Znowu odwołajmy się do bezemocjonalnej logiki. Już co najmniej od Tukidydesa, a zwłaszcza od rozważań Clausewitza, wiadomo, że w sprawach polityczno-wojskowych pierwotna jest polityka; rozwiązania wojskowe muszą być pochodną rozwiązań politycznych, muszą z nich wynikać. Stawianie wozu przed koniem, tj. decyzji wojskowych przed politycznymi, na ogół marnie się kończy.
Dlatego nie ma żadnych podstaw ani szans na zbudowanie jednolitego systemu obrony przeciwrakietowej przez dwa odrębne byty polityczne, jakimi są NATO i Rosja. Nawet w Unii Europejskiej nie możemy zbudować wspólnej armii europejskiej, bo nie pozwala na to wciąż słaba wspólnotowość w obszarze polityki bezpieczeństwa i obronności. Aby zatem mówić o jednolitym systemie wojskowym NATO i Rosji, należałoby najpierw utworzyć wspólnotę polityczną tych podmiotów (np. przez wstąpienie Rosji do NATO). Nie zanosi się na to w racjonalnie rozważanej perspektywie. Tym bardziej że Rosja wciąż w swojej doktrynie wojskowej traktuje NATO jako źródło potencjalnych zagrożeń (niebezpieczeństw).
Jak zatem można byłoby sobie wyobrazić, że za pomocą elementów natowskich miałyby być bronione jakieś terytoria Rosji lub też część NATO przez środki rosyjskie albo w jakiś sposób zależeć od decyzji państwa spoza sojuszu? Bezpieczeństwo NATO jest niepodzielne. NATO jest integralną (jednolitą) przestrzenią strategiczną. Różne jej części nie mogą mieć różnego statusu bezpieczeństwa; żadna część terytorium sojuszu nie może być, choćby częściowo, wyłączona spod jego strategicznej kompetencji.
Dlatego opcję jednolitego systemu obrony przeciwrakietowej NATO/Rosja należy odłożyć na półkę z napisem „pomysły nierealne" i skoncentrować się na tworzeniu pożądanego systemu kooperatywnego, tj. obejmującego dwa oddzielne, ale możliwie blisko ze sobą współdziałające systemy przeciwrakietowe NATO i Rosji.
Sztuczne granice
Jakie zatem mogą być zasady owej kooperacji? Rosja uważa, że jednym z wyjściowych warunków powinno być wyraźne ograniczenie systemu natowskiego, aby nie wchodził swym zasięgiem nad jej terytorium, a w szczególności, aby nie mógł przechwytywać jej rakiet strategicznych. Oczekuje więc przede wszystkim prawnych gwarancji, że system ten nie będzie użyty przeciwko rakietom rosyjskim, że m.in. natowskie przeciwrakiety będą ulokowane w odpowiedniej odległości od jej granic lub wprowadzone zostaną techniczne ograniczenia sektorów obserwacji, naprowadzania i przechwytywania.
Rzeczywiście, perspektywiczny potencjał przeciwrakietowy NATO (w zaawansowanych fazach jego rozwoju) może wchodzić w kolizję z ofensywnym strategicznym potencjałem nuklearnym Rosji. Ale rozwiązania tego problemu nie można szukać w sztucznym ograniczaniu, hamowaniu tempa rozwoju zdolności przeciwrakietowych, gdy jednocześnie mamy do czynienia z narastaniem niebezpieczeństw wynikających z proliferacji asymetrycznych zagrożeń rakietowo-nuklearnych. To tak, jakby ludzkość miała ograniczać produkcję leków przeciwko rakowi tylko dlatego, że nieostrożne obchodzenie się z nimi może się okazać niebezpieczne. Trzeba po prostu redukować takie ryzyko.