Zastanawiam się niekiedy, jaki sens ma istnienie obchodzonego dzisiaj Dnia Języka Ojczystego. Ani on, ani obowiązująca od ponad dziesięciu lat ustawa o ochronie języka polskiego nie zdołały sprawić, by rzesze rodaków zaczęły choć odrobinę lepiej posługiwać się polszczyzną. Wprost przeciwnie – jest coraz gorzej. Szeroko reklamowany konkurs ortograficzny to bardzo przyjemna zabawa dla zapaleńców, w skali powszechnej jednak niczego nie zmienia. Języka się nie szanuje, nie kocha i nie zna.
Nie jest to wcale rytualne narzekanie dla narzekania. Nie mam też zamiaru pochylać się nad tym, co czyta się na tzw. forach, gdzie wynurzenia internautów zbyt często przybierają formę – ortograficzną i gramatyczną – szokującą dla każdego, kto posiadł choćby minimum wykształcenia i ogłady umysłowej. Miłosiernie pomińmy wulgaryzmy i obelgi. I bez nich nieporadność wypowiedzi i ich styl mogą zachwiać najmocniejszą nawet wiarą w poziom tego, co uczeń wynosi ze szkoły. Znajomość zasad języka polskiego bez wątpienia jest coraz słabsza, umiejętność przyzwoitego pisania – nader rzadka, a absolwenci szkół – skandalicznie niedouczeni.
[srodtytul]Pełnymi frazami[/srodtytul]
Dotyczy to, niestety, także tych, dla których język jest podstawowym narzędziem pracy. Lista grzechów popełnianych również – a może przede wszystkim? – przez ludzi pióra, mikrofonu i kamery jest długa i coraz bogatsza. Za to lista mediów, z których można korzystać bez irytacji, skróciła się do minimum – Polskie Radio, parę tytułów prasowych. Z większością dzienników, telewizją, także publiczną, i komercyjnymi rozgłośniami radiowymi jest jednak gorzej niż źle. A już codzienna lektura tego, co wypisywane jest na tzw. paskach w dole ekranu telewizyjnego, budzi śmiech, choć tak naprawdę ociera się o horror.
Zbyt wielu autorów, nie tylko tych minitekścików, pisze dzisiaj tak, jak gdyby nigdy nie słyszeli o zasadach rządzących budową zdania (które zresztą nagminnie nazywane jest „frazą”, tak że wyraz „zdanie” powoli zaczyna zanikać), o szyku, o odpowiednim doborze słów, o znaczeniu właściwej interpunkcji, że o prawidłowym użyciu imiesłowów nie wspomnę. Cóż jednak mówić o imiesłowach, skoro wielu nie przyswoiło sobie nawet tak elementarnej zasady, że słowo „który” odnosi się do wyrazu poprzedzającego. Często hula ono w zdaniu, tak jak autorowi przypadkiem się napisało. W tytułach nagminnie trzecia osoba liczby mnogiej zastępuje formę bezosobową („rozkopali ulicę”, „usunęli burmistrza”, „oszukali staruszka”) – pewnie zbyt trudną? Można też zwątpić w znajomość zasad deklinacji, skoro wszyscy „piszą bloga”.