Odwaga Willy Brandta

40 lat temu w Warszawie kanclerz Willy Brandt odważył się na dwie wielkie rzeczy.

Publikacja: 06.12.2010 23:20

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Po pierwsze, uznał w imieniu RFN lub - jak potem zdefiniował to Federalny Sąd Konstytucyjny w Karlsruhe - „przyjął do wiadomości” granicę na Odrze i Nysie. Brandt jako pierwszy powojenny szef rządu wyciągnął ostateczne wnioski z klęski wojennej Niemiec i uspokoił obawy milionów Polaków, którzy zamieszkali na Pomorzu, Warmii i Mazurach czy Śląsku.

Brandt odrzucił życie w fikcji i hodowanie nadziei na powrót Niemiec do granic z 1937 roku. Zapłacił za to sporą cenę. Z SPD odeszło wtedy wielu socjaldemokratów z dawnych ziem wschodnich,na czele z Herbertem Hupką, politykiem SPD i jednocześnie liderem ziomkostwa śląskiego.

Ale Brandt wiedział, że trwanie w uspokajających złudzeniach już raz zakończyło się tragicznie w czasach Weimaru. Wtedy zbyt wielu Niemcom zabrakło odwagi, by uznać klęskę I wojny światowej. Chętnie zrzucili winę za klęskę na socjaldemokratów, którzy obalili kajzera w 1918 roku.

Być może ta lekcja historii kazała Brandtowi jako kanclerzowi wezwać rodaków do zimnego realizmu, do uznania, że ziemie utracone w 1945 nie są do odzyskania. Podobnej odwagi zabrakło kanclerzowi Helmutowi Kohlowi, który z racji obaw o elektorat ziomkostw zbyt długo uchylał się od jednoznacznego potwierdzenia granicy na Odrze i Nysie, a potem nie skorzystał z szansy na ostateczne zamknięcie kwestii własnościowych w traktatach polsko-niemieckich z lat 1990-1991.

Drugi gest Brandta był bardziej skierowany do społeczeństwa niemieckiego. Klękając przed pomnikiem bojowników warszawskiego getta wykonał on gest pokuty za zbrodnie nazizmu, do uczynienia którego zabrakło odwagi wielu jego rodakom, o wiele bardziej uwikłanym w brunatną epokę.

Akurat on nie miał powodów do wstydu za okres lat 1933-1945. Z opanowanych przez Hitlera Niemiec młody Brandt wyemigrował do Norwegii, a potem do Szwecji. Do Niemiec powrócił w mundurze norweskiego korespondenta wojennego. Zapłacił za to potem wysoką cenę – w kolejnych powojennych kampaniach jego rywale zarzucali mu, że „zdezerterował, gdy na niemieckie miasta sypały się bomby”. Ale jako Niemiec i demokrata na muranowskim placu, w sercu dawnego Getta, na rozległym placu zbudowanym na kamiennej pustyni, jaka pogrzebała dziesiątki tysiące Żydów - zrozumiał, że są miejsca specjalne. Miejsca, gdzie słowa – nawet te najbardziej szczere - nie wystarczają. Że potrzeba symbolicznego gestu. Podobno był to impuls chwili. Jeśli tak - to wyrastał on z najlepszych socjaldemokratycznych niemieckich tradycji.

Z filmu „Kabaret” najlepiej pamiętamy słynną scenę uwodzicielskiego śpiewu blond młodziana z Hitlerjugend. Ale był i inny bohater tej sekwencji: stary, siwy socjaldemokrata, który demonstracyjnie nie wstaje, gdy wszyscy wokół zrywają się i ulegają diabolicznemu złudzeniu mocy. Który zwiesza ponuro głowę bo wie, czym skończyć się może pyszałkowate przekonanie, że jutro należy wyłącznie do Niemiec.

Ta migawka w „Kabarecie” była hołdem dla polityków SPD, ostrzegających rodaków przed Hitlerem i po zdobyciu władzy przez NSDAP mordowanych potem w kacetach. A po zdobyciu władzy przez niemieckich komunistów w sowieckiej strefie okupacyjnej – socjaldemokratów wiernych swym ideom znów kierowano od obozów i więzień.

Brandt miał szczęście – mógł działać na Zachodzie. Los sprawił, że to akurat on pełnił rolę socjaldemokratycznego burmistrza Zachodniego Berlina, gdy miasto komuniści podzielili murem.

Organizował wtedy akcję ratunkową policji berlińskiej dla tych, którzy korzystali z ostatnich szans na ucieczkę i rzucali się z okien domów wychodzących na Zachód.

Był wiarygodnym świadkiem sprzeciwu wobec dwóch wielkich totalitaryzmów. A jednak to on uznał polskie granice i klękając na Muranowie schylił kark przed brzemieniem winy Niemców. Tę odwagę trzeba dziś przypomnieć i uczcić w 40 lat po jakże gorącym, choć mglistym warszawskim dniu z 1970 roku.

Po pierwsze, uznał w imieniu RFN lub - jak potem zdefiniował to Federalny Sąd Konstytucyjny w Karlsruhe - „przyjął do wiadomości” granicę na Odrze i Nysie. Brandt jako pierwszy powojenny szef rządu wyciągnął ostateczne wnioski z klęski wojennej Niemiec i uspokoił obawy milionów Polaków, którzy zamieszkali na Pomorzu, Warmii i Mazurach czy Śląsku.

Brandt odrzucił życie w fikcji i hodowanie nadziei na powrót Niemiec do granic z 1937 roku. Zapłacił za to sporą cenę. Z SPD odeszło wtedy wielu socjaldemokratów z dawnych ziem wschodnich,na czele z Herbertem Hupką, politykiem SPD i jednocześnie liderem ziomkostwa śląskiego.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?