Ostatnie cztery lata to okres, w którym Unia mierzyła się z nowymi problemami: kryzysem traktatowym, bezpieczeństwem energetycznym, rozszerzaniem UE, szukaniem pomysłów na politykę międzynarodową. W każdej z tych kwestii należało zdefiniować polskie stanowisko i znaleźć sposób realizacji naszych interesów.
W tym czasie trzy polskie gabinety – lewicowy SLD, koalicja z PiS na czele oraz obecny rząd
– przyjmowały różne strategie polityczne wobec Unii Europejskiej. Jaką pozycję mamy w niej dziś? Decyduje o tym nie tylko trafność aktualnej polityki czy pozycja międzynarodowa przywódców, ale także poważanie, jakie zdobyła sobie Polska w przeszłości. Pozycję, dzięki której traktowani będziemy jako pożądany i konieczny partner w rozwiązywaniu problemów, buduje się w długim okresie.
Rząd lewicowy prowadził negocjacje akcesyjne, a następnie bronił polskiego stanowiska w dyskusji nad budżetem na lata 2007 – 2013. Nie było to łatwe. Przeżywająca recesję stara Europa niechętna była łożeniu większych środków na modernizację nowych krajów członkowskich. Dyskusja nad nowym traktatem została zakończona jeszcze przed rozszerzeniem UE w 2004 roku po to właśnie, by postawić nowych jej członków przed faktem dokonanym.
Rządy Millera i Belki, mimo poparcia opozycji dla twardszej linii w negocjacjach, musiały się zadowolić miejscem, które w strukturach unijnych wyznaczyli dla Polski główni promotorzy nowego traktatu. Zrobiły to bez żalu, dla lewicy bowiem najistotniejsze było utrzymanie się w głównym nurcie polityki europejskiej. Innym priorytetem było uniknięcie konfliktu z głównym adwokatem członkostwa Polski – Niemcami.