[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/26/norbert-maliszewski-polityk-ktorym-straszy-sie-dzieci/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]
Gregory Markus, amerykański politolog z Uniwersytetu Michigan, uznał, że wyborcy są dość racjonalni, gdyż oceniają polityków z perspektywy własnego portfela i nie dają się łatwo manipulować piarowskmi sztuczkami. Ten wniosek poparł analizą wyników prezydenckich wyborów amerykańskich. Zgodnie z koncepcją głosowania ekonomicznego, wyznawaną przez Markusa, amerykański elektorat nagradzał prezydentów za gospodarczą prosperitę reelekcją, a karał ich porażką za kryzys gospodarczy.
Taka tendencja – zgodna zresztą ze zdrowym rozsądkiem – że wyborcy nagradzają rządzących polityków ponownym wyborem, gdy wzrasta PKB, a wymieniają ich na innych, gdy sytuacja gospodarcza się pogarsza, jest zjawiskiem uniwersalnym i dotyczy także wielu innych dojrzałych demokracji.
Ale nie Polski. U nas nie ma zależności pomiędzy wzrostem PKB a wynikami rządzącej partii w kolejnych wyborach. Wręcz odwrotnie. Sojusz Lewicy Demokratycznej oraz Prawo i Sprawiedliwość oddawały władzę w czasach prosperity, zaś Platforma ma poważną szansę na powtórzenie swojego sukcesu w okresie spowolnienia gospodarczego.
[srodtytul]Niedojrzały system [/srodtytul]