Tylko, że tych dwóch postaw nie da się pogodzić. Kiedy piszę: "wynajął się" nie suponuję, że kierują nim motywy materialne. Nie mam także pojęcia jaką rolę odgrywa w jego działaniach charakterystyczna dla intelektualistów namiętność władzy, pragnienie tych, którzy tylko opisują świat, aby zacząć go kształtować. Zwłaszcza, że jego teksty aż tętnią od, niekiedy tylko skrywanych, fobii i idiosynkrazji. Na przykładzie artykułu zamieszczonego w minionym tygodniu w "Rzeczpospolitej" [[link=http://www.rp.pl/artykul/612823.html" "target=_blank]"Radio na moralnych manowcach"[/link] 15.02], bezskutecznie usiłującego zachować naukową wstrzemięźliwość, prześledzić można obsesje profesora, które z pewnością miały swój udział w przyjęciu przezeń roli propagandzisty partii zdającej się mu barierą dla niepokojących go zjawisk.
Zanim jednak spróbuję to pokazać, przywołam ostatni, dość zabawny, przykład propagandowego zaangażowania Krzemińskiego. W TVN wystąpił on z gorącą obroną rządowej decyzji wycofania z OFE części funduszy emerytalnych. Pogardliwie oceniając tych, którzy bez należytego przygotowania wypowiadają się w tej sprawie, ogłosił, że na ekonomii się nie zna. Dodał jednak, że długie miesiące wtajemniczany był przez właściwych (rządowych) ekspertów w tę nieprawdopodobnie skomplikowaną materię i choć nie zrozumiał wszystkiego, pojął jednak, że rząd również w tym (jak we wszystkim innym) ma rację. Dzięki owym rekolekcjom jeszcze głębiej uwierzył w profesjonalizm obecnych władz. Dość prosty fakt, że rząd przejmuje fundusze OFE, aby bronić się chce przed przekroczeniem progu deficytu budżetowego, a realne pieniądze emerytów zastępuje gwarancjami, tego profesor wydaje się nie rozumieć. Może to dla niego zbyt skomplikowane.
Wróćmy jednak do artykułu. Niewiele ponad rok temu Krzemiński ogłosił książkę: "Czego nas uczy Radio Maryja?", w której przyznał, że analizując przez miesiąc audycje tej rozgłośni, treści antysemickich w nich nie znalazł. Chwała mu za tę rzetelność. Wspomniany artykuł popełnił jednak zaniepokojony tym, że jego praca wykorzystywana jest w obronie radiostacji, która jest dla niego złem samym. Teraz przywołuje więc fragmenty swojej książki, w których pisze, że nie znalazł również zdecydowanego zdystansowania się do antysemityzmu ze strony rozgłośni O. Rydzyka.
Jeśli radio oskarżane wszem i wobec o antysemityzm go nie propaguje, zwłaszcza jeśli odwołuje się do tradycji, w której był on obecny, należałoby mu przyklasnąć, a nie atakować je za brak kroków dalszych. Nie chcę zresztą zajmować się tu problemem antysemityzmu, gdyż mam wrażenie, że Krzemiński traktuje go dość instrumentalnie. Apeluje on o debatę między dziedzicami endecji, której emanacją jest, jego zdaniem, Radio Maryja, a ich bliżej nie sprecyzowanymi, w każdym razie związanymi z "Gazetą Wyborczą" liberalnymi przeciwnikami. Debata ta, w jego wydaniu, oznacza posypanie głowy piaskiem przez polskich tradycjonalistów i wyznawaniu przez nich grzechów, których listę sprawdzała będzie strona druga. Profesor jest rozczarowany, że do tego nie doszło i zachęca Kościół, aby poprowadził w tym kierunku. Ale to mało.
"Równie źle wygląda sprawa w debacie politycznej. Gdy do władzy doszedł Jarosław Kaczyński, miałem przez chwilę nadzieję, że będzie on w stanie podjąć trud dyskusji o tradycji, której ideowi spadkobiercy stanowili jego polityczne zaplecze. Nic podobnego się nie stało i dlatego nie mogę zrozumieć wielu jawnych i ukrytych zwolenników PiS. Zdają się oni zapominać, że PiS odniosło swój sukces i dalej odwołuje się do światopoglądu, który konserwuje poglądy i postawy, dla jakich trudno znaleźć moralne uzasadnienie."