[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2010/06/07/co-zobaczyly-slepe-barany-w-strefie-gazy/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Agnieszka Kołakowska ostro potraktowała dziennikarzy, którzy opisywali i komentowali atak izraelskich komandosów na konwój statków zmierzających do Strefy Gazy. Jej zdaniem, „bezmyślnie powtarzając propagandę Hamasu, dają się wodzić za nos jak stado ślepych baranów”.
Jedynym dziennikarzem wymienionym z nazwiska jestem ja, autor komentarza redakcyjnego („Izrael strzela wbrew własnym interesom” – „Rzeczpospolita” 1 czerwca). Dlatego poczułem się wywołany do tablicy. Daję się Kołakowskiej wodzić za nos i melduję do odpowiedzi. Co prawda nie bardzo rozumiem, dlaczego to właśnie Kołakowska zajęła się tym wywoływaniem? Z podpisu pod jej tekstem wynika, że to „tłumaczka i publicystka, mieszka w Paryżu”. Nie wynika natomiast, dlaczego autorka czuje się na siłach do obalania tez na temat Strefy Gazy, które jak pisze „czytamy wszędzie”. Agnieszka Kołakowska postanowiła nawet przedstawić, jak to nazywa „fakty” na temat Gazy. A jej informatorami są niewymienieni z nazwiska dziennikarze („którzy widzieli sytuację na własne oczy”) oraz rzecznik armii izraelskiej (czyli strona w konflikcie).
I jakież to są „fakty”? Otóż w Strefie Gazy jest „wszystkiego pod dostatkiem”, bo to widzieli ci wspomniani tajemniczy dziennikarze. Ja byłem w Strefie Gazy trzy razy. I z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że jest to zdanie prawdziwe jedynie wtedy, gdy o Polsce w czasie stanu wojennego też się powie, że było w niej wszystkiego pod dostatkiem, bo były peweksy i bazary, takie jak warszawski na Polnej. I mówię jedynie o materialnej stronie dostatku.
Agnieszka Kołakowska przekracza zresztą granicę przyzwoitości, używając w odniesieniu do Palestyńczyków czasownika „zdychać” („Gaza nie zdycha z głodu”).