Piotr Zaremba o filmie Janusza Majewskiego

Recenzenci skrytykowali – także u nas – najnowszy film Janusza Majewskiego „Mała matura 1947". 80-latek sięgnął po świat własnych wspomnień z krakowskiego gimnazjum zapisanych wcześniej w książce. Czy poniósł porażkę?

Publikacja: 20.04.2011 20:24

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Rzeczpospolita

Majewski zawsze szedł swoją drogą, preferując groteskę i humor, szukając emocji w dawniejszych czasach (wspaniałe „Zaklęte rewiry" czy „Sprawa Gorgonowej"), ba, radząc sobie w materii czystej historii („Królowa Bona"). I nie robił filmów, których musiał się potem wstydzić – politycznie czy moralnie.

To prawda, „Mała matura..." nie tętni takim bogactwem obserwacji jak jego stare dzieła, a główny bohater, bardziej obserwator niż podmiot, nie skupia takiej uwagi jak młody kelner Marka Kondrata z „Zaklętych rewirów". A jednak nie jestem tak surowy jak krytycy.

 

 

Myślę, że nie docenili siły tematu: nikt przed Majewskim nie pokazał tak szeroko rzeczywistości tużpowojennej, kiedy stare mieszało się z nowym, w szkołach czczono jeszcze Konstytucję 3 maja, a nie rewolucję październikową, i młodzi ludzie otwarcie fascynowali się tradycją AK. Majewski pokazuje piękne pożegnanie z niepodległością, niektóre wątki (ubeka granego przez Wojciecha Pszoniaka) ujmują wyczuciem niuansów. Sympatyczne jest to, że film nie traktuje Polaków głównie jako nosicieli patologii. Młody aktor Antoni Królikowski, grający jedną z głównych postaci, nazwał go filmem patriotycznym.

Wypomina się Majewskiemu, że pokazał tych chłopców zbyt papierowo, że wypowiadają frazesy, a powinna być pokazana burza hormonów. Tymczasem starsi o kilka lat bohaterowie świetnego filmu „Akcja pod Arsenałem" (i książki „Kamienie na szaniec") też posługiwali się językiem cokolwiek podniosłym. Takie było ich harcerskie wychowanie.

Pytanie, czy to się nie zmieniło pod wpływem wojny. Czy młodzi, którzy widzieli, a czasem uczestniczyli w okropnościach, nie stali się zepsuci, cyniczni? Tak to przedstawiano w wielu relacjach i sam Majewski daje sygnały, że tak być mogło. Ale tylko sygnały – u niego zasadniczo pozostają harcerzami. Upływ czasu raczej łagodzi niż zaostrza jego opowieść. Wspomnienia z młodości w tonie „Amarcordu" Felliniego to nie jego poetyka. Szanuję to. Niech inni pokażą to inaczej.

Majewski zawsze szedł swoją drogą, preferując groteskę i humor, szukając emocji w dawniejszych czasach (wspaniałe „Zaklęte rewiry" czy „Sprawa Gorgonowej"), ba, radząc sobie w materii czystej historii („Królowa Bona"). I nie robił filmów, których musiał się potem wstydzić – politycznie czy moralnie.

To prawda, „Mała matura..." nie tętni takim bogactwem obserwacji jak jego stare dzieła, a główny bohater, bardziej obserwator niż podmiot, nie skupia takiej uwagi jak młody kelner Marka Kondrata z „Zaklętych rewirów". A jednak nie jestem tak surowy jak krytycy.

Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Donald Trump, mistrz porażki
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne