Marzenia o prezydenturze rządzą polską polityką

AWS, PO i PiS podporządkowały swoje działania prezydenckim ambicjom swoich liderów. Ze szkodą zarówno dla tych formacji politycznych, jak i dla państwa – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 11.08.2009 08:42 Publikacja: 11.08.2009 01:34

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Rzeczpospolita

Od 1997 roku, gdy przyjęto Konstytucję III RP, politolodzy narzekają na przedziwny twór ustrojowy zwany czasem dwugłową egzekutywą. Mamy władzę wykonawczą w postaci i rządu, i prezydenta. Rząd wybierany jest przez Sejm, prezydent zaś w powszechnych wyborach.

[srodtytul]Krzaklewski z tylnego siedzenia[/srodtytul]

Takie rozwiązanie jest źródłem największych kryzysów i najpoważniejszych absurdów, które rządziły polskim życiem publicznym, szczególnie silnie w ciągu ostatnich czterech lat. I to nie tylko dlatego, że obecna sytuacja musi powodować konflikty między prezydentem i premierem, ale także dlatego, że polityka niemal każdej większej partii pada ofiarą prezydenckich ambicji jej lidera. Ambicje te na ogół stają się szkodliwe zarówno dla jego formacji politycznej, jak i dla państwa. Na ołtarzu walki o prezydenturę marnowano koalicje, rządy i kolejne kadencje Sejmu.

Zjawisko to w większej mierze dotyczy oczywiście prawicy, ale wynika to wyłącznie z faktu, iż przez dziesięć lat w Pałacu Prezydenckim zasiadał były lider lewicy Aleksander Kwaśniewski. Prezydencki bakcyl, mniej zjadliwy dla SLD, okazał się zabójczy dla wielu prawicowych formacji: kiedyś AWS, dziś PiS i PO.

Dwanaście lat temu Akcja Wyborcza Solidarność została podporządkowana marzeniom Mariana Krzaklewskiego o fotelu głowy państwa. Krzaklewski, twórca wielkiego sukcesu AWS, marząc o prezydenturze, nie został premierem, lecz z tylnego siedzenia kierował gabinetem Jerzego Buzka. By zachować szanse na elekcję, nie chciał ponosić politycznej i wizerunkowej odpowiedzialności za niepopularne decyzje. W efekcie wielkie reformy inicjowane przez Akcję pozostały niedokończone, ugrupowanie zaś zniknęło z polskiej sceny politycznej niedługo po tym, jak Krzaklewski został zmiażdżony przez Kwaśniewskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich.

[srodtytul]Skazani na Lecha Kaczyńskiego[/srodtytul]

Sytuacja powtórzyła się pięć lat później. Tym razem ofiarą prezydenckiego bakcyla padł PiS. Od początku partia ta stawiała na pierwszym miejscu zdobycie Pałacu Prezydenckiego dla Lecha Kaczyńskiego. Właśnie temu celowi miała służyć – fatalna dla partii, jak się szybko okazało – nominacja Kazimierza Marcinkiewicza na premiera, zamiast – co byłoby naturalne – objęcia tego stanowiska przez Jarosława Kaczyńskiego.

Hierarchia ważności nie zmieniła się też później. Wiele wskazuje na to, że w 2007 roku Jarosław Kaczyński doprowadził do wcześniejszych wyborów, mając świadomość, że przy tak nieprzychylnych ocenach PiS, po końcu pełnej kadencji w 2009 roku, Lech Kaczyński nie będzie miał szans na reelekcję. Również dziś Prawo i Sprawiedliwość skazane jest na popieranie mającego nikłe szanse na reelekcję prezydenta, zamiast szukać nowego kandydata i wokół niego budować swój polityczny byt i wizerunek.

Dająca pewne szanse na sukces, a na pewno na lepszy wynik kandydatura Zbigniewa Ziobry została utrącona, zanim ktoś zdążył ją głośno zgłosić. Sam Ziobro został zesłany – na wszelki wypadek – do Brukseli, a inni politycy, którzy pozwolili sobie na krytykę Lecha Kaczyńskiego (jak choćby Paweł Zalewski, podważający sukces prezydenckich negocjacji w sprawie traktatu lizbońskiego), musieli z PiS odejść.

W ten sposób PiS, deklarujący się jako partia prawicowa, nie wykorzystuje szansy, jaką mogłaby być krytyka niepopularnego, a w dodatku lewicującego prezydenta (trudno zapomnieć o słynnej proaborcyjnej deklaracji Marii Kaczyńskiej czy o niedawnych parytetowych obietnicach Lecha Kaczyńskiego).

Mówiąc o twardej proprezydenckiej linii partii Jarosława Kaczyńskiego, nie wolno jednak zapomnieć, że wynika ona nie tylko z przyczyn ściśle politycznych, ale też poniekąd osobistych – wszak głowa państwa jest bratem bliźniakiem lidera PiS.

[srodtytul]Rząd pracuje na Tuska[/srodtytul]

O tym, że podporządkowanie interesów partyjnych prezydenturze nie jest wyłącznie problemem rodzinnym braci Kaczyńskich, świadczy polityka Platformy Obywatelskiej w ostatnich latach. Wszak właśnie prezydencka porażka Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim w 2005 roku (niektórzy dodają, że kluczowa była tu urażona ambicja) spowodowała, że obecny premier ustawił Platformę w ostrej opozycji do Prawa i Sprawiedliwości, nie dopuszczając do powstania PO – PiS. A i obecnie żadnych wątpliwości nie budzi chyba fakt, że plany prezydenckie Tuska determinują sposób działania jego gabinetu – dlatego rząd unika niepopularnych decyzji i ogromną część swojej energii poświęca na działania nie merytoryczne, ale piarowskie.

Warto też zauważyć, że prezydenturze Tuska służyć miały kontrowersyjne decyzje personalne jego rządu i jego partii. Aby unieszkodliwić potencjalnych lewicowych kontrkandydatów premiera i wymusić na nich lojalność, proponowano im znaczące stanowiska polityczne: od miejsca na liście wyborczej, a następnie szefostwa jednej z komisji w europarlamencie (dla Danuty Hübner) po obietnicę starań o funkcję sekretarza generalnego Rady Europy (dla Włodzimierza Cimoszewicza). W ten sposób PO nie tylko spacyfikowała popularnych polityków lewicy, ale przy okazji skłóciła ich z SLD.

A nie wolno zapomnieć o „zagospodarowaniu” jednego z najpopularniejszych dziś polityków PO przez załatwienie mu funkcji przewodniczącego europarlamentu (chodzi oczywiście o Jerzego Buzka).

Inną metodę wypróbowano na Rafale Dutkiewiczu. Prezydent Wrocławia przez ponad rok musiał wysłuchiwać krytyki pod swoim adresem ze strony członków rządu – przede wszystkim współpracowników Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny. Pojawiły się też pogłoski o obcięciu dotacji dla Dolnego Śląska. I Dutkiewicz w końcu – jak niepyszny – musiał ogłosić, że prezydentura Polski go nie interesuje, że jego ambicje zaspokoiłaby kolejna kadencja we Wrocławiu.

Choć wiele się mówi o personalizacji polskiej polityki, akurat jej prezydenckie przekleństwo ma w większym stopniu charakter ustrojowy niż psychologiczny. Dopóki najwyższą godnością, najwyższym prestiżem będzie godność prezydenta, prezydenckie ambicje będą niszczyły kolejne koalicje.

[srodtytul]Do końca życia[/srodtytul]

Jakie mogłoby być wyjście z takiej sytuacji? Taka zmiana konstytucji, aby było jasne, czy Polską rządzi raczej prezydent czy premier. Wprowadzenie systemu prezydenckiego powinno oznaczać, że to właśnie głowa państwa będzie odpowiadała za rząd i to ona będzie ponosiła odpowiedzialność za działania swego obozu politycznego. System kanclerski natomiast oznaczać powinien zdecydowane sprowadzenie władzy prezydenta do roli czysto symbolicznej, jak na przykład prezydent RFN czy Włoch. Dobrze byłoby pewnie, aby taki słaby prezydent był wybierany przez parlament, a nie w głosowaniu powszechnym.

Obecnie premier ma w ręku realną władzę, prezydent zaś silną polityczną pozycję, której użyć może jednak niemal wyłącznie w celach destrukcyjnych. Jednak ambicje polskich polityków dowodzą, że to Pałac Prezydencki budzi większe emocje. Cóż, w polskiej tradycji tak już jest, że premierem się bywa, a prezydentem zostaje się do końca życia.

Od 1997 roku, gdy przyjęto Konstytucję III RP, politolodzy narzekają na przedziwny twór ustrojowy zwany czasem dwugłową egzekutywą. Mamy władzę wykonawczą w postaci i rządu, i prezydenta. Rząd wybierany jest przez Sejm, prezydent zaś w powszechnych wyborach.

[srodtytul]Krzaklewski z tylnego siedzenia[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?