Wizyta prezydenta Miedwiediewa da nadzieję

Możemy po raz kolejny mieć muchy w nosie i narzekać, że ta wizyta mało przyniosła. Ale co nam to da? – pyta historyk idei

Publikacja: 08.12.2010 01:43

Wizyta prezydenta Miedwiediewa da nadzieję

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Wizyta prezydenta Rosji w ciągu wydarzeń, zapoczątkowanych wizytą premiera Władimira Putina w ubiegłym roku na Westerplatte i jego kwietniowym pochyleniem głowy najpierw w Katyniu, a potem w Smoleńsku, nie jest niczym niezwykłym. Tym bardziej jeśli weźmiemy również pod uwagę szereg wypowiedzi przywódców i analityków Kremla o potrzebie destalinizacji i europeizacji Rosji (chociażby opublikowane w Polsce teksty Karaganowa o „rosyjskim Katyniu” i o „Euro-Rosji”).

Katyń „pomaga” destalinizować Rosję, a przy ewentualnym sprzeciwie Polski Rosja w Europie żadnych kart nie rozda. Poprawne stosunki z Polską są Rosji potrzebne. Również Polska w Europie i w samej Rosji więcej będzie znaczyć, gdy przestanie być postrzegana jako nieuleczalny rusofob. Korzyści wydają się tu obopólne, ale bardziej na przyszłość, bo dziś opłacalnych konkretów mamy mało.

[srodtytul]Wszystkiemu winien Rusek[/srodtytul]

W poniedziałek uczestniczyłem w promocji ogromnej księgi „Białe plamy – czarne plamy: sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich (1918 – 2008)” – dzieła polsko-rosyjskiej komisji pod przewodnictwem profesorów Adama D. Rotfelda i Anatolija Torkunowa. I bardzo zmartwił mnie tytuł. Po raz kolejny utożsamiono rosyjskość z sowieckością, po raz kolejny Stalin, Beria, Dzierżyński, Trocki itd. stali się Rosjanami.

Na nic się zdały kilkudziesięcioletnie nawoływania Aleksandra Sołżenicyna, by nie utożsamiać Rosji z ZSRR. Po rosyjsku tytuł ten brzmi jeszcze jako tako, bo mowa w nim o relacjach „polsko-rossijskich”, czyli „państwowych”, a nie „narodowych”. Język polski nie rozróżnia „russkosti” i „rossijskosti” i wszystkiemu winien jest po prostu Rusek, jak w rozprawce André Glucksmanna „Dostojewski na Manhattanie”, gdzie Rosjan, z Dostojewskim na czele, obarczono winą za 11 września.

Prof. Rotfeld na moje pytanie, dlaczego w tytule nie ma „relacji polsko-sowieckich i polsko-rosyjskich” – odpowiedział, że to „skrót myślowy”. Moim zdaniem, jeżeli chcemy pomóc Rosjanom (i Russkim, i Rossijanom) wyzwolić się od autorytetu Stalina, powinniśmy na każdym kroku podkreślać, że Stalin nie jest dla nas Rosjaninem, że rosyjskość i sowieckość są dla nas różnymi kategoriami, że wręcz jesteśmy, jak ujął to kiedyś Adam Michnik, antysowieckimi rusofilami. Może wówczas prezydentowi Miedwiediewowi nie wpadłoby do głowy upominanie się o jeńców z wojny polsko-bolszewickiej, tym bardziej gdybyśmy mu pokazali kilka zadbanych cmentarzy z tamtego okresu i owe „Białe plamy – czarne plamy”, w których problem jeńców jest opisany przez rosyjskiego historyka.

Próżne polskie nadzieje, że wizyta prezydenta Miedwiediewa przyspieszy wyjaśnienie tragedii smoleńskiej, pozbawione były jakichkolwiek podstaw prawnych. To nie Dmitrij Miedwiediew stoi na czele rosyjskiej komisji badającej przyczyny katastrofy, a Władimir Putin. Gdyby na czele polskiej komisji stał Donald Tusk, miałby podstawy do telefonów do Putina i ewentualnych ponagleń. A poza tym, jak sam Miedwiediew to stwierdził, takiej komisji się nie ponagla – ona ma być rzetelna, a nie pracować w pośpiechu.

[srodtytul]Warto poczekać[/srodtytul]

Nie ma również wątpliwości, że dotrą do nas i czarne skrzynki, i inne szczątki samolotu, ale po ostatecznym ustaleniu wyników śledztwa w Rosji. Rosja nigdy nie pozwoli sobie na skandal niewydania szczątków samolotu.

Dotrą do nas również wszystkie akta katyńskie. Czekaliśmy tyle dziesięcioleci, poczekajmy jeszcze kilka miesięcy. Kreml podważyłby własną wiarygodność przed całą Europą, gdybyśmy tych akt nie otrzymali. Otrzymane przez nas kolejne 50 tomów tuż przed przyjazdem Miedwiediewa świadczą o tym, że grupa historyków-archiwistów wciąż pracuje nad uporządkowaniem dokumentów i otrzymujemy te uporządkowane, pokopiowane i pozszywane.

Możemy oczywiście po raz kolejny mieć muchy w nosie i narzekać, że ta wizyta mało przyniosła. Ale co nam to da? Chyba lepiej w ślad za Włodzimierzem Wysockim z nadzieją zanucić:

Kto powiedział: „Nie wzejdzie tu plon,po co siać, przecież Ziemia umarła!”

To nieprawda! Zanurzcie w niej dłoń –Ziemia śpi, chroniąc w łonie swym ziarna. (tłum. Michała Jagiełły)

[i]Autor jest historykiem idei, znawcą Rosji. Kieruje Katedrą Europy Środkowej i Wschodniej na Uniwersytecie Łódzkim[/i]

Wizyta prezydenta Rosji w ciągu wydarzeń, zapoczątkowanych wizytą premiera Władimira Putina w ubiegłym roku na Westerplatte i jego kwietniowym pochyleniem głowy najpierw w Katyniu, a potem w Smoleńsku, nie jest niczym niezwykłym. Tym bardziej jeśli weźmiemy również pod uwagę szereg wypowiedzi przywódców i analityków Kremla o potrzebie destalinizacji i europeizacji Rosji (chociażby opublikowane w Polsce teksty Karaganowa o „rosyjskim Katyniu” i o „Euro-Rosji”).

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?