Jako świetny kryminał, który pochłonąłem w dwa dni, zabierając ją w podróż do parlamentu w Strasburgu. Czytałem w samolocie, w pokoju hotelowym, nawet podczas jedzenia obiadu, choć to nieeleganckie. Kilka zwrotów akcji, wiele zaskoczeń, bezkonkurencyjne zakończenie.
Ale "Uwikłanie" było też objawieniem z powodu, który wyziera już z tytułu. To, zdradzając nieco wątek, który w powieści pojawia się gdzieś w połowie, nie tylko historia uwikłania w pojedynczą zbrodnię, której tajemnicę rozwikłujemy z autorem jak z Agatą Christie. To również historia uwikłania w najnowszą historię. Morał nienatarczywy, lecz wyraźny był taki – nie zgubimy PRL, jego brudnych tajemnic i dawnych zbrodni.
Odkrywcze w sytuacji, gdy takich rozrachunków pojawiało się niewiele. Co ciekawe, Bromski poszedł tą drogą może konsekwentniej niż Miłoszewski. Kryminalną narrację uprościł i "upopularnił" – ze zręcznością doświadczonego rzemieślnika (współautorem scenariusza był Juliusz Machulski). Ale o przeszłość upominał się z pasją wykraczającą poza rzemiosło i wbrew środowiskowym modom. Na pokazie obecny był Andrzej Wajda i film mu się podobno podobał. A przecież w tym filmie, o zgrozo, to IPN-owcy mówiący "przeszłość cię dopadnie" mają rację. Esbecy to niekoniecznie mili nieudacznicy z filmów Barei. A wielki reżyser uznał IPN za siedlisko nieprawości.
Z przyjemnością piszę o "Uwikłaniu" i zamierzam napisać więcej. Ale zaraz się łapię na strachu. A może mu zaszkodzę? A może jakiś cymbał szatkujący Polskę obwieści, że Bromski nakręcił film "prawicowy". Nie daj Boże "pisowski". Skoro arcybiskup poznański Stanisław Gądecki mógł być kryptopisowcem, bo ganił z katolickich pozycji obecną rzeczywistość, to dlaczego nie reżyser widzący problem w dawnych esbekach? Mam nadzieję, że prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich jakoś by się wykręcił. Ale klimat w Polsce jest taki, że każdy nonsens przejdzie.