Polonia powinna rządzić szkołą

Szkoły polonijne powinny się bardziej starać o dofinansowanie w urzędach miast, w których funkcjonują – przekonuje publicysta

Publikacja: 04.09.2009 01:25

Red

Dobrze się stało, iż Ministerstwo Edukacji Narodowej opracowało na lata 2009 – 2011 Program Rozwoju Oświaty Polskiej za Granicą i Oświaty Polonijnej. [wyimek]Wsparciem dla szkółek polonijnych mogłoby być częstsze kierowanie do nich polskich nauczycieli ze znacznym stażem pracy[/wyimek]

Przeprowadzona w nim analiza pokazuje wiele szans dla szkół polonijnych, ale też precyzuje zagrożenia. Dodałbym do nich jeszcze jedno: zbyt mały wpływ Polonii na składy rad rodziców i tym samym ograniczony zakres kontroli nad wydatkowaniem społecznych pieniędzy (składki rodzicielskie) przez szkoły.

[srodtytul]Prestiż polskiej szkoły[/srodtytul]

W Wiedniu, gdzie byłem dyrektorem Szkoły Polskiej przy Ambasadzie RP, rodzice polonijni potrafili sami określić taki maksymalny poziom odpłatności, który nie drenując nazbyt kieszeni, pozwolił w ostatnim moim roku pracy (1997/1998) na pokrycie 20 proc. kosztów utrzymania szkoły.

Aby taka akcja się udała, przedtem musiały być spełnione pewne oczekiwania rodziców. M.in. oparcie składu rady rodziców na przedstawicielach środowiska polonijnego (mówiono nawet z przekąsem, że to Polonia rządzi Szkołą Polską), zintegrowanie tego środowiska ze szkołą poprzez organizowanie różnych uroczystości (m.in. nadanie jej imienia Jana III Sobieskiego i ufundowanie przez rodziców sztandaru, uroczystości nawiązujące do polskich tradycji rodzinnych), zmiana wystroju szkoły z silnym akcentowaniem jej związków z Polską i skrupulatne rozliczanie się przed radą rodziców z wydatkowania składek na potrzeby placówki.

Jednocześnie udało się przeprowadzić szereg szkoleń rady pedagogicznej nakierowanych na podniesienie jakości kształcenia, wypracować metody pracy z uczniami zdolnymi i słabymi.

Takie działania podnosiły prestiż Szkoły Polskiej (powstał o niej nawet film edukacyjny emitowany wielokrotnie przez polską telewizję), rozwijały stopień jej uspołecznienia oraz umacniały społeczne przekonanie, że jest to wspólna instytucja oświatowa Polaków pracujących czasowo i na stałe za granicą. Rodzice polonijni zrozumieli, że należyta jakość kształcenia i wychowania kosztuje, ale też podkreślali walory pobierania nauki w takiej szkole. Dlatego bez sprzeciwów współuczestniczyli w pokrywaniu wzrastających kosztów jej utrzymania. Zaakceptowali swój udział i – co ważniejsze – swoją odpowiedzialność za współzarządzanie nią.

Mając w pamięci te doświadczenia, uważam, iż należy wciąż rozwijać możliwości przyjmowania do przyambasadzkich szkół i punktów konsultacyjnych jak największej liczby dzieci z rodzin polonijnych. Oczywiście trzeba także do takiego rozwiązania przekonywać samych Polaków, wskazując na możliwość i ważność zarazem zdobywania wykształcenia uregulowanego polskim prawem oświatowym.

Rzecz jasna, musi także wzrosnąć udział finansowy rodziców w utrzymaniu takich jednostek edukacyjnych oraz determinacja w dostosowywaniu dzieci do wymagań określonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Bez tej determinacji trudno będzie bowiem utrzymywać należyty, a choćby i przeciętny poziom kształcenia, o czym dotychczasowa praktyka poucza. Różnice wymagań między szkółkami polonijnymi, stanowiącymi w istocie rodzaj kursów nauczania początkowego, a Szkołą Polską w Wiedniu są – niestety – bardzo wyraźne. Dlatego uważam, że istotnym wsparciem dla szkółek polonijnych na Zachodzie mogłoby być częstsze kierowanie do nich polskich nauczycieli ze znacznym stażem pracy (co najmniej 15 lat), aczkolwiek – co trzeba zaakcentować – nie zawsze rodzicom posyłającym dzieci do takich placówek zależy na osiąganiu poziomu nauczania, który w szkołach ambasadzkich uchodzi zwyczajnie za standard.

Osoby wybierające pozastandardowe i pozasystemowe formy edukacji w języku polskim nie mogą zatem wymagać standardowego (czytaj: pełnego) finansowania takich form. Dlatego uważam, że szkoły polonijne powinny się bardziej starać – poprzez aktywność rodziców – o dofinansowanie ich działalności z kiesy urzędów miast, w których funkcjonują. I to nie tylko dlatego, że budżet polskiego resortu edukacji jest dość skromny, ale z powodu pozasystemowej, lecz rejestrowanej, działalności tych placówek oraz uiszczania podatków przez rodziców uczniów na rzecz państw, w których pracują.

[srodtytul]Dobra wola rządu[/srodtytul]

Plan włączenia szkolnictwa polonijnego w system polskiej edukacji przez MEN stanowi szczególny przykład dobrej woli ze strony rządu polskiego. Wymaga on jednak pozytywnego odzewu ze strony tych organizacji polonijnych, które firmują funkcjonowanie szkółek polskich oraz samych rodziców zainteresowanych nauką swych dzieci w placówkach edukacyjnych objętych naszym prawodawstwem.

W ten sposób może zostać stworzony oryginalny system edukacji zagranicznej, trochę na zasadzie naczyń połączonych (słabsi uczniowie z tych szkół, nazwijmy je resortowymi, mogliby bez strat w nauce przechodzić do dobrze zorganizowanych i nieźle kształcących szkół sobotnich, które realizowałyby „Podstawę programową dla uczniów polskich uczących się za granicą” – MEN 2009).

Dyrektorzy szkół resortowych muszą przyjąć rolę menedżerów oświaty polskiej za granicą i koordynatorów między własnymi jednostkami oświatowymi a znaczącymi w danych środowiskach szkołami sobotnimi, tak by stały się one naturalną bazą edukacyjną dla tej części środowiska polonijnego, która z różnych względów nie kształci dzieci w szkołach resortowych. Polonia zaś, mając większy wpływ na zarządzanie szkołami resortowymi, powinna przyjąć także – w większym niż dotąd stopniu – współodpowiedzialność za ich utrzymanie.

Uspołecznienie szkolnictwa resortowego za granicą staje się koniecznością – i to wcale nie z powodu kryzysu ekonomicznego.

[i]Autor w latach 1994 – 1998 był dyrektorem Szkoły Polskiej przy Ambasadzie RP w Wiedniu. Jest autorem kilku tomików wierszy, laureatem wielu konkursów poetyckich, tłumaczem wierszy Rainera Marii Rilkego[/i]

Dobrze się stało, iż Ministerstwo Edukacji Narodowej opracowało na lata 2009 – 2011 Program Rozwoju Oświaty Polskiej za Granicą i Oświaty Polonijnej. [wyimek]Wsparciem dla szkółek polonijnych mogłoby być częstsze kierowanie do nich polskich nauczycieli ze znacznym stażem pracy[/wyimek]

Przeprowadzona w nim analiza pokazuje wiele szans dla szkół polonijnych, ale też precyzuje zagrożenia. Dodałbym do nich jeszcze jedno: zbyt mały wpływ Polonii na składy rad rodziców i tym samym ograniczony zakres kontroli nad wydatkowaniem społecznych pieniędzy (składki rodzicielskie) przez szkoły.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?