Bogdan Dziobkowski o aborcji i Tomaszu Terlikowskim

Nauka wprawdzie precyzyjnie opisuje fakty biologiczne, ale przyczepienie do któregoś z nich etykiety z napisem „tu zaczyna się człowiek” jest zawsze określonym wyborem o charakterze światopoglądowym – twierdzi filozof

Aktualizacja: 18.07.2011 00:41 Publikacja: 18.07.2011 00:35

Bogdan Dziobkowski o aborcji i Tomaszu Terlikowskim

Foto: Archiwum

Red

Do Sejmu wpłynął obywatelski projekt zmiany ustawy antyaborcyjnej. W świetle obowiązującego w Polsce od 1993 roku prawa aborcja jest dopuszczalna w trzech przypadkach: gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, zagraża życiu kobiety lub też nastąpiło nieodwracalne uszkodzenie płodu. Z tych trzech powodów dokonuje się rocznie w naszym kraju około 500 legalnych zabiegów przerywania ciąży.

Obywatelski projekt zakłada całkowity zakaz tego typu praktyk. Podpisało się pod nim ponad pół miliona osób. Sejm głosami posłów PiS, PSL i części PO skierował projekt do dalszych prac. Natomiast działacze SLD już zapowiedzieli, że wkrótce złożą konkurencyjną propozycję istotnego zliberalizowania obecnie obowiązującej ustawy. Wszystko wskazuje więc na to, że wracamy do dyskusji o granicach człowieczeństwa.

„Rozstrzygający" argument

Racje zwolenników zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej wyłożył na łamach „Rzeczpospolitej" pan doktor Tomasz Terlikowski. Redaktor „Frondy" w artykule pod wymownym tytułem „Kompromis jest niemożliwy" (27 czerwca 2011 r.) przedstawił następujący wywód. Po pierwsze, człowiek powstaje w momencie zakończenia procesu zapłodnienia. Po drugie, konstytucja chroni życie ludzkie i zakazuje dyskryminacji ze względu na wyznanie, światopogląd, skłonności seksualne, stan zdrowia, niepełnosprawność itd. Po trzecie, obowiązująca obecnie ustawa antyaborcyjna dopuszcza przerwanie ciąży m.in. w przypadku stwierdzenia uszkodzenia genetycznego płodu. Wniosek: ustawa antyaborcyjna jest sprzeczna z konstytucją, bo zezwala na działania zabronione przez ustawę zasadniczą. „Czy nie pachnie to absurdem?" – pyta retorycznie Terlikowski.

Według redaktora „Frondy" jest to „rozstrzygający" argument za zaostrzeniem obowiązujących obecnie przepisów. Jego siła ma polegać na tym, że nie odwołuje się do przekonań religijnych, tylko do podstawowej dla demokratycznego społeczeństwa „zasady niedyskryminacji" i oczywistej reguły, że prawo powinno być spójne. To powoduje, że argument ten powinien przemawiać do wszystkich stron sporu.

Terlikowski powstanie człowieka redukuje do kilku chemicznych reakcji

Na pierwszy rzut oka rozumowanie to może sprawiać wrażenie poprawnego. Rzeczywiście, trudno tolerować sytuację, w której system prawny jednocześnie zakazuje dyskryminacji osób niepełnosprawnych i dopuszcza pozbawienie kogoś życia z powodu jakiejś formy upośledzenia.

Jednak tylko pozornie sprawa jest tak klarowna. Kluczowa w całym wywodzie jest pierwsza przesłanka. Skąd Terlikowski wie, w którym momencie powstaje człowiek? Redaktor „Frondy" oczywiście zdaje sobie sprawę z wagi tego pytania i kilkakrotnie podkreśla w swoim tekście, że utożsamienie początku życia ludzkiego z końcem procesu zapłodnienia nie jest żadną ideologiczną fanaberią, tylko twardym faktem ustalonym przez współczesną genetykę. Na tej podstawie utrzymuje, że w sporze o dopuszczalność aborcji mamy z jednej strony „barbarzyńców", którzy chcą zabijać bezbronne dzieci z zespołem Downa, z drugiej szlachetnych obrońców uniwersalnych wartości, w tym tolerancji i prawa do życia. Doprawdy trudno takie ujęcie tego złożonego problemu uznać za adekwatne.

Granice ludzkiego życia

Przede wszystkim pytania o granice ludzkiego życia, o jego początek i koniec, to nie są pytania, na które badania naukowe udzielą nam jakiejś jednoznacznej odpowiedzi. Współczesna genetyka może ustalić, że pewien organizm ma określoną strukturę DNA, może też precyzyjnie opisać, jak doszło do powstania tego organizmu, jednak nie jest to przecież tożsame ze stwierdzeniem, że organizm ten należy do zbioru ludzi. Chyba nikt nie twierdzi, że być człowiekiem to tyle, co posiadać określony kod genetyczny. Kontrprzykładami są tu cebulki włosów, poszczególne narządy, komórki jajowe czy zwłoki ludzkie.

Równie jałowe są próby definiowania człowieka za pomocą pojęcia potencjalności. Ktoś, kto utrzymuje, że określony za pomocą DNA zbiór komórek jest potencjalnym człowiekiem, mówi po prostu, że w danej chwili człowiekiem nie jest. Może ewentualnie stać się nim w przyszłości, gdy zostaną spełnione dodatkowe warunki. Podobnie, tylko o kimś, kto nie jest na emeryturze, możemy powiedzieć, że jest potencjalnym emerytem, a o kimś, kto nie umie jeździć samochodem, że jest potencjalnym kierowcą.

To, że granice człowieczeństwa nie są faktami stricte naukowymi, dobrze pokazuje przykład zmian, jakie w ubiegłym wieku zaszły w definiowaniu śmierci. Bardzo długo śmierć utożsamiano z ustaniem pracy serca i bezdechem. Jednak w latach 60., wraz z rozwojem transplantologii, zaistniała społeczna potrzeba zmiany tej tradycyjnej definicji. Silnym impulsem było tu dokonanie w roku 1967 operacji przeszczepu serca. Już pięć lat później Finlandia przyjęła tzw. definicję śmierci mózgowej. Śladem Finlandii szybko poszły inne państwa. W Polsce wprowadzono ją w roku 1984.

Co więcej, wszystko wskazuje na to, że obecna definicja śmierci nie jest nam dana raz na zawsze. Pojawiają się pytania, czy śmierć to ustanie pracy całego mózgu, czy też tylko pewnych ośrodków, np. odpowiedzialnych za świadomość. W kontekście tych problemów prawdopodobnie w przyszłości może dochodzić do kolejnych redefinicji tego pojęcia.

Istotne jest, by dobrze widzieć, co się tu dzieje. W analizowanym przypadku z jednej strony mamy dwa fakty o charakterze biologicznym: pierwszy to ustanie pracy serca wraz z bezdechem, drugi – śmierć mózgu. Fakty te nie tylko nie są tożsame, ale często nie są też równoczesne. Z drugiej strony mamy konwencjonalną decyzję rozstrzygającą, który z tych faktów utożsamić ze śmiercią.

Analogicznie sprawa wygląda w przypadku powstania człowieka. Nauka bada pewien ciąg fizycznych procesów zachodzących w ciele kobiety w trakcie i po zapłodnieniu. Znając te ustalenia podejmujemy decyzję, od którego momentu mamy do czynienia z istotą ludzką. I choć wszyscy akceptujemy naukowy opis zarodka, nasze stanowiska co do tego, czy jest to człowiek, czy nie, są odmienne.

Co ciekawe, gdy stopniowo w różnych krajach, głównie z utylitarystycznych pobudek (potrzebowano organów do przeszczepów), konwencjonalnie regulowano górną granicę życia ludzkiego, Kościół katolicki nie zgłaszał co do tego żadnych istotnych zastrzeżeń. Dlaczego więc w przypadku początku życia nie godzi się na jakąś kompromisową konwencję?

Gdzie pachnie absurdem?

Terlikowski, formułując swój „rozstrzygający" i rzekomo nieuwikłany w przekonania religijne argument, w gruncie rzeczy przedstawia stanowisko Kościoła katolickiego. Współcześnie to głównie przedstawiciele tej religii utrzymują, że życie ludzkie zaczyna się w momencie zakończenia procesu zapłodnienia. Wszelkie inne propozycje katolicy uznają za arbitralną ingerencję w prawo naturalne. Nie dostrzegają, że ich stanowisko też jest wynikiem arbitralnej decyzji.

Nauka wprawdzie precyzyjnie opisuje fakty biologiczne, ale przyczepienie do któregoś z nich etykiety z napisem „tu zaczyna się człowiek" jest zawsze określonym wyborem o charakterze światopoglądowym. Proponują więc oni pewną konwencję, mówiąc, że idą śladem natury.

Z wyborem tym wiąże się jeszcze inna trudność. Na gruncie chrześcijaństwa człowiek to połączenie dwóch odmiennych „substancji": duszy i ciała. Początkiem życia ludzkiego nie jest więc zdarzenie o charakterze fizycznym, tylko metafizycznym. Jest to moment, w którym do materii dołączona zostaje niematerialna dusza.

Skąd u redaktora „Frondy" pewność, że następuje to akurat w chwili kończącej zapłodnienie? Tego w laboratorium genetyka nie da się ustalić. Biblia nie daje tu jednoznacznych wytycznych. Ojcowie Kościoła w kwestii połączenia duszy z ciałem mieli bardzo różne opinie. Wśród chrześcijan obecnie zdania są mocno podzielone.

Terlikowski jakby w ogóle tego problemu nie dostrzegał. Powstanie człowieka redukuje do kilku chemicznych reakcji. Tym samym katolicki publicysta, argumentując przeciw aborcji, przyjmuje dużo bardziej materialistyczną wizję człowieczeństwa niż przeważająca większość ateistów. I to raczej w tym miejscu należy zadać przytoczone wyżej retoryczne pytanie redaktora „Frondy": „Czy nie pachnie to absurdem?".

Słyszałem kiedyś, jak pewien prawosławny duchowny mówił, że moment powstania życia ludzkiego jest tajemnicą. Utrzymywał, że nikt, poza Bogiem, nie wie, kiedy w kawałku materii pojawia się dusza i powstaje nowa ludzka istota. Był przeciwnikiem aborcji nie dlatego, iż wiedział, że zarodek jest człowiekiem, ale dlatego, że nie potrafił tego wykluczyć. Jest to spójny, dobrze skonstruowany argument. Oczywiście, nie ma on charakteru bezwzględnego: nie przekona nikogo, kto wcześniej nie przyjął określonej, dualistycznej wizji człowieka. Ale każdy argument w sporze o granice ludzkiego życia tak wygląda. Definicja człowieka jest zawsze pochodną pewnego światopoglądu. Człowieczeństwa nie zobaczymy przecież przez mikroskop, wiec nie ma co udawać, że nauka za nas rozwiąże tę kwestię.

Kompromis jest konieczny

Nie chcę tu rozstrzygać, czy obecnie obowiązująca ustawa antyaborcyjna wymaga nowelizacji. Terlikowski ma prawo do swoich przekonań w tym względzie. Może przyjąć, że życie ludzkie zaczyna się w określonym momencie i przekonywać innych do tego stanowiska. Powinien jednak używać uczciwych argumentów. A nie postępuje tak, gdy bronione przez siebie stanowisko, które ma religijne korzenie, prezentuje jako obiektywne odkrycie naukowe. Jest to ewidentne i groźne nadużycie.

Historia zna wiele prób wmanewrowywania nauki w spory ideologiczne. Nigdy dobrze się to nie kończyło. Nie mieszajmy więc tych dwóch porządków. Nie mylmy faktów, które zastajemy w świecie, i które opisuje fizyka, chemia czy genetyka, z faktami, które sami, jako wspólnota, ustanawiamy. W przypadku tych ostatnich, jeśli chcemy żyć w demokratycznym społeczeństwie, to nie ma innej drogi jak kompromis. Niestety, nie ułatwia go retoryka stosowana przez niektórych katolickich publicystów.

Spór o aborcję to nie jest spór o to, czy dopuszczalne jest zabijanie dzieci. Nikt tego ostatniego nie chce. U jego podstaw leży problem z wyostrzeniem rozmytych brzegów człowieczeństwa. Sprawa nie jest łatwa, bo życie ludzkie zaczyna się i kończy gdzieś w trakcie rozciągniętych w czasie biologicznych procesów. Obecnie nie kwestionuje się tego, że nowo narodzone dziecko jest człowiekiem. Równie oczywiste jest twierdzenie, że plemnik człowiekiem nie jest. Natomiast powstały w wyniku zapłodnienia zbiór komórek to jest byt, którego status ontyczny nie jest jasny. Musimy podjąć jakąś decyzję, dokonać wyboru. Robimy to, kierując się przekonaniami o charakterze religijnym, filozoficznym czy politycznym. Możemy o tych wyborach dyskutować, możemy próbować przekonywać się nawzajem, ale nie mówmy o drugiej stronie, że są to „barbarzyńcy" mordujący niewinne dzieci, z którymi żaden kompromis nie jest możliwy.

Autor jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, zastępcą redaktora naczelnego „Przeglądu Filozoficznego"

Pisali w opiniach

Tomasz P. Terlikowski "Kompromis jest niemożliwy" 27 czerwca 2011

Igor Janke "Czy wiecie, co robicie"  27 czerwca 2011

Do Sejmu wpłynął obywatelski projekt zmiany ustawy antyaborcyjnej. W świetle obowiązującego w Polsce od 1993 roku prawa aborcja jest dopuszczalna w trzech przypadkach: gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, zagraża życiu kobiety lub też nastąpiło nieodwracalne uszkodzenie płodu. Z tych trzech powodów dokonuje się rocznie w naszym kraju około 500 legalnych zabiegów przerywania ciąży.

Obywatelski projekt zakłada całkowity zakaz tego typu praktyk. Podpisało się pod nim ponad pół miliona osób. Sejm głosami posłów PiS, PSL i części PO skierował projekt do dalszych prac. Natomiast działacze SLD już zapowiedzieli, że wkrótce złożą konkurencyjną propozycję istotnego zliberalizowania obecnie obowiązującej ustawy. Wszystko wskazuje więc na to, że wracamy do dyskusji o granicach człowieczeństwa.

Pozostało 93% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml