Demagogicznie szczując swoich zwolenników przeciw "wypasionym brzuchom biskupów", Janusz Palikot wywołał zaskakująco niewiele głosów sprzeciwu. Prof. Marcin Król uznał jego wystąpienie za "rozumne", a prof. Paweł Śpiewak język Palikota ocenił jako "wielką wartość". Zaś "Gazeta Wyborcza" pochwaliła pobudzenie społecznej aktywności.
Jadowicie antykościelnych wypowiedzi, jakie padły na zjeździe ruchu Palikota, nie skomentował natomiast żaden z biskupów. Trudno się zresztą temu dziwić. "Sztukmistrz z Lublina" na pewno z lubością mówiłby o oburzeniu ludzi Kościoła, aby kreować się na prześladowanego apostoła wolności i prawdy.
[srodtytul]Nierozwiązane problemy [/srodtytul]
Niewątpliwie jednak doszło do znamiennego wydarzenia na polskiej scenie politycznej. Oto po raz pierwszy powstaje partia, która hasło walki z Kościołem wysuwa na samo czoło swoich postulatów. Warto zastanowić się więc, dlaczego Kościół w Polsce stał się tak wygodnym chłopcem do bicia. I w jakim stopniu jest przygotowany na to wyzwanie.
Jeśli uznamy, że pierwszym sygnałem mody na agresywny antykatolicyzm była sierpniowa nocna demonstracja przeciwników krzyża na Krakowskim Przedmieściu, to wypada przyznać Palikotowi, że dobrze wyczuwa, w jakim kierunku wieją nowe wiatry. Potrafi wykorzystać wchodzące w dorosłe życie pokolenie, które nie pamięta już Kościoła jako sprzymierzeńca narodu w walce z komunizmem i jest podatne na popkulturową sekularyzację.