Rz: W niedzielę wraz z innymi rodzinami ofiar pojechała pani do Smoleńska...
Dla mnie to podwójna pielgrzymka. Wcześniej jeździłam tam do dziadka, Bolesława Skąpskiego, który został zamordowany w Katyniu. Od 10 kwietnia jestem w maleńkiej grupie osób, w której rodzina katyńska spotyka się z rodziną smoleńską. Oczywiście, nie utożsamiając Katynia ze Smoleńskiem.
Jednak rodzin części ofiar katastrofy nie było w niedzielę w Smoleńsku. Jesteście mocno podzieleni.
Nie rozumiem tych podziałów i nie utożsamiam się z żadną ze stron. Aby był podział, najpierw musi być jedność. Trzeba pamiętać, że na pokładzie samolotu byli reprezentanci różnych opcji politycznych, różnych urzędów państwowych i organizacji społecznych. Nie zawsze znali się między sobą i nie stanowili spójnej całości. My też nie musimy tej jedności manifestować. Jednak ludzie, którzy w niedzielę spędzili ze sobą czas na pielgrzymce do Smoleńska, poczuli wspólnotę. To nie jest ani partia polityczna, ani jakaś inna siła. To są ludzie, którzy mogą się zrozumieć. I nie widzę żadnego związku między podziałami społecznymi a tragedią mojej rodziny.
Jarosław Kaczyński nie wziął udziału w waszej pielgrzymce. Złożył hołd ofiarom katastrofy przed Pałacem Prezydenckim. Może pomysł, aby wyprawę do Smoleńska prowadziła żona prezydenta Bronisława Komorowskiego, a więc osoba jednoznacznie kojarzona politycznie, nie był najlepszy?