Wokół procedury ratyfikacji traktatu lizbońskiego pojawiło się tyle nieporozumień, że należy je wyjaśnić nie tylko po to, aby czytelnicy uzyskali w niej rozeznanie, ale także po to, aby politycy nie popełniali błędów, które mogą doprowadzić do uznania ustawy wyrażającej zgodę na tę ratyfikację za niekonstytucyjną.
Po pierwsze, zgodnie z treścią art. 89 ust. 1 konstytucji, ustawy wyrażające zgodę na ratyfikację przez prezydenta odnoszą się do takich umów, które, na przykład, dotyczą pokoju, sojuszy, układów politycznych lub wojskowych, wolności praw lub obowiązków obywatelskich albo członkostwa naszego państwa w organizacjach międzynarodowych. Są to ustawy uchwalane w standardowym trybie przewidzianym dla innych aktów rangi ustawowej.
Prezydent, wnosząc do Sejmu projekt ratyfikacji traktatu, sprawia wrażenie, jakby występował o ratyfikację umowy sam do siebie
W tym kontekście warto tylko przypomnieć, że aby ustawa została uchwalona, potrzebna jest zwykła większość głosów poselskich oddanych w obecności co najmniej połowy ustawowej ich liczby.
Po drugie, art. 90 zna umowy międzynarodowe, na podstawie których Rzeczpospolita Polska może przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach.