W dyskusji publicznej pojawiły się ostatnio opinie wskazujące na realność zagrożenia demokracji w Polsce po najbliższych wyborach i ewentualnym utrwaleniu się władzy Platformy Obywatelskiej. Wydają się one być daleko idącą przesadą. Trudno sobie bowiem wyobrazić po polskich doświadczeniach XX wieku jakąkolwiek partię czy polityka, którzy odważyliby się zakwestionować idee i normy demokracji. A jednak dyskusja, choćby o jakości demokracji w naszym kraju, jest potrzebna.
Polska nie stanie się w wyniku jednych wyborów kopią putinowskiej Rosji. Można się jednak zastanawiać, czy w ciągu kilku kadencji nie mogłaby wkroczyć na drogę podobną do Włoch Silvia Berlusconiego. Nie w sensie degrengolady obyczajowej polityków, ale zmian w systemie politycznym. Pod tym względem najbliższe wybory mogą odegrać istotną rolę. W Polsce realny jest scenariusz wytworzenia się systemu partii dominującej. Taki system cechowałaby trwała nierównowaga. W rezultacie zaczęłyby się zapewne pojawiać elementy oligarchizacji życia społecznego. Stan taki zaś wpływałby na jakość demokracji, zwłaszcza w zakresie tak fundamentalnych jej czynników jak np. równość polityczna.
Beneficjenci zmian
Należy tu zwrócić uwagę na szerszy kontekst społeczny. Ponaddwudziestoletni okres reform gospodarczych stworzył (w naturalny sposób w gospodarce rynkowej) beneficjentów przemian. Nie ulega wątpliwości, że istnieje coś takiego jak dążenie wygranych w rynkowej transformacji do petryfikacji struktury społecznej, w tym zabezpieczenia uprzywilejowanych pozycji swoim następcom. Swego rodzaju symbolem klasy średniej w Polsce stały się zamknięte, strzeżone osiedla w najbogatszych miastach.
W pierwszej dekadzie reform, przy wszystkich jej wadach, drogi awansu społecznego były dość szeroko otwarte. W ostatnich latach nierówności społeczne
narastały. Zaufanie, jakie warstwy beneficjentów transformacji oraz ci, którzy aspirują do uczestnictwa w nich, powierzyli partii przedstawiającej się jako siła gwarantująca stabilizację nie jest więc przypadkowe. Jeśli bowiem rządzący obecnie politycy zapowiadali reformy, to korzystne raczej dla zamożniejszej części obywateli (np. podatek liniowy).