Bezradność Platformy

Partia Donalda Tuska wraca do wojennej retoryki. Walczy nie z konkurentem, nie z przeciwnikiem, ale z wrogiem – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 17.05.2010 20:40 Publikacja: 17.05.2010 19:45

Igor Janke

Igor Janke

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/05/17/bezradnosc-platformy/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Te wybory to wojna domowa! – to zdanie wypowiedziane przez Andrzeja Wajdę podczas niedzielnej konwencji komitetu popierającego Bronisława Komorowskiego odbiło się największym echem. Z jednej strony to jedna z normalnych technik kampanijnych. Aby wylansować swojego kandydata i zmobilizować elektorat (oraz partyjnych działaczy, którzy mają organizować kampanię wyborczą), dobrze jest stworzyć atmosferę zagrożenia i pokazać, jak ważna jest ta gra, jak wysoko ustawiona jest poprzeczka.

[srodtytul]Różnić się od PiS [/srodtytul]

Jednak każdy apel, każde wezwanie, każde wystąpienie w tak ważnym czasie powinno być dostosowane do nastroju i oczekiwań wyborców. Musi trafić w ich czuły punkt, by wywołać oczekiwaną reakcję. Czy nastrój wojny jest akurat tym, czego dziś oczekują wyborcy? Nie jest to wcale oczywiste.

Wszystko wskazuje na to, że polityczni stratedzy skupieni wokół Bronisława Komorowskiego uznali, iż najlepszą metodą jest metoda już sprawdzona. A w przypadku Platformy Obywatelskiej znakomicie sprawdziła się metoda ostrego atakowania Jarosława Kaczyńskiego oraz Prawa i Sprawiedliwości. Swego czasu z bycia "antypisem" Donald Tusk stworzył podstawową regułę swojej aktywności politycznej. Po 2005 roku obowiązywała zasada, że w każdej sprawie Platforma musi się różnić od PiS. Prawo i Sprawiedliwość należało krytykować zawsze i za wszystko. Szef PO wyczuł wtedy znakomicie społeczne odczucia, rosnącą niechęć wobec politycznego stylu Jarosława Kaczyńskiego i jego politycznych współpracowników.

Metoda okazała się nad wyraz skuteczna. Konsekwentne jej stosowanie doprowadziło Platformę do spektakularnego sukcesu w wyborach 2007 roku. Partia Tuska wytykała Prawu i Sprawiedliwości każde potknięcie. Przy okazji budowała nastrój zagrożenia – a znaczna część wyborców te obawy uznała za własne. Liczba błędów i niekonsekwencji popełnianych wówczas przez Jarosława Kaczyńskiego i jego partię była tak duża, że zadanie nie było bardzo trudne.

Tym bardziej że nieustannej krytyce przez Platformę towarzyszyła niechęć wobec PiS większości mediów, i to nie tylko w programach publicystycznych czy informacyjnych, ale nawet w rozrywkowych. Wykpiwanie "Kaczorów" było w dobrym tonie, można to było robić zawsze i wszędzie, a publiczność reagowała aplauzem. Jak silna była ta medialna agresja, zdaliśmy sobie sprawę dopiero w chwili wyciszenia – po katastrofie smoleńskiej.

Po zdobyciu władzy Donald Tusk ponownie doskonale wyczuł społeczne nastroje. Jego demonstrowanie "polityki miłości" mogło być zabawne, mogło być irytujące, ale znów trafiało dobrze w oczekiwania Polaków. Po okresie nieustannych konfliktów ludzie chcieli spokoju. I dostali spokój. Politycy PO i część mediów zadbali, aby rządy miłości były docenione, nieustannie przypominając, jak straszne były rządy Prawa i Sprawiedliwości.

Nawet najzagorzalsi zwolennicy PO przyznawali, że jej rządzenie państwem nie jest zbyt efektywne. Ale równocześnie partia Tuska niezwykle umiejętnie zarządzała nastrojami, więc ciągle miała bardzo wysokie poparcie. A kiedy zapotrzebowanie na "politykę miłości" się zakończyło, Donald Tusk znów wyczuł to bezbłędnie i natychmiast zmienił ton. Jarosław Kaczyński i jego partia wydawali się bezradni.

[srodtytul]Bez pomysłu [/srodtytul]

Wtedy przyszła katastrofa smoleńska. Wraz z nią niezwykle silne emocjonalne reakcje oraz społeczna refleksja na temat jakości życia publicznego i polityki. Nie oznaczało to, że z dnia na dzień duża grupa wyborców odwróciła się od jednych polityków i zaczęła popierać innych. Jednak zmieniły się oczekiwania znacznej części społeczeństwa wobec głównych aktorów życia publicznego. Polacy mniej krytycznie spojrzeli na tych, których dotąd tak łatwo potępiali. Częściowo był efekt zwykłej empatii. Częściowo głębszych przemyśleń. Zauważyli to też politycy. Musiał to zrozumieć dotknięty ogromną osobistą tragedią Jarosław Kaczyński. Ale – jestem przekonany – pojął to też doskonale najwybitniejszy polityk Platformy Donald Tusk. Błyskawicznie zaakceptował ideę pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu i starał się, aby uroczystości pogrzebowe wyglądały jak najbardziej godnie i aby nikt nie mógł mu zarzucić braku wrażliwości. Wyczuł dobrze nastroje społeczne i nie miał zamiaru im się przeciwstawiać. Na pewno nie tylko z wyrachowania – trudno sobie wyobrażać, że i premier głęboko nie przeżył smoleńskiej tragedii.

Ale Donald Tusk nie dyryguje dziś każdym ruchem w Platformie. Zapewne nie on przygotowuje wystąpienia Władysławowi Bartoszewskiemu, Stefanowi Niesiołowskiemu, nie pilnuje, co powie Kazimierz Kutz czy Sławomir Nowak, a już na pewno nie ma pojęcia, z czym wyskoczy satyryk Marek Majewski. A właśnie ci politycy i osobistości życia publicznego w ostatnich dniach mówili rzeczy, które nawet wielu zwolennikom Bronisława Komorowskiego wydały się nie na miejscu. Pojawiły się dawne emocje, kpiny i ataki na przeciwnika – tak jakby w ciągu ostatniego miesiąca nic się w Polsce nie stało.

Trudno nie dojść do wniosku, że ich słowa rozmijają się z odczuciami wielu Polaków. Także tych, którzy są do Jarosława Kaczyńskiego nastawieni krytycznie. Wyborcy dosłyszeli – bo wszystkie media to powtórzyły – i zadeklarowanie "wojny domowej" przez Wajdę, i sprowadzenie lidera opozycji do roli "hodowcy zwierząt futerkowych" przez Bartoszewskiego – nade wszystko jednak zauważyli, że te słowa nie były w żaden sposób wyciszane czy kontrowane przez samego Bronisława Komorowskiego. Najwyraźniej kandydat Platformy Obywatelskiej i jego sztab nie wiedzą jeszcze, jaką taktykę powinni przyjąć. Nie mają pomysłu na kampanię. Trudno się zresztą dziwić. Wszyscy w Polsce zostali smoleńską tragedią kompletnie zaskoczeni.

[srodtytul]Co zrozumiał Kaczyński[/srodtytul]

PiS zareagowało na wydarzenia w sposób dobrze odpowiadający społecznym nastrojom – wynikało to zapewne z tego, że i sam Jarosław Kaczyński, i jego najbliżsi współpracownicy tę tragedię przeżyli naturalnie, dotknęła ich ona bardziej osobiście.

Nie chcę przesądzać, czy nowy wizerunek i nowy sposób myślenia Jarosława Kaczyńskiego przetrwa długo. Wiem jedno – niezależnie od tego, co podpowiadają szefowi PiS jego marketingowi doradcy, jego reakcja na rodzinną tragedię jest autentyczna. Miałem sposobność przy okazji niedawnego wywiadu dla portalu blogerów Salon24 przez dłuższy czas z nim rozmawiać. Obserwowałem go uważnie i nie dopatrzyłem się w jego gestach i słowach jakiejś gry.

To człowiek trwający w wielkim bólu, który – i tu już mogę tylko podejrzewać – stojąc w obliczu spraw ostatecznych, docenił, co w życiu, co w polityce jest ważne naprawdę, a nad czym może przejść do porządku dziennego. Zrozumiał, że powinien odsunąć na dalszy plan swoje, nawet bardzo silne, uprzedzenia i antypatie.

Powtarzam – nie mam pojęcia, jak długo wytrwa w takim nastroju. Nie wiem też, czy przekona do tego wyborców. Jarosław Kaczyński zaproponował zupełnie nowy język i nowe podejście do polityki. Dla wielu osób szokujące. Nie dziwi mnie wcale, że wielu komentatorów nie może uwierzyć w szczerość tej przemiany. To zupełnie naturalny i zrozumiały odruch. Niemniej Kaczyński proponuje coś nowego.

Tymczasem Platforma zatrzymała się na tym stylu uprawiania polityki, który znaliśmy w przeszłości. Wraca – co zadziwiające – w słowach Andrzeja Wajdy – do wojennej retoryki. Walczy nie z konkurentem, nie z politycznym przeciwnikiem, ale z wrogiem. A o wrogu można już mówić, że jest "kandydatem specjalnej troski", że "uprawia polityczną nekrofilię", ma "maniery Mao Tse-tunga" i "charyzmę psychopaty".

Stratedzy Platformy najwyraźniej oczekiwali, że pierwsze ataki nadejdą ze strony PiS (niejednokrotnie tak było) i będzie można na nie mocno odpowiedzieć. Ostra walka jest dla Platformy bardzo wygodna, bo do tej pory w takich sytuacjach partia Tuska prezentowała się lepiej, wygrywała wizerunkowo i propagandowo większość starć. Zmieniając ton, PiS i Jarosław Kaczyński kompletnie zaskoczyli obóz Bronisława Komorowskiego. W tej sytuacji zapewne – jak uważa socjolog Jerzy Głuszyński z Pentora – stratedzy Platformy "poszli na pewne ryzyko" i testują teraz różne zachowania. – Ich repertuar musi być wieloraki. Trzeba adresować swoje wystąpienia do różnych grup wyborców – uważa Głuszyński, choć nie chce przesądzać, czy obecne działania Platformy okażą się trafione, czy nie.

A czas nagli. Już dziś Jarosław Kaczyński szybko odrabia straty. Trend wyborczy jest dla niego bardzo korzystny. Pytanie teraz brzmi: czy obóz Kaczyńskiego długo tak wytrzyma? I czy obóz Komorowskiego znajdzie sposób na nową strategię konkurenta?

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/janke/2010/05/17/bezradnosc-platformy/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Te wybory to wojna domowa! – to zdanie wypowiedziane przez Andrzeja Wajdę podczas niedzielnej konwencji komitetu popierającego Bronisława Komorowskiego odbiło się największym echem. Z jednej strony to jedna z normalnych technik kampanijnych. Aby wylansować swojego kandydata i zmobilizować elektorat (oraz partyjnych działaczy, którzy mają organizować kampanię wyborczą), dobrze jest stworzyć atmosferę zagrożenia i pokazać, jak ważna jest ta gra, jak wysoko ustawiona jest poprzeczka.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?