów:

– zamiast Murzyn „Afroamerykanin", nie „bandyta", tylko „mijający się z prawem", zamiast garbaty „prosty inaczej", kulawego zastąpił „niepełnosprawny", homoseksualistę – „gej", patriotyzm – „nacjonalizm", a Boga – „siła wyższa".

Trump zerwał z poprawnością polityczną i nazywa rzeczy po imieniu. Zapewniło mu to sukces w wyborach prezydenckich i zapewni sukces w czasie pobytu w Białym Domu.

Polski wzór

„Efekt Trumpa" widzimy już w Polsce, gdzie wygłosił swoje przemówienie. Nie uczynił tego ani w Brukseli, ani w Niemczech. Zajęło mu pół roku, zanim wypracował i określił swoje przywództwo. W Polsce spowodowało to szokujące wrażenie. Po latach „pedagogiki wstydu", antypolskiej propagandy, ośmieszenia wartości, pomniejszania symboli narodowych i tradycji narodowej, zaniechania interesu państwowego przez polityków Platformy Obywatelskiej i PSL – na oczach całego świata ktoś obcy, prezydent USA, postawił za wzór Polskę i jej historię.

Trump z podziwem wyróżnił polski patriotyzm i umiłowanie wolności, które pomogło nam przetrwać opresje, rozbiory, wojny i komunizm. Legła w gruzach propaganda relatywizmu, globalizmu i liberalizmu. Propaganda uprawiana przez prezydenta Komorowskiego (wizyta w Moskwie wraz z generałem Jaruzelskim u Putina po katastrofie smoleńskiej), manipulacja premiera Tuska (śledztwo smoleńskie, afera Amber Gold, próba podpisania przez wicepremiera Waldemara Pawlaka niekorzystnej dla Polski umowy gazowej z Gazpromem, „ciepła woda w kranie"). Orzeł z białej czekolady na Święto Niepodległości odsłaniany przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego już więcej się nie pokaże i nie będzie ośmieszania godła narodowego. Polscy twórcy filmowi nie będą więcej klęczeć na cmentarzach armii sowieckiej i nie będą kręcić filmów pt. „Polskie gówno" i „Pokłosie". Sprawi to magiczna siła „efektu Trumpa".

Odbudowa cywilizacji

Donald Trump wyróżnił w historii Polski bohaterski zryw patriotyczny Powstania Warszawskiego i wizytę papieża Jana Pawła II, która stała się początkiem obalenia komunizmu. Przypomniał, że „milion Polaków" zebranych na spotkaniu z papieżem wołało „My chcemy Boga!". Trump namawia do odbudowy cywilizacji chrześcijańskiej w Europie i Ameryce i jest to, jak się okazuje, fundament jego misji jako prezydenta.

Walka z terroryzmem, walka z biedą tak, ale Trump widzi to szerzej – trzeba rozpocząć walkę o naszą zachodnią, tradycyjną cywilizację, z poszanowaniem rodziny (a nie praw homoseksualistów), obroną granic państw narodowych (a nie multi-kulti bez granic). Z Bogiem i chrześcijaństwem, tradycją Grecji i Rzymu, renesansu i reformacji, a nie z bezbożnym społeczeństwem konsumpcyjnym.

I mówi to kto? – miliarder, człowiek biznesu i sukcesu, który jest zdecydowany przewodzić Ameryce i światu i wie, jak to zrobić.

Donald Trump pojawił się jak bohater z popkultury amerykańskiej – Superman lub Batman. Prowadził własny talk-show „The Apprentice" w telewizji i jest synonimem sukcesu. Jest ikoną Ameryki.

Pojęcie „efekt Trumpa" – przy jego determinacji, nieowijaniu problemów w bawełnę, nazywaniu rzeczy po imieniu, odwadze w podejmowaniu decyzji – będzie symbolem odnowy osłabionego świata zachodniego. Wystąpienie prezydenta USA w Warszawie będzie nazywane „historycznym". 6 lipca 2017 roku zaczęła się moralna krucjata XXI wieku.

Rozpoczął to człowiek, który musi wytrzymać bezprzykładny atak wściekłych i nienawistnych środowisk i grup ideologicznych. Nie myślę tu o ISIS i innych przywódcach muzułmańskich. Nie myślę tu o słabowitej armii rosyjskiej i dywersji generałów ze szkoły KGB (cyberataki). Myślę tu o tych siłach, które powstały i rozwinęły się przez ostatnich 30 lat jako siły „Zła", a które teraz siłom „Dobra" ciężko będzie zwalczyć. To jest ta cała rozbijająca ład chrześcijański i porządek moralny – zgniła subkultura i dezinformacja. Ona owładnęła amerykańskimi i europejskimi uniwersytetami, mediami, kulturą i niezależną prasą. Szkoły, podręczniki dopuściły pojęcie relatywizmu do powszechnego użytku. Najpierw opanowano i znarkotyzowano umysły, wskazano nową religię – hedonizm. Ser tofu zamiast amerykańskiego steku, święto Ziemi zamiast Wielkiejnocy, Winter Holiday zamiast Bożego Narodzenia, trzecia płeć zamiast kobiety i mężczyzny.

Trump wie, ze nie stało się to przypadkiem. Że różne Sorosy, CNN-y, TVN-y, „Gazety Wyborcze", „Newsweeki", „The New York Timesy", „Frankfurter Allgemeine Zeitungi" pracowały długo i wytrwale na tym polu. Trump postanowił z tym walczyć i wydał im wojnę. Na końcu powiedział w Warszawie do Polaków i całego świata: zwyciężymy!

Witold Orzechowski jest reżyserem i producentem filmowym oraz telewizyjnym.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Artykuł wyraża osobiste poglądy autora.

felietony
Wolfgang Münchau pokazuje coraz większy problem liberałów
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Polska wyciąga właściwe wnioski z rosyjsko-ukraińskiej wojny dronowej
Opinie polityczno - społeczne
Mateusz Morawiecki: Powrót niemieckiej siły
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Jak łatwo w Polsce wykreować nieistniejące problemy. Realne pozostają bez rozwiązań
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach paliw ma sens