Nie chodzi tu przecież o samopoczucie Andrzeja Dudy po publicznym wygłoszeniu tego epitetu przez Jakuba Żulczyka. Rzecz w ogóle nie dotyczy obu panów, tylko czegoś, co dość szumnie (ale żadne inne określenie nie przychodzi mi na myśl) można by nazwać metafizyką państwa. Problem, z jakim demokracja zmaga się od samego swego zarania, a którego sedno tkwi w figurze prezydenta.
Urzędu podważającego samą demokratyczną, równościową zasadę. Przepis penalizujący zniesławienie głowy państwa jest jedną z kilku pozostałości monarchicznego korzenia, z jakiego wyrasta idea prezydentury. Daje on o sobie znać również w przypadku prawa łaski. Uprawnienia z punktu widzenia demokratycznego ustroju kompletnie idiotycznego (żeby nie powiedzieć – debilnego). Król korzystał z niego niejako w zastępstwie Boga, miał – jako jedyny w państwie – taką możliwość, ponieważ był Jego pomazańcem. I tylko na tej zasadzie mógł on unieważnić moc innych instytucji. Jakie tymczasem umocowanie ma demokratycznie wybrany prezydent do okazywania tej nadludzkiej łaski? Czy decyzja wyborców namaściła go, obdarzyła nadzwyczajną mocą i godnością?
Czytaj więcej
Arkadiusz Mularczyk: „Ścigane są bezlitośnie osoby za krytykę bądź to prezydenta Komorowskiego, bądź to premiera Tuska. Wszystko to rodzi pytania o granice wolności słowa w naszym kraju. Nasza demokracja zmierza w kierunku białoruskim".
Dokładnie te same pytania rodzą się w przypadku znieważenia pierwszego obywatela. Zniewaga to przecież coś więcej niż obraza. Słowa lub czyny nie tyle naruszają tu uczucia ofiary, ile podważają publiczny porządek. A w jaki sposób chamstwo pana Żulczyka, okazane wobec prezydenta, narusza polityczny ład Rzeczypospolitej? Czy przypadkiem prezydentura, będąca zabawą demokratycznych dzieci w monarchię, nie jest śmieszna sama w sobie i dlatego tak źle sobie radzi z objawami lekceważenia?
W powieści „Sire” Jeana Raspaila podwładny prezydenta Francji w randze ministra składa dymisję z tej właśnie przyczyny. Zaskoczona głowa państwa prosi go o wyjaśnienia. Urzędnik „obiegł spojrzeniem całe pomieszczenie, w jakim się znajdowali. Flaga ze złotymi frędzlami była na swoim miejscu, także pozostałe atrybuty władzy. Nie brakowało nawet psa, charta, którego przodkowie pochodzili z psiarni Franciszka I. Ogarnął go nagle szalony śmiech. – Co cię tak bawi – zapytał prezydent. – Ty! – odpowiedział były już urzędnik. – Chciałeś wyjaśnienia, więc proszę. Uważam, że jesteś śmieszny”.