Debata nad prawną ochroną embrionu ludzkiego i problemami bioetycznymi odbywa się w sytuacji szczególnej. Politycy kierujący się zasadami chrześcijańskimi nie muszą przeciwstawiać się planom wprowadzenia złego prawa, jak zdają się sądzić niektórzy, lecz jak najszybciej muszą zareagować na brak prawa i rzeczywistość praktyk biomedycznych całkowicie sprzecznych z prawem do życia i godnością osoby ludzkiej. To zadanie znacznie trudniejsze. Trzeba bowiem doprowadzić do tego, by prawo weszło na pole, na którym go nie ma.
[srodtytul]Potrzeba kompromisu[/srodtytul]
Jesteśmy przekonani, że zadanie to może być z powodzeniem spełnione, jeśli przywiązaniu do zasad moralnych będzie towarzyszyła umiejętność zawierania kompromisów koniecznych w procesie budowania poparcia parlamentarnego dla prawa chroniącego życie w pierwszej fazie jego istnienia. Zdolność do kompromisów i budowania szerokiej zgody umożliwiła w 1992 roku przyjęcie unikatowego w postkomunistycznej Europie prawa, które zniosło powszechne od połowy lat 50. praktyki aborcyjne. W ówczesnej koalicji pro life uczestniczyli politycy, których dzieliły istotne różnice: Wiesław Chrzanowski, Marek Jurek, Jarosław Kaczyński, Tadeusz Mazowiecki i Hanna Suchocka.
Wskazania moralne są oczywiste. Prawo do życia od chwili poczęcia jest podstawowym prawem osoby ludzkiej i fundamentem naszej cywilizacji. W latach 80. byliśmy uczestnikami opozycyjnego Ruchu Młodej Polski, który jako jeden z pierwszych występował otwarcie przeciwko prawu aborcyjnemu. Jako politycy przywiązani do zasad chrześcijańskich traktujemy nauczanie Kościoła w tej sferze – wyrażone z wielką mocą w ogłoszonej przez Jana Pawła II encyklice „Evangelium vitae” – jako zobowiązujące w sferze publicznej.
[srodtytul]Prawo nie chroni genomu[/srodtytul]