Jacek Dąbała: Co idzie nie tak

Media w każdym kraju pokazują stan tegoż kraju oraz jego obywateli. Nie chodzi tu o jakieś konkretne medium, a raczej o obraz płynący z nich wszystkich. Na pierwszym planie widać sądownictwo i media – to one najbardziej zajmują polityków, dziennikarzy i odbiorców mediów. W powietrzu wisi poczucie frustracji, a także nie brakuje cwaniactwa i manipulacji, które domagają się wyjaśnienia.

Publikacja: 04.11.2021 18:50

Jacek Dąbała: Co idzie nie tak

Foto: Fotorzepa, Danuta Matłoch

Fakty mówią same za siebie. Warto zatem, aby je rozpowszechniły ministerstwa, szkoły, uniwersytety, organizacje, firmy i kościoły odpowiedzialne za wychowanie mądrych lub – niestety – też głupich ludzi. Wszędzie na świecie, a nie tylko w Unii Europejskiej.

Przypomnijmy oczywistość, eliminując od razu niedojrzałe polityczne zacietrzewienie, że nie ma idealnych polityków i idealnych wspólnot. Jeśli jednak jakiś rozsądny polityk i wspólnota, jak na przykład UE – tak, ta która nie we wszystkim każdemu odpowiada – gwarantują ci pokój, wolność, stabilne prawo i wolne media, pracę oraz w miarę spokojne życie, to znaczy, że warto na to stawiać. I reformować Unię metodami dyplomatycznymi, pokojowymi, argumentami, a nie zachowaniami politycznymi rodem ze „Stefka Burczymuchy”.

1. Sytuacja, gdy w kraju politycy kierują sądami, jest przejawem degeneracji państwa, dyktatury jawnej lub ukrytej.

Prawdę tę trzeba wbijać do głów dzieciom od najmłodszych lat. Najkrócej mówiąc, jeśli masz sprawę w sądzie, gdy podpadniesz politykowi, bądź jego rodzinie czy znajomym, zawsze przegrasz proces. Zostaniesz zniszczony lub może nawet trafisz do więzienia. Po prostu polityk zadzwoni do prokuratora lub sędziego i poinstruuje go, jaki ma być wyrok. Dokładnie tak jak w krajach komunistycznych, w rozmaitych dyktaturach lub degenerujących się demokracjach. W UE, aby nie doszło do takiej degeneracji wolności obywateli, jest i pilnuje tego Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Robi to za zgodą państw wstępujących do UE. Można powiedzieć powszechnie zrozumiale, że najwyższy trybunał europejski „sprowadza na ziemię” polityków, którzy chcą jak tzw. polityczny łobuz podporządkować sobie władzę sądowniczą. Wniosek? Nie wolno ci wybrać partii, która chce rządzić prawem. Jeśli mimo to wybierasz ją, to znaczy, że jesteś naiwny i grozi ci marne życie, a może nawet zasługujesz na bat np. białoruski, rosyjski lub chiński.

2. Kraj, w którym politycy wskazują swoich sędziów, niszczy równość i demokrację.

Wyobraź sobie, że dostałeś zapomogę od rządu, dodatkową lub wyższą emeryturę, a więc na swój sposób cwana władza przekupiła cię zabranymi innym publicznymi pieniędzmi, potraktowała cię jak „ciemny lud”. Ty za to z wdzięczności głosujesz na partię, która wybiera swoich sędziów, czyli – mówiąc kolokwialnie – swoich kolesiów i kumpele. Jeśli nie jesteś – trzymamy się za przeproszeniem języka raczej powszechnie zrozumiałego – kompletnym naiwniakiem lub sprzedawczykiem, to rozumiesz, że skazałeś się na wyroki sitwy partyjnej, a nie niezależnego prawa. Zabijasz swoją równość wobec innych i demokrację, zostajesz prawie niewolnikiem bez żadnych praw, frajerem karmionym propagandą, którego w każdej chwili można oskarżyć i skazać, jak się tylko chce.

3. Kraj, w którym sędziami zostają politycy, jest zdegenerowany i dyktatorski.

Najlepiej zapytać wprost: czy jesteś obywatelu tak łatwowierny, że nie rozumiesz, iż polityk przeważnie nie myśli bezstronnie, lecz zwykle w swoim egoistycznym interesie i dla kariery? Czy jesteś tak pogubiony, że akceptujesz polityka w roli sędziego? Naprawdę nie pojmujesz, że sędzia-politruk jest dowodem na korupcję polityczną władzy i pohańbienie niezależności sądownictwa? Każdy rozsądny człowiek wie, że ktoś taki nie ma prawa nawet przekroczyć progu instytucji prawnych. Dla niezależności sądownictwa i dla demokracji to rak – do natychmiastowego usunięcia. Natomiast może uprawiać inny zawód. Oczywiście najlepiej jest, gdy ktoś taki na zawsze zostaje wyrugowany zarówno z sądownictwa, jak i z polityki. Nie należy mylić publicznych występów sędziów w interesie obywateli, niezależnego prawa (czyli realnej władzy sądowniczej – trzeciego filaru demokracji) z zaangażowaniem politycznym. A tak, niestety, propaganda rządowa w różnych krajach zwykle kłamliwie to nagłaśnia.

Czytaj więcej

Fabryka Informacji

4. Kraj, w którym media publiczne zostają mediami propagandowymi jest skorumpowany i odcina obywatelom dostęp do prawdy.

Tylko ktoś bardzo niedojrzały nie potrzebuje informacji i publicystki. Nawet szczątkowej, wyjaśniającej najważniejsze otaczające go sprawy. Przypomnijmy, że osoba intelektualnie słaba (w takim kontekście Winston Churchill widział „rozmowę z przeciętnym wyborcą”) ma takie same prawa wyborcze jak inni ludzie. To jest zresztą ciągłym problemem demokracji, pytanie – czy w społeczeństwie każdy, w tym mało inteligentni, powinni mieć głos wyborczy?

Korupcja polega na defraudowaniu publicznych pieniędzy w publicznych mediach w swoich prywatnych celach, a więc interesach partyjno-rządowych. Dostęp do prawdy odcina się wówczas w mediach publicznych fałszywym obrazem rzeczywistości. Skorumpowanie dotyczy także pracujących w takich mediach ludzi. Udają oni, że realizują standardy dziennikarskie i bezwstydnie atakują każdego wskazanego przez władzę. W ten sposób wiadomości propagandowe, a więc kłamliwe, bo jednostronne, niszczą podatnych na nie obywateli i w konsekwencji burzą stabilność państwa. Jest to działalność wroga wobec własnego kraju i w pewnym sensie przypomina wpływy piątej kolumny. Warto wiedzieć, że jednym z głównych celów piątej kolumny jest skłócanie narodu. Na swój sposób można też uznać takie postępowanie za atak hybrydowy na określony kraj. Tym bardziej niebezpieczny, że realizowany od środka i przez własną władzę po szyldami narodowymi i patriotycznymi, która mogłaby być sprytnie wypromowana przez wrogie państwo.

5. Kraj, w którym za pieniądze wszystkich podatników zamienia się media publiczne w rządowe, a więc jednostronne, doprowadza się do defraudacji mienia wspólnego.

Najpierw informacja podstawowa, która zbyt często umyka uwadze zacietrzewionych politycznie obywateli: media publiczne nie są prywatne. Inaczej: to co wspólne nie jest tylko moje. Publiczne media są utrzymywane z pieniędzy wszystkich obywateli (tzw. prorządowych, opozycyjnych i obojętnych), a więc nie mogą reprezentować żadnego rządu. Jeśli reprezentują i stają stronnicze, a więc sieją propagandę, chwaląc władzę, wtedy stają się – trzeba to nazwać po imieniu – zamaskowanym „złodziejem” pieniędzy publicznych, a ludzie to robiący zasługują na karę. Na przykład za malwersację lub złe gospodarowanie mieniem publicznym. Dostają publiczne pieniądze i nie wykonują swoich obowiązków. A przecież rozwiązanie jest proste i oczywiste: rządy, który chcą mieć własne media, powinny stworzyć je i sfinansować ze swoich pieniędzy. Tak samo można uznać za przestępstwo kupowanie przez władzę mediów prywatnych za państwowe pieniądze, aby używać je do własnych celów politycznych. Dodajmy, że prywatne media – podmiot gospodarczy skrajnie inny od publicznego, czyli państwowego – w zgodzie z prawem mogą propagować, co tylko chcą, skoro znajdują odbiorców.

6. Kraj, w którym policja i wojsko bezmyślnie wykonują rozkazy polityków, atakując własnych obywateli za manifestowanie przez nich poparcia dla demokracji, wolności i równości, staje się miejscem strachu i cierpienia.

Medialne i polityczne komentarze wokół przemówień niektórych polityków w UE są tak bardzo zróżnicowane, często stronnicze i niejasne, że przyda się wyjaśnienie kilku podstawowych kwestii. Otóż warto przypomnieć, że obecność w Unii jakiegoś kraju, w tym Polski, była i jest dobrowolna. Nikt nikogo nie zmuszał, żeby w niej był. Na przykład Polskę przyjęto tam po wielu latach jako państwo mentalnie rozbite przez komunizm, raczej biedne i gospodarczo zacofane w stosunku do chociażby Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Francji. Zniknęły paszporty, napłynęły pieniądze i zmienił się obraz Polski. Zgodziliśmy się zaakceptować jak inne państwa wyroki TSUE będące spoiwem jedności 27 krajów członkowskich. Trzeba więc jasno powiedzieć wrogom UE, że nie robimy łaski, będąc w niej. A jak nie odpowiada komuś prawo reprezentowane przez TSUE, to droga wolna, można szybko się odłączyć jak Wielka Brytania i radzić sobie samemu.

Można też zostać wyrzuconym, jeśli kraje UE uznają kogoś za wroga wspólnoty. Wtedy zostaje się samemu gospodarczo, wojskowo, politycznie, edukacyjnie i kulturowo. Wtedy, gdy wybucha wojna, słabe samotne państwo szybko zostaje zniszczone, jak to miało miejsce z Polską w 1939 roku, a ludzie pozabijani lub zniewoleni. Oczywiście wcześniej takie państwo szybko biednieje i ludzie – z wyjątkiem bogatej władzy – cierpią biedę i są niszczeni przez skorumpowane wojsko i policję.

7. Kraj, w którym władza udaje demokrację przed wspólnotą, niszcząc niezależne sądownictwo i media, nie powinien liczyć na naiwność i życzliwość wspólnoty.

Unia Europejska nie jest superpaństwem i nie ma takich ambicji. Jest dobrowolnym sojuszem państw europejskich, które spajają prawo i akceptacja określonych wartości. Zarządzanie z Brukseli i Strasburga, nawet jeśli czasami jest kontrowersyjne, służy wyższym celom – daje siłę, bezpieczeństwo, równość i pozwala dzielić się własną tożsamością z innymi.

Zarządzanie unijne jest konieczne, aby domorośli kacykowie nie wywołali nowych narodowych wojen. Kiedy nie było Unii, przypomnijmy, wojny w Europie toczyły się regularnie. Rządy państw w UE muszą więc tylko dbać o realizację prawa we wspólnocie i akceptować nadrzędność tego prawa we własnym interesie. W innym wypadku zostaną wyrzucone poza nawias prawa wspólnotowego i znajdą się w grupie państw, z którymi nikt się nie liczy.

Prawo unijne po prostu broni kraje wspólnoty przed wewnętrznymi łobuzami politycznymi. Nawet jeśli objęli władzę w wyniku wyborów, to nie mogą zburzyć fundamentów, czyli równości wszystkich obywateli, nie mogą udawać demokracji i szacunku do unijnych wartości, tworząc antyunijną dyktaturę w ramach UE.

8. Kraj, w którym wmawia się ludziom, że Unia Europejska niszczy religię, rodzinę i tradycję, stosuje propagandową manipulację, wykorzystując incydentalne degeneracje wspólnotowej demokracji.

Wrogowie Unii twierdzą, że w państwach wspólnoty religia zostanie zlikwidowana, rozpęta się walka z kościołami, a tradycyjna rodzina zostanie zastąpiona związkami homoseksualnymi. To propagandowe bzdury. UE nie niszczy, widać to gołym okiem, lecz daje szansę wyboru wszystkim. Każdy może żyć, jak chce – katolik i ateista, heteroseksualista i homoseksualista, liberał i konserwatysta.

Problemem może być nachalne wymuszanie na niewierzących uznania jakiejś religii za wzór wiary i stylu życia. Na to nie ma unijnej zgody, nie ma też zgody samych niewierzących i wielu wierzących, którzy rozumieją, że kościoły nie są od dyktowania ludziom niezainteresowanym wiarą, co mają robić. Mogą przetrwać albo zniknąć, jeśli się znudzą lub nie będą potrzebne. Nie ma żadnego obowiązku, by funkcjonowały, gdy obywatele uznają je z własnej woli za niepotrzebne. To oczywiste. Kościoły są wspaniałym miejscem tylko w systemie liberalnym, gdy nie roszczą sobie prawa do decydowania o poglądach i prawach niewierzących. Żadnego człowieka w UE nikt nie piętnuje z powodu wiary, natomiast wiele osób religijnych i polityków piętnuje innych ludzi za to, że mają inne poglądy, wyzywa ich na przykład od lewaków. To, że nie podobają się niektórym ludziom związki gejowskie, nie znaczy, że mają oni prawo ich zabraniać. Gej, jeśli nie łamie prawa, ma prawo żyć, jak chce. Prawa szczegółowe, jak adopcja dzieci przez gejów, powinny być ustalane przez świecki consensus wspólnotowy, a nie religijny, a więc jednostronny.

Dążenie do niezależności sądów i mediów nie powinno przesłaniać wspólnocie, a więc też Unii Europejskiej, że demokracje łatwo się degenerują. Interesy państwowe zawsze będą dopominać się o szczególne traktowanie, co zrozumiałe. Tożsamość narodowa, suwerenność, tradycje, religie, wartości i rozwój gospodarczy tkwią w obywatelach, są ich drogowskazem. Dlatego prawa wspólnotowe UE muszą dbać przede wszystkim o zabezpieczenia przed degeneracjami samej demokracji, czyli nie narzucać idealistycznych i nierozsądnych rozwiązań politycznych, szkodzących UE, pilnując zarazem jedności prawa unijnego. A jeśli to prawo nie podoba się (np. w odczuciu wielu obywateli niekontrolowane przyjmowanie migrantów nierozsądnie burzy wspólnotę), to każdy kraj powinien dążyć do jego zmiany środkami politycznymi, a nie rewolucyjnymi.

Jacek Dąbała jest profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim, pisarzem, scenarzystą i byłym dziennikarzem. Bada media, komunikację, literaturę i film. Na stronie Dabalamedia.com audytuje jakość mediów na świecie w języku polskim i angielskim. Ostatnio opublikował książkę oraz audiobook „Medialne fenomeny i paradoksy”

Fakty mówią same za siebie. Warto zatem, aby je rozpowszechniły ministerstwa, szkoły, uniwersytety, organizacje, firmy i kościoły odpowiedzialne za wychowanie mądrych lub – niestety – też głupich ludzi. Wszędzie na świecie, a nie tylko w Unii Europejskiej.

Przypomnijmy oczywistość, eliminując od razu niedojrzałe polityczne zacietrzewienie, że nie ma idealnych polityków i idealnych wspólnot. Jeśli jednak jakiś rozsądny polityk i wspólnota, jak na przykład UE – tak, ta która nie we wszystkim każdemu odpowiada – gwarantują ci pokój, wolność, stabilne prawo i wolne media, pracę oraz w miarę spokojne życie, to znaczy, że warto na to stawiać. I reformować Unię metodami dyplomatycznymi, pokojowymi, argumentami, a nie zachowaniami politycznymi rodem ze „Stefka Burczymuchy”.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Emmanuel Macron w swych deklaracjach jawi się jako wizjonerski lider Europy
Opinie polityczno - społeczne
Michał Matlak: Czego Ukraina i Unia Europejska mogą nauczyć się z rozszerzenia Wspólnoty w 2004 r.
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Wolność słowa w kajdanach, ale nie umarła
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Jak Hołownia może utorować drogę do prezydentury Tuskowi i zwinąć swoją partię
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Partie stopniowo odchodzą od "modelu celebryckiego" na listach