Reklama
Rozwiń
Reklama

Wildstein: Młodzi wykształceni o Irokezach z prowincji

W nocy z soboty na niedzielę TVP przypomina kolejny raz "Wesele" Wojciecha Smarzowskiego uznane za najlepszy polski film 2004 roku.

Publikacja: 09.10.2010 20:10

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wiejski bogacz swojej ciężarnej, nie wiadomo z kim, córce urządza wesele. Męża, który nie jest ojcem, kupuje za luksusowy samochód. Bogacz jest pazerny, brutalny i zakłamany. Jak wszyscy (prawie) u Smarzowskiego. Wszystkimi rządzi wyłącznie chciwość i najbardziej prymitywne instynkty. Dla zysku zgodzą się zrobić wszystko. Odrażający, brudni, źli , wszyscy tacy sami: gospodarz, ksiądz, policjant, urzędnik są skorumpowani do szczętu, gotowi na każdą podłość, a nawet zbrodnię.

Obsesyjnie, pomimo bogactwa, skąpy gospodarz podaje gościom zepsuty bigos, co kończy się wysadzeniem przeciążonego szamba. Gówno zalewa wszystko i w tej głębokiej metaforze autor ujmuje polską wieś, a – jak chcieli rozentuzjazmowani krytycy – szerzej, polską prowincję. W powszechnym smrodzie pojawia się jednak podmuch świeżości, gdyż panna młoda z kamerzystą, który okazał się ojcem dziecka, ucieka z wiejskiej ohydy. Pewnie do dużego miasta, gdzie założy rodzinę "młodych i wykształconych".

Gdy piszę o tym sprawnie zrealizowanym filmie nie chodzi mi o jego karykaturalne uproszczenia, do których twórca ma prawo. Chodzi o to, że został on zrobiony jakby na zamówienie współczesnego mieszczucha, przepraszam: młodego, wykształconego z dużego miasta.

Najzabawniejsze były mnożone przez krytyków epitety: "odważny", "drapieżny", "bezkompromisowy"É Gdyby Smarzowski zrobił analogiczny film o swoim środowisku, a byłoby o czym, wtedy określenia te miałyby sens. A tak, mieszczą się doskonale w w świecie odwróconym III RP, gdzie skrajny konformizm nazywany jest odwagą, a dreptanie w środowiskowym stadzie – indywidualizmem.

"Wesele", Samrzowskiego nie Wyspiańskiego (swoją drogą trzeba mieć nieco wstydu i nie przymierzać się z tego typu produkcją do jednego z największych polskich dramatów), mieści się doskonale w stereotypie polskiej wsi funkcjonującym w III RP. Nie jest to tylko obraz kompleksów świeżo upieczonego mieszczucha, który usiłuje znaleźć punkt odniesienia, aby leczyć swoje poczucie niższości. To także stosunek do Polski, jej kultury wywodzącej się w dużej mierze ze wsi.

Reklama
Reklama

Fryderyk Wielki mówił o Polakach, którzy zamieszkiwali ziemie wcielone po pierwszym rozbiorze do Prus, jako o "biednych Irokezach", których będzie "usiłował cywilizować". Ich cywilizacyjna "niższość" nie tylko usprawiedliwić miała zabory, ale czyniła z nich akt humanitarny. Dziś "młodzi wykształceni", czyli współcześni filistrzy, zdążający do mitycznej "Europy", o której nie mają pojęcia, w podobny sposób traktują rodaków nie chcących się do nich przyłączyć. Można jednak odnieść wrażenie, że nawet "cywilizacyjnej" namiętności wobec rodzimych Irokezów w nich nie ma. Najchętniej by ich eksterminowali.

P.S.: Tydzień temu w "Moskiewskim Konsomolcu" ukazała się relacja kapitana straży pożarnej Aleksandra Muramszczikowa, który miał być jednym z dowódców ekipy gaszącej wrak polskiego samolotu i jedną z postaci widocznych na krążącym po internecie filmie. Polskie media dość bezkrytycznie przytoczyły tę kropka w kropkę dublującą, a w niektórych miejscach – być może – wyprzedzającą, oficjalne stanowisko rosyjskie opowieść. Muszę przyznać, że jeśli nagle, po pół roku pojawiają się tego typu idealni świadkowie, którzy wszystko dokładnie widzieli i precyzyjnie zapamiętali, a tylko dziwnym trafem nie zeznawali wcześniej, budzą się we mnie wątpliwości. Najbardziej jednak uderzyło mnie co innego. ""W złowieszczej ciszy w kieszeniach zabitych dzwoniły tylko telefony komórkowe: słychać było poloneza Ogińskiego, ognistego krakowiaka..." – relacjonuje kapitan. Zamiłowanie do kultury polskiej strażaka, który po paru taktach z komórki poznaje Ogińskiego, wzrusza. Pomyśleć, że nawet spośród jego polskich konfratrów mało który potrafiłby to zrobić, nie mówiąc już na przykład o rozpoznaniu uwertury do "Kniazia Igora" Aleksandra Borodina. Ale przecież jest ocieplenie. Jak tak dalej pójdzie, to strażacy rosyjscy bezbłędnie rozpoznawać będą po paru taktach Lutosławskiego.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Komu podziękować za transformację
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowali dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama