Grecka abstynencja nie potrwa długo

Tak naprawdę mamy do czynienia z kryzysem... moralnym. Jeśli miarą wszystkiego stała się wygoda, jeśli odrzuciliśmy i transcendencję, i wspólnotę, to w imię czego mamy ponosić wyrzeczenia?

Aktualizacja: 20.05.2010 08:43 Publikacja: 19.05.2010 20:00

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/19/grecka-abstynencja-nie-potrwa-dlugo/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Czy można poić alkoholika alkoholem? Pewnie to nieładne, ale niektórym może się wydawać bardziej humanitarne niż poddawanie go przymusowemu odtruciu. Na pewno jest łatwiejsze. Jeśli, zamiast polewać zimną wodą, skołujemy mu skądś jeszcze jedną butelkę, uspokoi się i przestanie sprawiać kłopoty. Niestety, tylko na pewien czas.

[srodtytul]Trucizna do chleba[/srodtytul]

Ale główną słabością demokracji jest właśnie to, że powierza rządy tylko na pewien czas. Wybieralni politycy podejmują decyzje, myśląc przede wszystkim o tym, jak wpłyną one na ich wynik w następnych wyborach. Oczywiście, mogą się wznieść ponad to, ale jest to wyłącznie kwestia ich osobistego poczucia odpowiedzialności. System za dalekowzroczność nie nagradza, wręcz przeciwnie.

Radą na ten mankament liberalnej demokracji miało być niewypowiedziane wyjęcie spod władzy ludu – to znaczy jego przedstawicieli – pewnych strategicznych obszarów, takich na przykład, jak finanse. Sprawy uznane za "poważne" powinny pozostać w rękach fachowców, kontrolowanych tylko przez innych fachowców, a jeśli rozliczanych przez polityków, to w bardzo długich okresach, tak aby niemożliwa była bezpośrednia, bieżąca ingerencja, na przykład wymuszenie na banku centralnym psucia waluty dla doraźnych politycznych korzyści rządzącej w danej chwili partii.

Kryzys euro, a wcześniej kryzys bankowy za oceanem pokazują, że ten model problemu nie rozwiązuje. Ani nie daje się do końca oddzielić świata finansjery od świata władzy, ani też bankowcy nie są zakonnikami, ulegają rozmaitym pokusom. Współczesny model gospodarczy, nazywany niezbyt trafnie neoliberalizmem, jest próbą połączenia wolnego rynku z socjalizmem. Wolny rynek sprzyja rozwojowi i generowaniu dóbr, ale te dobra muszą być w interesie publicznym redystrybuowane przez władzę. Powinnością władzy jest utrzymanie zakresu owej redystrybucji w ryzach – jeśli jej rozmiary nie zagrożą (przez nadmierne zadłużenie) stabilności finansowej i nie zdławią (przez nadmierne opodatkowanie) przedsiębiorczości, wszystko będzie dobrze.

Ayn Rand porównywała tę hybrydową ideologię z dosypywaniem do chleba trucizny z argumentacją, że póki jest jej niewiele, może spowodować mdłości, ale nie zabije. Problem w tym, że mimo jednogłośnej pochwały zbilansowanych budżetów i niskich podatków udział redystrybucji w gospodarkach państw rozwiniętych stale i w sposób niepowstrzymany wzrasta.

[srodtytul]Transfuzja [/srodtytul]

Nie jest wcale trudno wskazać przyczyny, dla których tak się dzieje. Jedną z nich jest naiwność dawnych socjalistów, którzy byli przekonani, że jeśli wyposaży się w narzędzia redystrybucji władzę wybieraną demokratycznie, to będzie ona używać owych narzędzi w interesie ludu, mówiąc w uproszczeniu – w celu przepompowywania pieniędzy od bogatych do biednych.

Tymczasem w demokracji liberalnej zdobycie poparcia i sympatii ludu zależy głównie od wsparcia zorganizowanych grup interesów, w tym szczególnie wielkich korporacji i mediów elektronicznych – potęg jeszcze kilkadziesiąt lat temu w myśli politycznej niedocenianych. Politycy wybieralni zmuszeni są dbać o interesy nie abstrakcyjnie pojmowanych wyborców en masse, ale swoich konkretnych sponsorów i popleczników.

Rządy więc pod pozorem interesu publicznego coraz częściej przepompowują bogactwo od biednych do bogatych, tym usilniej, im bardziej postępuje koncentracja na rynkach i integracja grup finansowych z medialnymi oraz wzrost znaczenia korporacji ponadnarodowych, skłonnych wykorzystywać rządy macierzystych państw do otwierania im drogi podboju nowych rynków, tak jak dawne kolonialne kompanie wykorzystywały do tego królewskie kanonierki.

Co jeszcze ważniejsze, okazało się, że redystrybucja uzależnia i nie sposób znaleźć żadnego "rozsądnego" punktu wyważenia między potrzebami społecznymi a wymogami ekonomicznego zdrowego rozsądku. Im więcej pieniędzy władza publiczna kieruje do wspieranych grup społecznych lub gałęzi gospodarki, tym bardziej stają się one niezdolne do życia bez tej transfuzji, więcej, tym bardziej trzeba zwiększać dawkę dla utrzymania stanu dotychczasowego.

[srodtytul]Przeniesienie choroby[/srodtytul]

Nie przypadkiem zacząłem ten artykuł od porównania – często zresztą w literaturze fachowej używanego – "państwa dobrobytu" do ofiary choroby alkoholowej. Jest to metafora narzucająca się z licznych powodów, także dlatego, że dla alkoholika – kto miał ze sprawą styczność, potwierdzi – typowe jest skupienie na podejmowaniu rozmaitych działań służących ukryciu syndromów swojego problemu i minimalizowaniu szkód przy niezdolności zmierzenia się z jego istotą.

W ostatnich dziesięcioleciach zachodnie demokracje skupiały się na stopniowym przesuwaniu granicy rozsądku w zadłużaniu państwa i podnoszeniu podatków (wręcz rozczula dziś surowe przykazanie ojca "społecznej gospodarki rynkowej" Ludwika Erharda, żeby stosunek budżetu państwa do wysokości PKB nie przekraczał 20 proc.) oraz wymyślaniu różnych form maskowania faktycznych rozmiarów długów.

Gdy możliwości "kreatywnej księgowości" na poziomie państwa narodowego wydały się już wyczerpane, nastąpiła "ucieczka do przodu" – przeniesienie choroby na poziom instytucji międzynarodowych. Oprócz celów rozsądnych, prorozwojowych, jednym z istotnych motywów stworzenia wspólnej waluty europejskiej było odebranie amerykańskiemu dolarowi zysków "waluty zapasowej świata" i wsparcie nimi trzeszczącego europejskiego systemu socjalnego.

Kryzys zdarzył się z różnych przyczyn akurat w Grecji, ale mógł się równie dobrze zacząć gdzie indziej – podobnie jak było efektem przypadku, że kryzys amerykański zaczął się akurat upadkiem Lehman Brothers, a nie jakiegokolwiek innego banku. I podobna jak w wypadku kryzysu bankowego jest metoda radzenia sobie ze skutkami krachu: skupienie na tym, by przywrócić zaufanie rynków finansowych, a nie na znalezieniu (czy raczej – dostrzeżeniu, bo znaleziona ona już jest) istotnej przyczyny problemu.

Sternikom europejskiej nawy przyświeca nadzieja, że uspokajająco zadziała sama obietnica uruchomienia ogromnej, choć przecież wirtualnej, kwoty. Ale zapewne liczą się z tym, iż trzeba będzie powiedzieć "B" i przystąpić do sprzedaży euroobligacji. Na jakiś czas to pomoże.

[srodtytul]Tylko dwa kieliszki...[/srodtytul]

Podłączeniu biedniejszym krajom strefy euro finansowej kroplówki ma towarzyszyć zdyscyplinowanie europejskich finansów. Teraz to już naprawdę musicie się wziąć w garść, zmniejszyć deficyt do wyznaczonych przez nas wartości – bo jak nie, to będzie źle. Znowu przypomina to zachowanie alkoholika, który po jakimś wstrząsie – czy to gdy sam narozrabia, czy kiedy się dowie o nagłej śmierci przyjaciela – przyrzeka sobie i innym, może nawet szczerze, że będzie się kontrolować i ograniczy spożycie. Z czasem szok minie, a chory przekona sam siebie, że jeden… – dwa kieliszki więcej nie zaszkodzą… Zresztą poza rozdymaniem deficytu budżetowego są inne sposoby pompowania pieniędzy w gospodarkę – w USA przyczyną kryzysu było przecież nadęcie bańki gwarantowanych przez rząd kredytów hipotecznych.

Można zresztą zapanować nad uzależnionymi w ten czy inny sposób od europejskiej centrali politykami, ale nie sposób zrobić tego samego z wściekłymi wyborcami na ulicy. Coraz trudniej im nawet odebrać głos, gdy mówią, że to nie prości ludzie przejedli pieniądze, które teraz każe im się oddawać, tylko rozmaite koncerny. Tam naprawdę winni są jedni i drudzy, ale właśnie to rozproszenie winy sprawia, że nikt nie zamierza się przyznawać do własnej jej części.

Emocje, jakie przy tym powstają, zarówno natury "klasowej", jak i etnicznej, muszą doprowadzić do złych skutków. Zwłaszcza kiedy równolegle z populizmem narasta coraz słabiej skrywana fascynacja europejskich i amerykańskich elit modelem nowoczesnego autorytaryzmu, jaki realizują Chiny i do jakiego zmierza Rosja.

Czy alkoholik może się ograniczyć? Czy demokracja europejska i stworzone przez nią wspólne instytucje są w stanie znaleźć trwałe rozwiązanie problemu, a nie tylko odepchnięcie go na następną kadencję? Wydaje mi się, że odpowiedź zależy od tego, czy Europa znajdzie powód, dla którego należałoby się w pewnych sprawach ograniczać.

Mają rację ci, którzy mówią, że tak naprawdę mamy do czynienia z kryzysem moralnym. Jeśli miarą wszystkiego stała się wygoda, jeśli odrzuciliśmy i transcendencję, i wspólnotę – to w imię czego ponosić wyrzeczenia?

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/05/19/grecka-abstynencja-nie-potrwa-dlugo/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

Czy można poić alkoholika alkoholem? Pewnie to nieładne, ale niektórym może się wydawać bardziej humanitarne niż poddawanie go przymusowemu odtruciu. Na pewno jest łatwiejsze. Jeśli, zamiast polewać zimną wodą, skołujemy mu skądś jeszcze jedną butelkę, uspokoi się i przestanie sprawiać kłopoty. Niestety, tylko na pewien czas.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?