Po pierwsze – pomysł powoływania władz radia i telewizji publicznej przez szefa UKE, który jest człowiekiem premiera i jemu podlega, to otwarta deklaracja: o tym, kto zostanie prezesem telewizji, będzie decydował szef rządzącej partii. Tak było i do tej pory, ale wymagało to gimnastyki. Teraz będzie można to robić bez wysiłku.
Jeśli ktoś miał cień wątpliwości, że chodzi o coś innego, to zapis mający umożliwić bezproblemowe odwoływanie szefów TVP i PR przez ministra skarbu nie pozostawia żadnych złudzeń. Każdy kolejny rząd, poczynając od rządu Tuska, z tej możliwości z przyjemnością będzie korzystał. Na szczęście pod wpływem zmasowanej krytyki PO zaczęła z tych niemądrych pomysłów się trochę wycofywać. Ale te zmiany nie zmieniają sensu ustawy.
Po drugie – oddanie regionalnych ośrodków radia i telewizji w ręce samorządów oznaczać będzie jeszcze większe ich upartyjnienie. Na jakiej podstawie mamy podejrzewać, że lokalni bonzowie partyjni, zwłaszcza ci, którzy nie zostali zaspokojeni stanowiskami w administracji krajowej, powstrzymają się przed obstawieniem swoimi ludźmi władz regionalnej telewizji? Dlaczego mieliby zrezygnować z możliwości bezpośredniego wpływania na swój elektorat, na tych, którzy mają ich wybierać w okręgach wyborczych? To rozwiązanie oznacza jeszcze większe uzależnienie regionalnych stacji radiowych i telewizyjnych od polityki.
Zniesienie abonamentu – co zapowiada premier – i zastąpienie go dotacją z budżetu nie jest żadnym zniesieniem podatku. Bo przecież pieniądze z budżetu też pochodzą z podatków. Jaka będzie różnica? Ano taka, że teraz minister (albo ludzie od niego zależni) będzie decydować o tym, kto i ile dostanie kasy na robienie programów. To też ma gwarantować odpartyjnienie? Skutek będzie na pewno następujący: osłabienie TVP, na korzyść TVN, Polsatu i Pulsu.
Jednak największą wadą, wadą podstawową koncepcji PO, jest to, że nie przedstawia ona żadnej wizji mediów publicznych. Czym mają być? Czym ma być ich misja? Widać wyraźnie, że Platforma – poza tym, że chciałaby odsunąć od mediów ludzi PiS i móc pokazać, że odchudza instytucje – nie ma na to żadnego pomysłu. Od początku najważniejsi politycy tej partii przerzucają się chaotycznie rozmaitymi, nie do końca przemyślanymi, konceptami.
Dotychczas obowiązująca ustawa medialna nie jest dramatycznie zła. Zła jest praktyka. Błąd nie tkwi w takim, a nie innym kształcie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Problemem są wiecznie niezaspokojone potrzeby polityków. Żadna z dotychczasowych ekip politycznych nie odpuściła sobie telewizji. I nie mam żadnych podstaw, by podejrzewać Platformę, że ma inne zamiary. Zwłaszcza kiedy jej eksperci proponują rozwiązania przypominające czasy PRL.