Waldemar Kuczyński: Boję się Jarosława Kaczyńskiego

Nie ma we mnie nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego. Bywa złość, ostra złość, nawet wściekłość. Ale przede wszystkim czuję strach. Boję się polityka, który świat i kraj wyobraża sobie jako złożony z niezliczonych wrogów – pisze publicysta

Publikacja: 29.05.2011 19:49

Waldemar Kuczyński

Waldemar Kuczyński

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Medialni zwolennicy PiS, a także osoby z "ludu pisowskiego" obficie komentujący moje teksty w Internecie zarzucają mi "wściekłą nienawiść" do tej partii i jej szefa. Jeden z zauroczonych Prezesem dostrzegł nawet – co napisał w książce – że widząc w TV Kaczyńskiego, trzęsę się i wygrażam mu pięścią.

Mowę nienawiści w mojej publicystyce widzi też Bronek Wildstein ("Wojna z faszyzmem, czyli mowa nienawiści III RP", tygodnik "Uważam Rze", 22 maja), bo sugeruję, że PiS ma pewne cechy zbliżające go do rodziny ruchów faszystowskich. Moim zdaniem ma, choć nigdy nie porównywałbym go z nazizmem, bo to byłoby wielkim fałszem. To liczna rodzina nurtów politycznych, których skraje bardzo się od siebie różnią stopniem represyjności i agresywności, ale właśnie one je cechują.

Nic się nie powtarza jako replika, ale jako podobieństwo – tak. O tych podobieństwach pisałem w "Gazecie Wyborczej" ("Ruch groźnej nadziei" – 14 kwietnia).

Oni, a nie my

"Nienawiść" to ukochane słowo Jarosława Kaczyńskiego, oczywiście wściekła nienawiść. To również główny argument kochających PiS komentatorów przeciwko tym, którzy PiS nie kochają. Z ludem pisowskim jest trochę inaczej, bo tutaj do oskarżeń, że jest się nienawistnikiem, dochodzi jeszcze, że jest się drżącym przed pisowskim CBA politykiem, który się nakradł, peerelowskim szpiclem, nawet jeśli się ma certyfikat IPN, bo wiadomo: akta zniszczyła komisja Michnika albo są w Moskwie.

No i – co bardzo częste – Żydem, mośkiem, czosnkiem, nawet "rabin" jest obelgą. Ma się wrażenie, że gros Polski antysemickiej – ciągle niemałej, niestety – lgnie do tej partii, mimo że ona sama antysemityzmu nie głosi. Czy to nie powinno zastanawiać? W przypadku osób leciwych, takich jak ja, dochodzi również, że jest się zombi, który powinien dogniwać w trumnie, zamiast pisać artykuły. To już odpuszczam.

Dlaczego słowo "nienawiść" jest tak częste u Prezesa i jego zwolenników? Moim zdaniem to tak zwana projekcja. Przeniesienie emocji, którą się samemu żywi, na myślących inaczej czy uważanych za wrogów i przypisanie jej im, by to oni byli nienawistnikami, a my poddanymi nienawiści niewiniątkami, całkowicie od niej wolnymi. Nie jest łatwo żyć z tym uczuciem, ono dręczy i niszczy. To dlatego po roku 1989 pozbyłem się go w stosunku do komuchów i także pragnienia porachunków z nimi.

Odetchnąłem z ulgą, że wojna się skończyła, i to zwycięstwem, można więc się pozbyć jej toksyn. Wojna skaża obie strony, obecna także. Ci, których do dziś "Pan nie uchronił od nienawiści", choć może lubią to śpiewać, zarzucają mi, że przeszedłem na drugą stronę, czylim zdrajca, jakby te strony nadal istniały.

Strach, a nie nienawiść

A jak jest z nienawiścią do Kaczyńskiego i PiS? Nie ma jej we mnie, bywa złość, nawet ostra, nawet wściekłość, ale bez nienawiści, która jest czymś głębszym i trwalszym niż wspomniane przeze mnie emocje. Mój stosunek w pierwszym rzędzie do tego polityka, a w drugim do PiS, bo rozróżniam partię i szefa, to nie jest nienawiść, lecz strach. I to nie strach "politycznego złodzieja" przed powrotem Mariusza Kamińskiego do CBA czy strach "tajnego współpracownika" przed ujawnieniem prawdy o nim. Boję się polityka o takiej jak Kaczyński osobowości, która przez jego liczne słowa i poczynania jest jak na dłoni. Nie chcę żyć w Polsce, której kształt on będzie nadawał, i jako publicysta robię wszystko, byśmy tego uniknęli.

Nie chcę u władzy polityka, który świat i kraj wyobraża sobie jako złożony z niezliczonych wrogów, opętanych dziwnym trafem nienawiścią akurat do niego, z zagrożeń, tajemnych sił i układów "sięgających wszędzie", czyli ze zła. Poza nim oczywiście i tymi, którzy go słuchają. I z nieustannej wojny w realu z tym wszystkim, co naprawdę tkwi tylko w jego głowie. Ten mechanizm, częsty w świecie polityków, zawsze bywał zarzewiem nieszczęść. Maleńka próbka to lata 2005 – 2007, paranoiczne gonienie za gigantycznym układem oplatającym cały kraj. Układu nie zaleziono, ale krzywd narobiono. A to były tylko dwa lata.

Nie chcę Polski rządzonej przez szefa partii, w której wszystkie uprawnienia statutowo należą do niego, bo to cecha partii totalitarnej. Jeśli partia tak skonstruowana zdobędzie władzę, będzie przenosiła styl kierowania nią na państwo. PiS jako partia konserwatywnej prawicy mi nie przeszkadza. Jest potrzebna i wiele razy to powtarzałem.

Przeszkadza mi to Prawo i Sprawiedliwość pod tym kierownictwem, bo jestem pewien, że mając władzę, będzie dążyło do zdobycia "kierowniczej roli w państwie", a następnie w społeczeństwie. Czyli do stopniowego podporządkowywania sobie wszystkich centrów władzy i wszystkich niezależnych ośrodków opinii i wpływu w społeczeństwie. To było widoczne w latach 2005 – 2007. Nawet jeśli to się nie uda, to samo zmierzanie w tym kierunku oznaczałoby wepchnięcie Polski w ślepy zaułek.

Nie jestem fanem Platformy, ale uważam tę partię za bezpieczną dla wolności obywatelskich zaporę przed niebezpiecznym PiS. Nie jestem też ślepym obrońcą III Rzeczypospolitej. Widzę jej liczne nędze i potrzebę naprawy, ale widzę jedną zaletę decydującą. III Rzeczpospolita jest państwem obywatelskim. U podstaw jej konstrukcji i jej konstytucji leżą nienaruszalne prawa obywatela, prawa jednostki, prawa człowieka. One są najważniejsze, nic nie może stanąć ponad nimi.

Prawa wspólnoty

Nie chcę żyć w państwie, w którym prawa obywatela będą musiały ustępować przed jakimiś "prawami wspólnoty" – choćby chodziło o naród. Nie chcę, bo w takiej konstrukcji państwa o tym, co jest prawem wspólnoty, nadrzędnym nad prawem obywatela, będzie tak czy inaczej, prędzej czy później decydował "przywódca wspólnoty", ten, o którym się już mówi: "prowadź nas, Ty jesteś Polska".

50 lat przeżyłem w państwach, które stworzono dla wspólnoty, raz dla narodu niemieckiego, dwa dla narodu socjalistycznego. Dla Wildsteina, którego staż życia w państwie wspólnoty jest dużo krótszy od mojego, może to za mało, mnie wystarczy. Nie mogę wykluczyć, że dmucham na zimne, bywa, że opadają mnie wątpliwości. Ale wolę to, niż ocknąć się w czymś, czemu powinienem zapobiegać, a to zlekceważyłem.

Nie narzucam nikomu moich racji i obaw, ale proszę o próbę zrozumienia ich. Przynajmniej przez tych, którzy to jeszcze potrafią. Nawet jeśli miałbym mieć mniej racji niż ci, co w mojej publicystyce widzą tylko nienawiść i szaleństwa starca.

Wódz narodu

Jestem Polakiem, czuję się Polakiem, chcę żyć w państwie polskim i wiem dobrze, że państwa w dzisiejszym świecie to są najczęściej państwa narodowe. Ta nazwa to stwierdzenie, kropka nad długim procesem historycznym, uogólnienie tego, co nie dzieli, bo jest realnością. Ale nie chcę żyć w "państwie narodu" i wyrażającego naród wodza. Bo to jest ideologia, w którą się chce ubrać Rzeczpospolitą.

Ideologia, choćby się nazywała narodowa, jest zawsze partyjna i część narodu wyklucza ze wspólnoty. Takich choćby "Polaków skorygowanych", którzy nie szanują wielkości Lecha Kaczyńskiego, jak zdefiniował poseł Adam Hofman, rzecznik PiS. Czy należących do tych trzech czwartych, które, jak napisał poeta Jarosław Marek Rymkiewicz, może j...ć pies. "Państwo narodu" odbiera Rzeczypospolitej, czyli należącej do wszystkich, cechę dobra wspólnego, a nadaje jej cechę dobra jednej partii.

Tak widzę IV RP, opierając się na słowach i czynach jej twórców i zwolenników. Jak mnie przekonają, że jest inaczej, że ich źle zrozumiałem, że się sromotnie pomyliłem, zmienię zdanie i mogę nawet polubić Kaczyńskiego. Już nazajutrz po tym.

Wildsteina nie muszę, bo go nadal lubię. Ale na razie to, co mówi i Prezes, i PiS pod jego kierownictwem, wywołuje u mnie nie nienawiść, lecz gęsią skórkę.

Autor jest ekonomistą i publicystą. Był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, doradzał także premierom Włodzimierzowi Cimoszewiczowi i Jerzemu Buzkowi

Medialni zwolennicy PiS, a także osoby z "ludu pisowskiego" obficie komentujący moje teksty w Internecie zarzucają mi "wściekłą nienawiść" do tej partii i jej szefa. Jeden z zauroczonych Prezesem dostrzegł nawet – co napisał w książce – że widząc w TV Kaczyńskiego, trzęsę się i wygrażam mu pięścią.

Mowę nienawiści w mojej publicystyce widzi też Bronek Wildstein ("Wojna z faszyzmem, czyli mowa nienawiści III RP", tygodnik "Uważam Rze", 22 maja), bo sugeruję, że PiS ma pewne cechy zbliżające go do rodziny ruchów faszystowskich. Moim zdaniem ma, choć nigdy nie porównywałbym go z nazizmem, bo to byłoby wielkim fałszem. To liczna rodzina nurtów politycznych, których skraje bardzo się od siebie różnią stopniem represyjności i agresywności, ale właśnie one je cechują.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?