Bronisław Komorowski to jeden z tych polityków w Platformie, wokół którego mogłaby powstać opozycja w PO wobec ręcznego sterowania partią przez Donalda Tuska i Grzegorza Schetynę. Ostrożny, ale doświadczony polityk o znacznych ambicjach i bardzo dużych wciąż niewykorzystanych możliwościach. Dziś pełni rytualną rolę marszałka Sejmu. Teoretycznie drugiej osoby w państwie. Praktycznie, wobec przesunięcia ośrodka decyzyjnego do Kancelarii Premiera, ma niewiele do powiedzenia.
Komorowski ma dobre, ustalone politycznie nazwisko, niezły wizerunek i… niewiele do roboty. Nic więc dziwnego, że w Platformie Obywatelskiej słychać było coraz wyraźniej, że swą energię może chcieć wykorzystać do zbudowania pozycji i zaplecza, które pozwoliłyby mu rywalizować z Donaldem Tuskiem. Albo w walce o to, kogo PO wysunie w wyborach prezydenckich, albo też o przywództwo w partii.
Ale obecny marszałek Sejmu jest politykiem rozważnym i ostrożnym, nie należy do ludzi rzucających się z motyką na słońce – zwykle deklarował lojalność wobec Tuska. Nie jest jednak wykluczone, że Donald Tusk i jego otoczenie uznało, że pozycja Komorowskiego już jest zbyt silna. Prawdopodobne jest więc, że ujawnienie sprawy kontaktów marszałka Sejmu z oficerami Wojskowych Służb Informacyjnych w sprawie aneksu do raportu o WSI jest częścią wewnątrzpartyjnej gry mającej na celu poważne osłabienie roli Komorowskiego.
Paradoksalnie pozycję marszałka wzmacnia dziś PiS. Posłowie tej partii, atakując Bronisława Komorowskiego i domagając się jego dymisji, dają mu argument, że zarzuty mają podłoże wyłącznie polityczne. Wystarczy, że na konferencji prasowej i w różnych stacjach telewizyjnych Komorowski powtarza, że PiS chce go „opleść lepką pajęczyną podejrzeń” i że skoro nie ma żadnych „haków życiorysowych” i „merytorycznych”, to usiłuje go „opluć”. Bronisław Komorowski jest zatem ofiarą „brudnej gry” opozycji i… no właśnie, nie bardzo wiadomo kogo jeszcze. Zapewne owych oficerów WSI, którzy przychodzili do marszałka z ofertą dostarczenia aneksu do raportu o WSI, w którym nazwisko Komorowskiego miało się podobno pojawiać.
Sprawa zatem cichnie – jako kolejny polityczny atak na marszałka Sejmu. A Bronisław Komorowski deklaruje, że w odróżnieniu od swego poprzednika Ludwika Dorna wniosek o swe odwołanie podda niezwłocznie pod głosowanie już na najbliższym posiedzeniu Sejmu – i czyni słusznie. Od sytuacji Dorna różni go nie tyle niechęć do poddawania pod głosowanie wniosku o własną dymisję, ile sytuacja polityczna.