Kto się zmienił: Steinbach czy Niemcy?

Erika Steinbach, choć nie jest może noszona na rękach i – jako polityk – wciąż jest stosunkowo mało znana, u coraz większej liczby Niemców budzi pozytywne skojarzenia

Aktualizacja: 12.03.2009 21:25 Publikacja: 12.03.2009 19:14

Erika Steinbach

Erika Steinbach

Foto: AFP

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/12/piotr-jendroszczyk-kto-sie-zmienil-steinbach-czy-niemcy/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Erika Steinbach ma dziś w Niemczech dobrą prasę. Ale nie zawsze tak było. Kilka lat temu można było usłyszeć wiele głosów przeciwnych jej pomysłowi na upamiętnienie wypędzeń. Wtedy była postrzegana jako wierna kontynuatorka dzieła twórców Związku Wypędzonych, którzy nie akceptowali powojennego porządku w Europie i byli przekonani, że Niemcy nadal istnieją w granicach z 1937 roku.

Dziś Erika Steinbach, choć nie jest może noszona na rękach i wciąż jest politykiem stosunkowo mało znanym, to u coraz większej liczby Niemców budzi pozytywne skojarzenia. Nawet dawniej sceptyczne wobec niej media coraz częściej podkreślają, że nie jest już tamtą Eriką z czasów, gdy rozpoczynała karierę w Związku Wypędzonych (BdV), stając na jego czele w 1998 roku. Czy pani Steinbach się zmieniła, czy zmieniły się Niemcy?

[srodtytul]Magiczne słowo empatia [/srodtytul]

Niemcy, mimo że nie zapomnieli o odpowiedzialności przodków za największe zbrodnie w dziejach ludzkości, dziś patrzą na historię inaczej – już nie wyłącznie z perspektywy potomków sprawców. Zauważyli, że byli także ofiarami drugiej wojny: alianckich bombowców oraz Polaków, Czechów i innych narodów, które – jak mówią – po wojnie wygnały miliony ich rodaków.

To nie Steinbach doprowadziła do takiej zmiany postrzegania historii, ale ma w tym swój wkład. To ona najgłośniej domagała się empatii dla wysiedlonych z Polski i innych krajów współobywateli czy dla kobiet zgwałconych przez żołnierzy Armii Czerwonej i żądała przedstawienia wszystkich tych wydarzeń w Centrum przeciwko Wypędzeniom.

Prawda, nie tylko cierpień Niemców, ale ich przede wszystkim. Jak przyznała w wywiadzie telewizyjnym trzy lata temu, centrum w stolicy Niemiec ma być "bramą, przez którą trzeba przejść, aby opracować gruntownie historię wypędzenia Niemców".

Jeżeli pojawi się empatia, to tym łatwiejsza będzie walka o prawa wypędzonych. Nie o te same, o które walczył niegdyś Związek Wypędzonych, ale jakże podobne: uznania przez Polskę i inne kraje deportacji za sprzeczną z prawem, "prawa do ojczyzny" (Recht auf die Heimat) rozumianego jako prawo powrotu i odszkodowań za mienie wysiedlonych Niemców. – Chodzi nam o odszkodowania symboliczne, podobnie jak to miało miejsce na przykład na Węgrzech – powtarzała Erika Steinbach w rozmowach z "Rzeczpospolitą".

[srodtytul]Polska nie dojrzała do Unii [/srodtytul]

I powtarza nadal, zapewniając, że nie o pieniądze chodzi, ale o uznanie wypędzeń za sprzeczne z prawem międzynarodowym. Dosadnie ujęła to w artykule dla "Süddeutsche Zeitung" w 1999 roku, pisząc, że w interesie Europy nie leży obniżanie standardów praw człowieka poprzez przyjęcie do UE "młodych demokracji". "Nie potrzeba samolotów bojowych. Wystarczy zwykłe weto wobec przyjęcia nieprzejrzystych kandydatów" – dowodziła. Jak wcześniej wyjaśniała tygodnikowi "Der Spiegel", Polska i Czechy "powinny na przykład powiedzieć: Witamy wypędzonych. W ten sposób wypędzeni powinni zostać uwzględnieni w planach odszkodowawczych".

– Takie żądania są nierealistyczne. Pani Steinbach niszczy swymi mało odpowiedzialnymi oświadczeniami osiągnięcia niemieckiej polityki zagranicznej ostatnich lat – odpowiedział wtedy ówczesny szef dyplomacji Klaus Kinkel (FDP). Kilka lat później w 2003 roku, kiedy Bundestag ratyfikował układ akcesyjny Polski i innych krajów do UE, Steinbach wydała oświadczenie: "Oświadczam, że nie wszystkie wstępujące do UE kraje spełniają normy praw człowieka". Oskarżyła Komisję UE o to, że tego nie zauważa, i zapowiedziała, iż odda swój głos za ustawą ratyfikacyjną tylko dlatego, "że głosujemy za przyjęciem wszystkich krajów członkowskich, także tych, których to (zastrzeżenie – przyp. red.) nie dotyczy". Jak udowadniała, "historyczne pojednanie nie jest możliwe, jeżeli mroczne rozdziały przeszłości pozostaną tematem tabu. Należy do nich wypędzenie ludności. Należy do nich także ludobójstwo".

Słowa te nie pozostawiają wątpliwości, że pani Steinbach chodziło także o nasz kraj. W Niemczech w ten właśnie sposób zostało to zinterpretowane. Zresztą Erika Steinbach już w lipcu 1998 roku mówiła o "niedojrzałości" Polski do UE w wypowiedzi dla agencji Reuters.

[srodtytul]Odszkodowania się należą[/srodtytul]

Dzisiaj pani Steinbach wypowiada się ostrożniej. Ale nadal domaga się symbolicznych odszkodowań. – Zawsze uważałam to za właściwe rozwiązanie – mówiła dwa lata temu na spotkaniu z przedstawicielami prasy zagranicznej. Z oburzeniem zareagowała na słynną deklarację Gerharda Schrödera złożoną w Warszawie w 60. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego, w której ówczesny kanclerz zapewnił, że RFN nie będzie wspierała roszczeń odszkodowawczych niemieckich wysiedlonych przed trybunałami międzynarodowymi.

"To zmiana paradygmatu niemieckiej polityki" – napisała w specjalnym oświadczeniu. Zaatakowała także ekspertyzę prawną zleconą przez rządy Polski i Niemiec. Z jej konkluzji wynikało, że wysiedleni Niemcy nie mają podstaw prawnych, aby domagać się restytucji czy odszkodowań za byłe mienie. Chodziło głównie o roszczenia zgłaszane przez Pruskie Powiernictwo.

Przy tym wszystkim Erika Steinbach czujnie zdystansowała się wobec Pruskiego Powiernictwa rok przed publikacją ekspertyzy. Szef Powiernictwa Rudi Pawelka podawał wtedy w wątpliwość szczerość jej intencji. Steinbach zagroziła mu konsekwencjami prawnymi, jeżeli będzie rozpowszechniał informacje, "że nie było żadnego odcięcia się Związku Wypędzonych od Pruskiego Powiernictwa". Ten fakt zapisały niemieckie media złotymi zgłoskami na jej korzyść, z rzadka tylko przypominając, że przecież Pawelka jest szefem Ziomkostwa Ślązaków, a jego zastępcą w Pruskim Powiernictwie był Hans-Günther Parplies, zastępca Eriki Steinbach w Związku Wypędzonych.

W sumie szefowa BdV wyszła z tej konfrontacji zwycięsko, ratując przy tym swój związek. Bo wraz z pojawieniem się organizacji Pawelki reputacja BdV ucierpiała niezmiernie. Wszystkim przeciwnikom wysiedlonych Powiernictwo dostarczyło świeżych argumentów na podtrzymanie tezy, że są oni "wiecznie wczorajsi" (ewig Gestrige), czyli uporczywie odmawiają spojrzenia na rzeczywistość taką, jaka jest. Tak właśnie traktował środowisko wysiedlonych były kanclerz Gerhard Schröder, gdy nie powiodła mu się próba ich utemperowania w 2000 roku, kiedy pojawił się na "Dniu stron ojczystych" (Tag der Heimat) – corocznym zjeździe wysiedlonych.

Po warszawskiej deklaracji Schrödera Erika Steinbach długo próbowała rozstrzygnąć dylemat. Z jednej strony chciała bronić swego projektu Centrum przeciwko Wypędzeniom, z drugiej – nie była pewna, czy nieprzejednana stara gwardia z jej związku nie wywoła przeciwko niej rewolty. Dlatego zaproponowała "opcję zerową", czyli rezygnację z żądań odszkodowawczych za cenę pokoju prawnego w Europie. Zgodnie z tą koncepcją załatwieniem spraw majątkowych wysiedlonych miałby się zająć niemiecki rząd. – Niech kanclerz łamie sobie głowę, jaki kształt nadać takiemu rozwiązaniu – powiedziała. Kanclerz ustami swego rzecznika oświadczył, że głowy łamać sobie nie zamierza. I Steinbach w tej sprawie zamilkła. Nikt jej zresztą o to więcej nie pyta.

[srodtytul]Wiatr w żaglach[/srodtytul]

Na konto jej zasług zapisuje się zorganizowanie w Berlinie uroczystości upamiętniającej 60. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. – Chcemy pokazać, że uczestniczymy w polskim cierpieniu – tłumaczyła Steinbach, odrzucając argumenty, iż demonstracyjna empatia z jej strony zostanie potraktowana w Polsce jako prowokacja.

Wiatru w żagle nabrała po zaprezentowaniu wystawy "Wymuszone drogi" (Erzwungene Wege), powszechnie chwalonej przez media i większość polityków. Przy okazji powiedziała tygodnikowi "Stern": "Jedynie Polska protestuje przeciwko centrum. Na przykładzie losów Ormian w Turcji widać wyraźnie, że taka odmowa do niczego nie prowadzi... Im dłużej nie uznaje się problemu, tym bardziej temat zyskuje na aktualności". Ktoś mógłby pomyśleć, że Polska dopuściła się na Niemcach ludobójstwa.

W innym wywiadzie zapewniała: "Nigdy nie miałam złych stosunków z Polską. To Polska nabrała do mnie uprzedzeń". "Dobrze, że moi rodzice nie muszą tego przeżywać. Dobiłoby to mego ojca" – skarżyła się niedawno. Nie dodała przy tym – ojca, który był niemieckim okupantem w Polsce.

W czasach rządów Jarosława Kaczyńskiego stwierdziła: "Partie, które rządzą w Polsce, można porównać do Partii Republikańskiej, DVU i NPD" (NPD uchodzi w Niemczech za ugrupowanie neonazistowskie). Zapytana, czy nie przesadziła, odpowiedziała: "Nie zamierzam przepraszać żadnej partii, która uznaje Żydów za odmiennych biologicznie i jest zdania, że tacy ludzie powinni mieszkać w gettach".

Wygrała proces z Polskim Powiernictwem, uzyskując zakaz publikacji ulotki sugerującej jej związki z narodowym socjalizmem. Co ważniejsze, zdobyła swego rodzaju status ofiary nieprzejednanych Polaków, którzy tak jak Władysław Bartoszewski nazwali ją anty-Polką czy porównali do negującego Holokaust lefebrystycznego biskupa Richarda Williamsona.

$>

[srodtytul]Ofiara Bartoszewskiego [/srodtytul]

Nie ma dzisiaj w Niemczech nikogo, kto nie stanąłby po jej stronie. "W sprawie Bartoszewskiego może pomóc psychoanalityk" – powiedziała w niedawnym wywiadzie dla telewizji 3Sat. Zgromadzona w studiu publiczność nagrodziła ją burzliwymi brawami.

Z nowo zdobytego statusu ofiary Erika Steinbach czerpie pełnymi garściami. – Mogłabym nawet stanąć na głowie i stopami łapać muchy. I tak by nie pomogło – powiedziała w ostatnim wywiadzie dla "Spiegla", skarżąc się na brak oznak zrozumienia ze strony Polski.

Ale Polaków wciąż prowokuje, choćby takimi stwierdzeniami jak to, że Polska nosiła się z zamiarem wysiedlenia Niemców jeszcze przed rozpoczęciem II wojny. "Czy uważa tak pani na serio?" – pytał niedawno "Spiegel". – "Faktem jest, że jeszcze przed wojną były w Polsce pocztówki z granicą kraju w pobliżu Berlina. A polscy politycy pragnęli zniwelować "obce elementy", oprócz Niemców także Ukraińców i Białorusinów, do poziomu poniżej jednego procentu ludności" – odpowiedziała. Tłumaczyła, że w 1991 roku głosowała w Bundestagu przeciwko uznaniu granicy na Odrze i Nysie, bo równocześnie należało rozwiązać "problemy odszkodowań" dla wysiedlonych.

– Ta sprawa do dzisiaj jest nieuregulowana – powtarza. Nie wyklucza też, że w przyszłości zasiądzie w radzie fundacji "Widocznego Znaku", który uznaje za inkarnację swego Centrum przeciwko Wypędzeniom. – Nikt nam nie będzie dyktował, kogo Związek Wypędzonych ma desygnować do fundacji – ostrzega w licznych wypowiedziach. Puste krzesło w radzie nazywa "cudownym mieczem Damoklesa", wiszącym – oczywiście – nad Polską.

Dziś Erika Steinbach nie domaga się już stanowczo odszkodowań, restytucji i prawa powrotu Niemców do swych stron ojczystych. Ale prawdą jest także i to, że nie wykazuje zrozumienia dla polskiej wrażliwości, choć żąda jej od Polaków.

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/12/piotr-jendroszczyk-kto-sie-zmienil-steinbach-czy-niemcy/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Erika Steinbach ma dziś w Niemczech dobrą prasę. Ale nie zawsze tak było. Kilka lat temu można było usłyszeć wiele głosów przeciwnych jej pomysłowi na upamiętnienie wypędzeń. Wtedy była postrzegana jako wierna kontynuatorka dzieła twórców Związku Wypędzonych, którzy nie akceptowali powojennego porządku w Europie i byli przekonani, że Niemcy nadal istnieją w granicach z 1937 roku.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę