Słabi politycy wolą słabe państwo

Wmawia się nam, że nie mamy prawa liczyć na nasze państwo. Dzieje się tak nie dlatego, że „małe państwo” jest sprawniejsze, ale dlatego, że idea „małego państwa” zwalnia polityków z rządzenia – pisze publicysta

Publikacja: 27.05.2009 01:37

Słabi politycy wolą słabe państwo

Foto: Fotorzepa

Oto trzy obrazki, które więcej mówią nam o naszym państwie niż sążniste analizy socjologiczne. Pierwszy: od kilku dni jesteśmy świadkami bicia piany, gdzie mają się odbyć i jak przebiegać uroczystości z okazji 20. rocznicy 4 czerwca. W tym chaosie symboliczna zdaje się decyzja premiera Donalda Tuska, by część uroczystości przenieść do Krakowa. Cóż mówi nam ona o państwie? Jedno: państwo jest słabe.

Bo co obywatel może myśleć o rządzie i państwie, które rezygnują z obchodów rocznicowych w historycznym miejscu tylko dlatego, że związkowcy zapowiadają demonstrację? To oczywista kpina, gdyby nie to, że rząd Tuska – jak się zdaje – celowo chce wykazać słabość państwa. Na tak bezradne państwo nawet Polacy, którzy go nie lubią, nie dają jednak zgody. Dlatego źle oceniają decyzję premiera.

Obrazek drugi: Komisja Europejska, a nie polski rząd (co też daje do myślenia) bije na alarm, że w Polsce trwa exodus młodych, dobrze wykształconych i przedsiębiorczych ludzi. Z raportu przedstawionego przez Komisję wynika, że na początku 2008 r. 2,3 miliona Polaków przebywało za granicą dłużej niż dwa miesiące. Aż 25,7 proc. z nich ma wyższe wykształcenie, a trzeba pamiętać, że w całej populacji Polski to tylko 14,7 proc. “Wskazuje to na pojawienie się zjawiska drenażu mózgów” – ocenia Komisja.

O czym to świadczy? Zdolni i przebojowi Polacy nie wierzą, że ich państwo jest w stanie wykorzystać ich potencjał. Bez żalu opuszczają więc kraj, by realizować swoje plany w bardziej przyjaznych państwach UE.

Obrazek trzeci: brak zaufania do państwa mierzony jest brakiem zaufania do takich instytucji, jak rząd, prezydent, Sejm. Dziś (co pokazuje większość sondaży) ponad

50 proc. Polaków negatywnie ocenia prace rządu. Jeszcze gorzej postrzegamy pracę prezydenta (około 57 proc.). Najgorzej działania Sejmu (około 65 proc.).

Czy może więc dziwić, że Polacy nie wierzą w efektywność swojego państwa, skoro – według nich – kluczowe instytucje nie spełniają swych podstawowych zadań?

[srodtytul]Lewicowa republika kolesi[/srodtytul]

Szalejący kryzys gospodarczy i finansowy sprawia, iż Francuzi, Włosi czy Amerykanie z nadzieją spoglądają w stronę swoich państw i rządów. Ale nie Polacy. Rząd Tuska oczywiście zaciera ręce, gdyż wie, że Polacy i tak niewiele się po jego działaniach spodziewają. Aż 84 proc. przedsiębiorców mówi, że rządowy plan antykryzysowy to fikcja. Polak nie może więc krzyknąć: Jak trwoga, to państwa. Zawoła raczej: Jak trwoga, to do Boga.

[wyimek]Silne państwo wymaga od rządzących politycznej wyobraźni, kreatywności i efektywności: od budowy dróg i żłobków poczynając, a na polityce międzynarodowej kończąc[/wyimek]

By znaleźć powody, dla których Polacy nie lubią swojego państwa, prześledźmy sposób, w jaki kolejne ekipy rządzące pojmowały państwo. Lewica traktowała je jak prywatny folwark. To dlatego afera goniła aferę. Państwo nie było celem działań, ale środkiem do celu, jakim było zawłaszczanie go przez “kolesi”. Nie dziwi więc, że w tak rozumianym państwie doszło do afery Rywina, która niemal całkowicie zdmuchnęła lewicę z polskiej sceny politycznej.

Ale premier Leszek Miller dokonał jeszcze czegoś – jako “człowiek lewicy” całkowicie ją zdyskredytował. I nie dlatego, że miał aparatczykowską przeszłość. Jego celem – jako polityka lewicy – nie była budowa dużego, sprawnego państwa. Niczym rasowy liberał w lewicowej skórze Miller promował budowę “państwa małego”. Stąd na przykład pomysł forsowania podatku liniowego.

Czy może więc dziwić, że Polacy nie wierzą, iż lewica zbuduje silne i sprawne państwo, skoro nie tylko nie potrafiła zapewnić obywatelom dobrze działającej służby zdrowia czy publicznego transportu, ale na gruzach nieefektywnego państwa tworzyła jeszcze neoliberalną republikę kolesi?

Prawica braci Kaczyńskich głosiła, że chce silnego państwa. Retoryka Prawa i Sprawiedliwości, które mówiło o obowiązkach państwa wobec obywateli, przyniosła mu wyborczy sukces w 2005 r. PiS rzeczywiście myślało o silnym państwie. Tyle że siłę rozumiało dosłownie.

[srodtytul]Policyjne państwo Kaczyńskich[/srodtytul]

Rządowi Jarosława Kaczyńskiego nie zależało na dobrze funkcjonującej służbie zdrowia, efektywnym szkolnictwie, szybkiej budowie dróg czy konkurencyjnym rolnictwie. Przez silne państwo PiS rozumiało kontrolę nad resortami siłowymi i tajnymi służbami. Nie tylko po to jednak, by ścigać przestępców, ale także po to, by nękać politycznych przeciwników. Politycy PiS wykorzystywali więc władzę, by – tak jak były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro – piętnować i nękać całe środowiska.

Zatem słusznie czy nie, Polacy zaczęli się obawiać, że PiS dąży do wprowadzenia “państwa policyjnego”. Stąd po spektakularnym sukcesie Kaczyńskich nastąpiła równie spektakularna wyborcza porażka w 2007 r.

Czy może dziwić, że Polacy powiedzieli rządom PiS: goodbye, skoro widzieli, że Kaczyńscy wykorzystują państwo do politycznego rewanżu?

[srodtytul]Nie-rządy Platformy[/srodtytul]

Wreszcie nie-rządy Platformy. Ekipa Tuska doskonale rozegrała niechęć Polaków do “silnego państwa”, jakie budowało PiS. Zmiękczyła resorty siłowe. Ba, zostawiła nawet na stanowisku CBA pisowskiego funkcjonariusza Mariusza Kamińskiego, który pod kontrolą Donalda Tuska jest tylko papierowym tygrysem. Bo w logice PO liczą się bowiem nie tyle resorty siłowe, ile gospodarcze.

Premier jako liberał z przekonania nie kryje, że nie lubi “dużego państwa”, a bliska jego sercu jest idea “państwa małego”, które koncentruje się na dwóch rzeczach: pilnowaniu neoliberalnych reguł gospodarczych i zabezpieczaniu porządku publicznego. “Im mniej państwa, tym lepiej dla Polaków” – powiada Tusk.

Premier sądzi, że to nie on ma rozwiązywać problemy zwalnianych stoczniowców czy chronić upadających przedsiębiorców. Wszystko to ma załatwić “niewidzialna ręka rynku”. Jest więc zdumiony, gdy robotnicy pukają do jego drzwi, gdy tracą pracę. Nie rozumie, że przedsiębiorcy w dobie kryzysu liczą także na antykryzysowe działania rządu.

Czy może więc dziwić, że Polacy w erze rządów PO nie oczekują od swego państwa wiele, gdyż zdają sobie sprawę, iż jest niewydolne i nieefektywne?

Lewica, ale przede wszystkim prawica, robią wszystko, by wytresować Polaków w niechęci do państwa. Ba, wmawia się nam, że nie mamy prawa liczyć na nasze państwo. Dzieje się tak nie dlatego, że “małe państwo” jest sprawniejsze i efektywniejsze. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że idea “małego państwa” zwalnia polityków z rządzenia. Im mniej państwa – myśli dziś Tusk – tym mniej protestujących przed siedzibą Rady Ministrów czy w czasie spędów europejskich polityków w Warszawie.

[srodtytul]Silne państwo wymaga więcej[/srodtytul]

Inaczej rzecz się ma z “silnym, dużym państwem”. Takie państwo wymaga od rządzących politycznej wyobraźni, kreatywności i efektywności: od budowy dróg i żłobków poczynając, a na polityce międzynarodowej kończąc. Wiąże się z odpowiedzialnością nie tylko za utrzymywanie porządku publicznego, ale także za tworzenie nowych miejsc pracy, za efektywną służbę zdrowia, za nowoczesną edukację czy tworzenie przyjaznej przestrzeni dla przedsiębiorczości. Jasne, że takie państwo jest dużo trudniej zbudować, ale jednocześnie wiąże ono ze sobą obywatela. Ludzie mają poczucie, że ich osobisty los zależy od losu państwa.

Niestety, polskim politykom udało się przekonać Polaków, że wobec swojego państwa nie powinni mieć oczekiwań ani zobowiązań. Przekonano nas, że to, czy jesteśmy bogaci czy biedni, zdrowi czy chorzy, mądrzy czy głupi, to nasza prywatna sprawa.

Jednak w dobie kryzysu dociera do nas świadomość, że za obecny kryzys odpowiedzialni są ci, którzy głosili konieczność wycofania się państwa jako głównego regulatora rynku i jako ostoi egzystencjalnego bezpieczeństwa. Co więcej, mająca nas dopiero dopaść recesja – o czym minister Rostowski poinformował “Financial Timesa”, bo na rodzimym podwórku tryska optymizmem – może sprawić, że padające firmy masowo zaczną zwalniać ludzi, a wtedy Polacy porzucą platformerskie grillowanie i zaczną patrzeć w kierunku państwa – od szefów korporacji poczynając, a na robotnikach kończąc.

Ta nowa sytuacja być może sprawi jednak, że polska scena polityczna, dziś zamknięta przez PO i PiS, zostanie w końcu rozsadzona. Rewolucji tej może dokonać siła polityczna, która przekona Polaków, że wie, jak zbudować duże, sprawne państwo. Neoliberalny dogmat: “there is no alternative”, już niebawem może zacząć odnosić się do państwa.

[i]Autor jest filozofem i publicystą[/i]

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?