Gontarczyk odpowiada Sadurskiemu

Kontakt z publicystyką Wojciecha Sadurskiego to doświadczenie kształcące i ciekawe. Przynajmniej takie wnioski można by wyciągnąć z moich osobistych doświadczeń — pisze historyk z IPN

Publikacja: 14.03.2011 17:28

Piotr Gontarczyk

Piotr Gontarczyk

Foto: Rzeczpospolita

Jakiś tydzień temu opublikowałem w „Rzeczpospolitej" tekst dowodzący, że zabierając głos w sprawie dyskusji nad książką „Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa, prof. Sadurski - znany, uczony filozof – akurat w tej drobnej kwestii nieco przeszarżował. Bo wiele rzeczy, o których napisał, okazało się oczywistą nieprawdą.

Naśmiewając się z krytyków Grossa twierdził, że atakują książkę, której nie czytali, a którą on, jako wybraniec losu, przeczytał. Kłopot w tym, że z tekstów krytyków Grossa jasno wynika, że odnoszą się oni do treści omawianej książki, która nie jest żadną wiedzą tajemną. Nadto krytykując prof. Sadurskiego pisałem, nie ma on wiedzy na temat opisywanej epoki, nie zna literatury przedmiotu, a zatem nie jest w stanie zweryfikować wiarygodności krytyków Grossa. Zwłaszcza, że ich tekstów w ogóle nie czytał.

W odpowiedzi na powyższe uwagi wspomniany Autor napisał tekst pt. „Gontarczyk, gęsty polemista" (Rzeczpospolita z 11.03.2011 r.) w którym w ogóle nie odniósł się do opisanych wyżej zarzutów. Skupił się za to na dwóch elementach, którym poświęcił zasadniczą część swojego artykułu.

Pierwszy to głębokie oburzenie, że w swoim tekście przypisałem mu słowa, których on nie wypowiedział. Chodziło mu o wzięte w cudzysłów zwroty „obrona polskiej racji stanu" i „patriotyczne czepialstwo". Grzmi przy tym, że „[Gontarczyk] pisze (...), że nie jestem w stanie wypowiedzieć się czy krytycy Grosa piszą «w obronie polskiej racji stanu» – znów biorąc te słowa w cudzysłów jakby to był cytat z mojego artykułu – podczas gdy ja takiego nic takiego nie piszę."

Ależ oczywiście, że autor tego nie napisał. W swoim tekście, w którym zacytowałem szereg prof. Sadurskiego filozoficznych miazmatów, wziąłem cudzysłów także dwa niepospolite w języku polskim zwroty, które tego wymagały: „obrona polskiej racji stanu" i „patriotyczne czepialstwo". Nigdzie przy tym nie wskazywałem, by były to cytaty z uczonego profesora. Wspomniany wziął oba zwroty pod lupę i, krzycząc: skandal!, połowę swojej odpowiedzi zatytułował „przeinaczenia i kłamstewka".

Naturalnie ktoś mógłby się oburzać, że takim zabiegiem prof. Sadurski sprytnie uciekł od odpowiedzi na postawione przeze mnie zarzuty. Ktoś inny mógłby stwierdzić, że mój polemista dobrze wiedział, gdzie go cytuję, a gdzie nie, ale sprawę załatwił jak załatwił, bo nie miał argumentów.

***

Drugim obszarem naukowo-badawczym, na którym skupił się prof. Sadurski, była sprawa... podpisu pod artykułem, w którym jest informacja, że gdzieś kiedyś byłem dyrektorem. Rzeczywiście: wysyłając swoją polemikę do „Rzeczpospolitej" w żaden sposób tekstu nie podpisałem, toteż redakcja wycięła podpis z jakiegoś starszego artykułu. Sprawa - z punktu widzenia dyskusji o „Złotych żniwach" – jest chyba trzeciorzędna, ale tu okazała się niemal kluczowa. „Dyrektorski" element stał się motywem przewodnim odpowiedzi, którą Sadurski rozpoczyna i kończy, po drodze kpiąc z niego nieustannie, w ten sposób zasłaniając swą niekompetencję i dodając sobie animuszu.

Początkowo trochę się złościłem, że ten podpis był niefortunny, a jego treści ze mną nie skonsultowano. Potem zmieniłem zdanie, żałując trochę, że przypadkiem „Rzeczpospolita" nie wycięła podpisu – dla żartu albo przez pomyłkę – z artykułu innej osoby. Lekarza dajmy na to, albo osoby duchownej. Wtedy zapewne, w odpowiedzi na zarzuty w sprawie niefortunnego udziału w dyskusji o „Złotych żniwach", prof. Sadurski - z równą lekkością, jak w każdej innej materii – wygłosiłby wykład w z genetyki albo dał lekcję prawa kanonicznego dla tępego i niedouczonego biskupa.

Ktoś znowu mógłby pomstować, że w sumie to nie na temat, bo przecież chodziło o spór wokół ksiązki Jana Tomasza Grossa. Że wobec postawionych przeze mnie zarzutów należałoby ustosunkować się do meritum, a nie zajmować się tym, czy jestem wicedyrektorem, przeorem czy może kosmonautą.

Bardzo chętnie przeczytałbym merytoryczną odpowiedź prof. Sadurskiego, w której jasno wykaże, że wykpiwał i rozstawiał po kątach krytyków „Złotych żniw" po lekturze ich tekstów, a nie przed, na co wskazywałem. Nic takiego nie przeczytałem.

Warto również wspomnieć, że w polemice wskazywałem na liczne nadużycia w książce Grossa, dotyczące podawania w niej wielu niesprawdzonych, niewiarygodnych lub wręcz nieprawdziwych informacji. Dałem nawet jeden przykład: liczby rzekomych kilkudziesięciu tysięcy Żydów, które miało zostać zabitych przez tzw. granatowych policjantów. Liczba ta jest całkowicie nieprawdziwa, o czym nie ma większych wątpliwości w środowisku historyków. Wspominałem również, że autor „Złotych żniw" potrafi nawet spisać informacje faktograficzne z anonimowych blogów internetowych. A takie działania po prostu dyskwalifikują ze świata nauki.

W odpowiedzi prof. Sadurski stwierdził: „wielu krytyków Grossa zarzuca mu błędy co do faktów, podczas gdy w istocie różnią się co do interpretacji faktów." Wychodzi więc na to, że jednak granatowa policja zamordowała kilkadziesiąt tysięcy Żydów i nic w tej materii nie przekona ani J. T. Grossa, ani W. Sadurskiego. Ich omnipotencja i impregnacja sprawia, że dyskusja wydaje się bezprzedmiotowa. No bo o czym tu dyskutować? O cudzysłowach? Przecinkach? O tym, że przecież nie jestem żadnym dyrektorem?

***

Na koniec wspomnę o tym elemencie polemiki, w którym Prof. Sadurskiego gorąco popieram. Otóż w poprzednim artykule zacytowałem fragment jego opinii w kwestii książki „Złote żniwa": „etyka, zwłaszcza w odniesieniu do sytuacji skrajnych, rozgrywających się na scenie tragedii najstraszniejszych, lokuje się w bardzo niskich rejestrach. Nadmierne jej wyżyłowanie w rejestry symboliki i tabu jest przejawem pięknoduchostwa – zwłaszcza w ustach tych z nas, którzy nie są w stanie wczuć się w grozę tamtych czasów".

Przekonywałem wtedy, żeby autor na razie zrezygnował z filozoficznych miazmatów, bo najpierw w kwestii książki Grossa winni wypowiedzieć się historycy. Że na obecnym poziomie dyskusji o „Złotych żniwach" wartość poznawcza takich „wyżyłowań w rejestry symboliki i tabu jako przejawy pięknoduchostwa" są po prostu bezwartościowe.

Powyższe słowa wywołały ripostę mego polemisty: „Gontarczyk tego nie pojął i na dodatek uznał, że ten passus (rzeczywiście, kluczowy dla mojego artykułu) ma wartość poznawczą w okolicach absolutnego zera. Być  może wyraziłem się zbyt uczenie (jak komplementuje mnie ironicznie Gontarczyk) ale wydawało mi się że myśl jest zrozumiała dla przeciętnie rozgarniętego człowieka – a za takiego mam typowego czytelnika Rzeczpospolitej".

Ale przecież tu nie chodzi o to, czy tekst prof. Sadurskiego jest zrozumiały czy nie. Pytanie brzmiało, czy owe „wyżyłowywania w rejestry symboliki i tabu jako przejaw pięknoduchostwa" – które teraz autor nazwał kluczem do zrozumienia swego tekstu – nie wnoszą nic nowego do merytorycznej debaty o książce Grossa. Uważam, że nie, choć przyjmuję do wiadomości, że w dziedzinie przekazania czytelnikom „Rzeczpospolitej" czegoś istotnego, wręcz „kluczowego" autor naprawdę się starał. Nich Pan Profesor nie przejmuje się tą w sumie drobną porażką. Proszę się dalej starać.

Autor, politolog i historyk, pracuje w Biurze Lustracyjnym Instytutu Pamięci Narodowej. Opublikował m.in. „Pogrom? Zajścia polsko-żydowskie w Przytyku 9 marca 1936 r. Mity, fakty, dokumenty"

Wojciech Sadurski
Błotne żniwa
27 lutego 2011

Piotr Gontarczyk
Fachowcy od wszystkiego
8 marca 2011

Wojciech Sadurski
Gontarczyk, gęsty polemista
11 marca 2011

Jakiś tydzień temu opublikowałem w „Rzeczpospolitej" tekst dowodzący, że zabierając głos w sprawie dyskusji nad książką „Złote żniwa" Jana Tomasza Grossa, prof. Sadurski - znany, uczony filozof – akurat w tej drobnej kwestii nieco przeszarżował. Bo wiele rzeczy, o których napisał, okazało się oczywistą nieprawdą.

Naśmiewając się z krytyków Grossa twierdził, że atakują książkę, której nie czytali, a którą on, jako wybraniec losu, przeczytał. Kłopot w tym, że z tekstów krytyków Grossa jasno wynika, że odnoszą się oni do treści omawianej książki, która nie jest żadną wiedzą tajemną. Nadto krytykując prof. Sadurskiego pisałem, nie ma on wiedzy na temat opisywanej epoki, nie zna literatury przedmiotu, a zatem nie jest w stanie zweryfikować wiarygodności krytyków Grossa. Zwłaszcza, że ich tekstów w ogóle nie czytał.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?