Książka na temat Lecha Wałęsy autorstwa historyków IPN Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza ma się ukazać za kilka tygodni, ale już pojawiają się pytania, czy w ogóle należy wracać do sprawy „Bolka”. Sam były prezydent na razie ogranicza się do oskarżania autorów książki o chęć zohydzenia polskiego zwycięstwa i zapowiada, że historycy zbłaźnią się, „szukając tylko sensacji”.
Natomiast rekordy agresji pobił już – w poniedziałek w TVN 24 – Władysław Frasyniuk, zachęcając Lecha Wałęsę do bicia autorów książki po twarzy i wyzywając ich od „hołoty”. Część mediów, nie znając jeszcze książki, przyjmuje za oczywiste, że badacze akt IPN mieli podłe intencje i chcieli skrzywdzić Wałęsę. A w telewizji Superstacja informacjom na temat sporu o przeszłość byłego prezydenta towarzyszył tytuł „IPN szkaluje Wałęsę”. „Gazeta Wyborcza” z kolei już zażądała, żeby prezes IPN Janusz Kurtyka odpowiedział przed sądem. Ponieważ nie ma dowodów, że autorzy książki o Wałęsie cokolwiek zmyślili, sięgnięto po epitety i z „Gazety” dowiedzieliśmy się, że „podwładni (Kurtyki) chcą Polakom robić wodę z mózgu na temat ojczystych dziejów” i że opracowanie jest „paszkwilem”.
Niech Wałęsa dyskutuje z tezami historyków, niech przedstawia swoją wersję wydarzeń. Ale nie można się zgodzić na nieformalną cenzurę w badaniach historycznych
Jak te histeryczne ataki mają się do zasad swobodnej debaty publicznej? Przyjrzyjmy się obyczajom krajów Unii Europejskiej. W żadnym z nich byłoby nie do pomyślenia, żeby zapowiedź opublikowania pracy naukowej wywołała gniewną reakcję szefa rządu. A tak właśnie było w Polsce prawie pół roku temu, gdy Donald Tusk zapowiedział, że nie pozwoli na kwestionowanie autorytetu Lecha Wałęsy. Dziś, gdy moment publikacji książki Gontarczyka i Cenckiewicza się zbliżył, część mediów i wielu polityków bez protestu przyjmuje obraźliwe insynuacje wobec IPN i ataki na jej historyków.
Owszem, czasem badania naukowe bywają w krajach Europy obiektem krytyki. Ale w Polsce mamy do czynienia z czymś zupełnie innym – z lansowaniem tezy, że są ludzie, których przeszłości badać nie wolno. A tych, którzy tę zasadę złamią, można bezkarnie obrażać i wyzywać. Nie wątpię, że to dopiero początek. Że zaraz się posypią listy protestacyjne. Że wiele „autorytetów” podąży śladem Frasyniuka i będzie odsądzać od czci i wiary IPN oraz jego dwóch badaczy.