Kartel szkodzący państwu

Prawo jest fundamentem państwa. Ale w Polsce oddane zostało ono korporacji. Wyobrażenie, że sama się ona zreformuje, jest bardziej niż naiwne. Mogą to zrobić tylko politycy

Aktualizacja: 24.05.2009 20:26 Publikacja: 24.05.2009 19:07

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/05/24/kartel-szkodzacy-panstwu/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Nie chcemy nadzoru ministra sprawiedliwości – wołali kilka dni temu podczas nadzwyczajnego zebrania w Warszawie sędziowie. – Ministerstwo Sprawiedliwości wypowiedziało nam wojnę – deklarował przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). Można odnieść wrażenie, że znowu wróciliśmy do czasów ministra Ziobry, który czołowo zderzył się ze środowiskiem prawniczym. Oburzenie sędziów wywołują propozycje zmian, jakie zgłosi minister Andrzej Czuma, zwłaszcza okresowa ocena sędziów i redukcja uprawnień KRS.

[srodtytul]Napięcie ponadpartyjne [/srodtytul]

Od czterech lat napięcie między władzą wykonawczą a sędziami trwa i to bez względu na partię, która władzę sprawuje. Po wojnie, jaką środowisko prawnicze toczyło z ministrem Zbigniewem Ziobrą, zabrakło tylko czasu, aby antagonizm między niezwykle ostrożnym Zbigniewem Ćwiąkalskim a sędziami przeszedł w fazę gorącą. Harmonia trwała przed 2005 rokiem zwłaszcza za czasów SLD. Wymiar sprawiedliwości działał jak działał. Władza specjalnie się do niego nie wtrącała i prawie wszyscy byli zadowoleni. Prawie, bo niezadowolony był ogół społeczeństwa, który uważał, że w Polsce wymiar sprawiedliwości funkcjonuje fatalnie, co zresztą potwierdzały wszystkie statystki i liczba procesów przegrywanych przez Polskę przed Trybunałem Europejskim.

W 2005 roku głównym hasłem PiS była reforma wymiaru sprawiedliwości właśnie. W dużej mierze zablokowana została ona przez bunt środowiska wspieranego przez establishment III RP. PO, która bunt ów wspomagała, po dojściu do władzy kontentowała się opowiadaniem o „odpolitycznieniu“ jakoby niezwykle przez PiS uzależnionej od siebie prokuratury, czyli, można było rozumieć, zdjęciu z rządu odpowiedzialności za tę instytucję. Stan rzeczy nie pozwala jednak, jak widać, zostawić spraw własnemu biegowi. A ocena wymiaru sprawiedliwości przez Polaków nie ulega zmianie. Pokazały to choćby sondaże przeprowadzone niedawno przez „Rzeczpospolitą“, z których wynika, że np. ok. 70 proc. respondentów uznaje polskie sądy za niesprawiedliwe. Inne statystki wskazują, że prestiż zawodu sędziowskiego w Polsce jest niższy nawet niż w czasie PRL.

A sędziowie? Sędziowie chcieliby większego komfortu pracy i wyższych pensji oraz aby nikt nie do nich się wtrącał. Jak powiedziała szefowa stowarzyszenia Iustitia – dopóki nikt nie będzie chciał wpłynąć na wyroki sądów, dopóty Polska pozostanie państwem prawa. Tym samym dała wyraz powszechnemu wśród polskich prawników utożsamieniu państwa prawa z państwem prawników. A to fundamentalnie różne rzeczy.

[srodtytul]Geneza, czyli historia, głupku! [/srodtytul]

Wszystko, jak to w III RP, zaczęło się w PRL, czyli przy Okrągłym Stole. To w trakcie tych rokowań zagwarantowana została polityczna nieodwoływalność sędziów. Wydawałoby się: cywilizacyjne osiągnięcie – pod warunkiem wszakże, że zasada ta działa w całości. Tzn. na początku sędziowie powoływani są zgodnie z zasadami państwa prawa i dlatego nie mogą być z politycznych względów odwoływani.

Sęk w tym, że nikt (łącznie z Sądem Najwyższym) nie uznaje PRL za państwo prawa. Trudno więc przyjąć, że w takim państwie sędziowie nominowani byli zgodnie z właściwymi normami. Nie znaczy to, że nie było wśród nich wielu uczciwych i kompetentnych ludzi. Z pewnością jednak niewysokie standardy regulowały funkcjonowanie tej zbiorowości.

Natomiast już od upadku komunizmu całe środowisko zwarło szeregi, aby bronić wszystkich członków korporacji. Ta korporacyjna mentalność naznaczyła jego postawę i nie zmieniła się na jotę po dziś dzień. Nikt z sędziów nie został rozliczony za usługową działalności względem aparatu represji totalitarnego państwa. W latach 90. wprowadzono ustawę o pozbawieniu uprawnień sędziów, którzy w PRL sprzeniewierzyli się niezawisłości. Pozostała ona martwa, gdyż została zbojkotowana przez sędziów, a komisja dyscyplinarna nie wyciągnęła konsekwencji wobec nikogo. Może wystarczy przykład sędziego Andrzeja Węglowskiego, który w latach 80. skazał na dwa i pół roku więzienia człowieka przyłapanego z prosiakiem, na którym widniał napis: „ja głosuję“. Sędzia ów był wzorcowym przykładem przedstawiciela aparatu represji, m.in. nadzorował weryfikację swoich kolegów. Kilka lat temu wspomniana komisja na oczywiście niejawnym posiedzeniu oczyściła go z wszystkich zarzutów.

Najbardziej w tej kwestii wymowna jest postawa Sądu Najwyższego. Stosunkowo niedawno, bo w grudniu 2007 roku położył on kres śledztwu, jakie IPN wszczął wobec sędziów stanu wojennego, którzy wydawali wieloletnie wyroki na zamówienie, łamiąc nawet prawo PRL. Skazywali organizatorów strajków bezpośrednio po ogłoszeniu stanu wojennego. Dekret o jego ogłoszeniu nie został wtedy jeszcze opublikowany w Dzienniku Ustaw, a więc organizatorzy strajków nawet, zgodnie z PRL-owskimi zasadami, „ustawy“ tej nie zdążyli naruszyć. Podnosili to wielokrotnie ich obrońcy, ale dyspozycyjni sędziowie nie przejmowali się tym.

Uchwała Sądu Najwyższego stwierdziła m.in., że sędziów tych nie można pociągnąć do żadnej odpowiedzialności, ponieważ: „PRL nie była państwem prawa“. I chociaż z tym ostatnim zgodzić się należy, uznanie tej prawdy za uzasadnienie bezkarności jego funkcjonariuszy jest ewenementem na światową skalę, nie mówiąc o tym, że jest sprzeczne z innym orzeczeniami Sądu Najwyższego. Również w tym wypadku widać zasadę chorej korporacji, która uznaje za naczelną zasadę obronę swoich członków.

[wyimek]Odmowa oczyszczenia władzy sądowniczej po upadku PRL musiała podważyć jej autorytet i wywrzeć demoralizujący wpływ na społeczeństwo [/wyimek]

Lustrację na terenie byłej NRD przetrwał, zdaje się, tylko jeden sędzia. Wprawdzie NRD to nie PRL, ale pokazuje to skalę problemu. Polscy sędziowie przeciwstawiali się lustracji. Ich wyroki w tych sprawach tak daleko posunęły domniemanie niewinności, że gdyby potraktować je jako ogólną zasadę, to nikt nie mógłby być skazany również za przestępstwa pospolite.

[srodtytul]Absurdalny dogmat [/srodtytul]

Można uznać, że wszystko to już sprawy odległe. Minęło 20 lat. Jednak odmowa oczyszczenia władzy sądowniczej musiała podważyć jej autorytet i wywrzeć demoralizujący wpływ na społeczeństwo. Zaciążyła również na niej samej. Sądy to instytucje, które funkcjonują zgodnie ze swoimi utrwalonymi przez lata zasadami. Niezmienione środowisko raczej usiłuje dostosować rzeczywistość do siebie niż siebie do rzeczywistości. Powołując i wychowując nowe kadry, czyni to na swój obraz i podobieństwo, a wewnętrzne relacje pozostają w nim w małym stopniu zmienione.

Obrona korporacyjna objęła również przewiny sędziów już w III RP. Sąd dyscyplinarny tej korporacji prawie nie działał. Można wyliczać ogromną liczbą przypadków sędziów nieomal przyłapanych na gorącym uczynku, którym ich koledzy nie zdjęli immunitetu, uniemożliwiając tym samym ich osądzenie i pozostawiając ich na stanowiskach.

Swojego czasu „Rzeczpospolita“ ujawniła zażyłość przewodniczącego Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Toruniu Zbigniewa Wielkanowskiego z szefem miejscowego gangu, który unikał odpowiedzialności, ciesząc się czymś w rodzaju osłony ze strony miejscowego wymiaru sprawiedliwości. Sędzia i jego zwierzchnik w tym okresie wzbogacili się w tajemniczy sposób. I co? I nic. Poza tym, że skazani zostali piszący o tym dziennikarze. Można uznać, że dbałość o prestiż ze strony korporacji sędziowskiej polega wyłącznie na próbie uniemożliwienia jakiejkolwiek jej krytyki. W latach 90. funkcjonował jako prawda objawiona powtarzany przez polityków i dziennikarzy absurdalny dogmat, że „wyroków sądu się nie komentuje“. W rzeczywistości sądy są władzą, która, jak każda inna, nie może funkcjonować dobrze bez krytyki, a komentarze wyroków w państwach prawa są istotnym elementem prawa tego zmian i rozwoju.

[srodtytul]Ten straszny Ziobro [/srodtytul]

Wojna przeciw reformom ministra Zbigniewa Ziobry to przykład nie tylko obrony status quo ze strony środowiska prawniczego, ale szerzej, obrony porządku III RP przez jego establishment. Można zresztą uznać, że jest to państwo stanowione w dużej mierze przez potężne, przez nikogo niekontrolowane korporacje. Jego obrońcy w kostiumach dziennikarzy czy rozmaitych specjalistów wypisywali niestworzone rzeczy na temat projektów reform, które oparte były na zachodnich rozwiązaniach i upodobniłyby Polskę do państwa prawa.

Projekt ekspresowego uchylania immunitetu sędziom przyłapanym na popełnianiu przestępstw kryminalnych, uznany został za przejaw „totalitarnych“ skłonności PiS i za akt zemsty na sędziach. Został on odrzucony przez Trybunał Konstytucyjny. Ta sama instancja zablokowała wprowadzenie dolnej granicy, czyli co najmniej 25 lat za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Uznała, że przepis ten zawęża uprawnienia sędziów.

Wprawdzie w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Francji za przestępstwo takie jest tylko jedna kara – dożywocie – ale w Polsce sędziowie muszą mieć swobodę wyboru. Obawiając się podobnej decyzji Trybunału, Ziobro wycofał wzorowany na zachodnich projekt przepadku mienia dla członków przestępczych grup zorganizowanych, który zaatakowany został przez polskie „autorytety prawnicze“. Trybunał Konstytucyjny jest tematem samym w sobie. Spolityzowany i wychodzący radykalnie poza literę konstytucji, której strzeżenie powinno być jego racją bytu, zazdrośnie strzeże przywilejów swojej korporacji. Oprócz wymienionych wyżej przykładów podać można zablokowanie szerszego otwarcia zawodów prawniczych przez ten organ. Innym przykładem wykraczania Trybunału Konstytucyjnego poza swoje kompetencje jest uśmiercenie nowej ustawy lustracyjnej. Fakt, że wszystkie owe decyzje w Trybunale zapadają tylko większością głosów, gdyż mniejszość zaznacza swój sprzeciw, dodatkowo wskazuje na ich polityczność – sędziowie głosują zgodnie ze swoimi zapatrywaniami politycznymi, podobnie jak w parlamencie. Raz jeszcze demonstruje to, że działają nie jako instancja kontrolna, ale, coraz bardziej, jako niezależne ciało polityczne, które uznaje się za rodzaj nadrzędnej instancji ustawodawczej, kwestionując tym zasady demokracji.

[srodtytul]Prawo w rękach korporacji [/srodtytul]

Przeciwstawiając się szerszemu otwarciu zawodów prawniczych, korporacyjny establishment powołuje się na potrzebę utrzymania wysokiej jakości tych tak ważnych usług, a więc dobro klienta. Działa jednak na zasadzie kartelu blokującego konkurencję i windującego swoje ceny. W efekcie liczbę adwokatów i radców mamy kilkakrotnie niższą niż średnia UE, a ceny ich usług relatywnie kilka razy wyższe. Jeszcze raz pokazuje to, że główną siłą blokującą naprawę polskiego wymiaru sprawiedliwości są prawnicy, a ściślej rzecz biorąc, ich establishment.

Projekty reformy wymiaru sprawiedliwości zostały już opracowane. Jeśli politycy PO obawiają się korzystać z pracy swoich konkurentów z PiS, mogą odwołać się do projektu reformy przygotowanego przed wyborami 2005 przez członka swojej partii, Jana Rokitę, który miał zostać premierem w rządzie PO – PiS. Fundamentalnym jej założeniem było otwarcie systemu wobec obywateli. Przede wszystkim rezygnacja z tajności, która powinna być absolutnym wyjątkiem w państwie prawa, gdy u nas wydaje się fundamentem jego działania. Dziennikarze – a za ich pośrednictwem społeczeństwo – powinni mieć możliwość zapoznawania się z tekstami wyroków, orzeczeń, a także karier sędziowskich i kryteriów ich awansów. Obywatele powinni mieć wpływ na ich dobór.

W Krajowej Radzie Sądownictwa nie powinni zasiadać sędziowie i politycy, którzy stają się rzecznikami korporacji, ale szanowani obywatele, których celem jest sprawowanie nad nią pieczy. Zadaniem takiej rady nie powinno być strzeżenie niezależności sądów i niezawisłości sędziów, które są tylko środkami do osiągnięcia celu, ale zabieganie o sprawiedliwy osąd dla obywateli. Dla osiągnięcia tego celu dobór i kształcenie sędziów powinny stać się sprawą publiczną, czyli poddaną ocenie obywateli. Również sądy dyscyplinarne powinny zostać wyjęte z wyłącznej gestii korporacji i nie tylko jej przedstawiciele powinni w nich zasiadać. Prawo jest fundamentem państwa. Gdy funkcjonuje źle, nic w państwie nie funkcjonuje dobrze. W Polsce oddane zostało ono korporacji, a wyobrażenie, że sama się ona zreformuje, jest bardziej niż naiwne. Miejmy nadzieję, że zrobią to politycy. A zrobią to, czyli narażą się na konflikt z potężną siłą, wyłącznie wtedy, kiedy będą czuli presję obywateli.

[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/05/24/kartel-szkodzacy-panstwu/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Nie chcemy nadzoru ministra sprawiedliwości – wołali kilka dni temu podczas nadzwyczajnego zebrania w Warszawie sędziowie. – Ministerstwo Sprawiedliwości wypowiedziało nam wojnę – deklarował przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa (KRS). Można odnieść wrażenie, że znowu wróciliśmy do czasów ministra Ziobry, który czołowo zderzył się ze środowiskiem prawniczym. Oburzenie sędziów wywołują propozycje zmian, jakie zgłosi minister Andrzej Czuma, zwłaszcza okresowa ocena sędziów i redukcja uprawnień KRS.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?