Życie dla płodów, śmierć kobietom – to hasło przyniesione na feministyczną manifestację zachwyciło Agnieszkę Graff. Feministki nie poprzestają na protestach przeciwko obywatelskiemu projektowi zakazującemu całkowicie aborcji. Zamierzają też naciskać na posłów, którzy głosowali za jego skierowaniem do komisji. Zachęca się do pisania do nich listów (w szczególności do posłanek) i chce się ich demaskować przed opinią publiczną. W największej mierze dotyczy to 69 parlamentarzystów PO.
Umysł zamknięty
Tu środowiska proaborcyjne wyczuwają miękkie podbrzusze tradycjonalnej większości, która wyłaniała się przy okazji różnych głosowań w obecnym parlamencie. Bo Donald Tusk spycha swoją partię w lewo. Już dziś potrzebne mu są mainstreamowe media, aby mobilizować młodych ludzi na wybory przez pisowskie zagrożenie. W przyszłości może mu być potrzebna Unia Europejska, w której chce robić karierę.
Znika miraż partii wieloświatopoglądowej, przekonał się o tym młody konserwatywny poseł Platformy Jacek Żalek, który wezwał do głosowania za życiem na łamach „Rzeczpospolitej". Nie ma go na partyjnych listach. Innych też można rękami Tuska ukarać, choćby przesunięciem na dalsze miejsca.
Inną karą może być brak zaufania platformerskich wyborców przy okazji aktu głosowania. Tu prognozy są niejednoznaczne, ale przedstawienie tych ludzi jako fundamentalistów ma wywołać w wielu Polakach poczucie nieufności i zagrożenia. A elektorat PO jest różnorodny. Nic dziwnego, że „sześćdziesiątka dziewiątka" stała się tematem wielu tekstów – od kpinek satyryka Stanisława Tyma do jeremiad socjologa Jacka Kucharczyka, który żądał od Tuska, zbyt późno, zarządzenia dyscypliny w tej kwestii.