Posługując się terminologią muzyczną, tak bliską papieżowi, który w wolnych chwilach gra na fortepianie, można powiedzieć, że w Stanach Zjednoczonych Benedykt XVI odegrał wielką symfonię. Występując jako mistrz, nauczyciel, prorok, ale i duszpasterz, przypominał Amerykanom o ich szczególnej, przewidywanej przez ojców założycieli, misji, ale też wskazał, co może jej zagrażać. Istotną częścią tej wizyty było również wezwanie do chrześcijańskiego radykalizmu, który nie obawia się trudnych decyzji i profetycznych gestów.
U podstaw tych słów leżało przekonanie, że jedyną nadzieją dla cywilizacji zachodniej jest powrót do korzeni. I nie chodzi tylko o chrześcijaństwo, ale także o grecką tradycję filozoficzną, która od czasów Sokratesa odrzuca relatywizm. Tylko przyjęcie istnienia obiektywnej prawdy o człowieku prowadzi do stworzenia praw, które – jak podkreślał Benedykt XVI – nie będą przymusem i dyktatem demokratycznej większości.
Dlatego w kazaniach papieskich wyraźnie słychać było „nie” dla współczesnego sekularyzmu, relatywizmu i państwowego laicyzmu, który wymaga od wierzących pozostawienia religii poza sferą działalności publicznej, a także apel do Amerykanów, by pozostali wierni własnej tradycji, która stawia religię w centrum zbiorowej tożsamości. – Świat potrzebuje świadectwa – mówił Benedykt XVI w homilii wygłoszonej na stadionie Nationals Park w Waszyngtonie.
Świadectwo to zakorzenione jest w tradycji Stanów Zjednoczonych. – Ameryka jest ziemią wielkiej wiary, a jej mieszkańcy, ufając Bogu, nigdy nie wahali się wnosić zakorzenionych biblijnie argumentów moralnych do debaty publicznej – chwalił Amerykanów papież.
I trudno nie dostrzec, że w ten sposób wpisywał się w wojnę o duszę Ameryki, zwaną często wojną kultur, w której naprzeciw siebie stoją, jak to określa Gertrude Himmelfarb, „dwa narody”. Jeden wierzący, tradycyjny, przywiązany do wartości amerykańskiej religii obywatelskiej, która choć nie odwołuje się wprost do Chrystusa, jest w istocie niekonfesyjną wersją protestantyzmu. Drugi zaś naród to mniejszościowa wciąż grupa zwolenników radykalnej laicyzacji i sekularyzacji, dla których wiara jawi się jako zagrożenie ludzkich wolności.