Na czerwcowym szczycie w Brukseli, gdzie negocjowano treść unijnego traktatu, rozstrzygały się też losy Karty praw podstawowych. Skupia ona prawa człowieka rozproszone po różnych konwen- cjach i deklaracjach. Polski rząd wynegocjował zastrzeżenie, że Karta nie może wpływać na moralność w naszym kraju. Mówiąc wprost: chciał gwarancji, że dokument nie wymusi legalizacji aborcji, eutanazji i małżeństw homoseksualnych. Wpisanie tego zastrzeżenia prezydent Lech Kaczyński podał jako jeden z sukcesów naszej delegacji.

Ale zapis nie rozwiał wszystkich obaw związanych z Kartą. Polska zastrzegła też prawo do pójścia w ślady Brytyjczyków, którzy chcieli ograniczenia wpływu Karty na swoje prawo. Kiedy media podały, że władze w Londynie zrobiły to w obawie przed nadmiernymi prawami socjalnymi, w Polsce wybuchła burza. NSZZ “Solidarność” zażądał przyjęcia Karty. Rząd przyjął osobną deklarację, że szanuje i popiera prawa socjalne. Ale Karty nie chciał.

W sierpniu “Rz” napisała, że prawdziwą przyczyną lęków związanych z Kartą są obawy przed roszczeniami wypędzonych. Polscy dyplomaci przy- znawali to nieoficjalnie, ale bali się mówić otwarcie. Oficjalnie obawy te potwierdził “Rz” tylko wiceminister w Kancelarii Premiera Andrzej Sadoś. Dzień później – zapewne po reprymendzie, jaką otrzymał od zwierzchników – wyparł się swoich słów na łamach “Gazety Wyborczej”. Sprawa ucichła. Jednak już po wyborach minister Anna Fotyga przyznała, że jej zdaniem unijna Karta praw podstawowych może otworzyć drogę do roszczeń ze strony niemieckich wysiedlonych. I ostrzegła polityków PO – którzy publicznie opowiadają się za Kartą – aby nie spieszyli się z przyjmowaniem tego dokumentu. Fotyga powoływała się m.in. na opinię prawną Zdzisława Galickiego. Sam profesor oznajmił jednak, że dokonano nadinterpretacji jego słów. Zarówno polscy, jak i unijni prawnicy są zgodni: Karta nie może stanowić podstawy do roszczeń, ponieważ prawo nie działa wstecz. Nie wprowadza też niczego, czego nie byłoby już w polskim prawie. I wreszcie w Karcie jest zapis, że nie wkracza ona w dziedziny prawa, które są w kompetencjach państw członkowskich. A do nich należą sprawy własności oraz m.in. aborcji czy eutanazji. Doskonale zrozumieli to Czesi, którzy chcą Karty, mimo że też mogliby się obawiać niemieckich roszczeń. Być może także polscy dyplomaci czuli, że sprzeciw wobec Karty naraża ich na śmieszność i dlatego nie chcieli mówić głośno o przyczynach swoich obaw.