Inteligenci i eksperci na listach wyborczych PiS

Jarosław Kaczyński ułożył listy tak, aby posiedzenia przyszłego Klubu Sejmowego PiS, z którym spędzi cztery lata w opozycji, zamieniły się w naukowe seminaria z udziałem wybitnych intelektualistów – zauważa publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 14.09.2011 08:32 Publikacja: 13.09.2011 19:42

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jesteśmy jedyną partią, która zaprosiła na swoje listy znanych profesorów i ekspertów, bo uważamy, że polska polityka powinna być lepsza" – zachwalał kandydatów PiS kilka dni temu wiceprezes tej partii, europoseł Zbigniew Ziobro. Faktem jest, że listy PiS do Sejmu to wybór sympatyzującej z prawicą najlepszej polskiej inteligencji.

W sześciu okręgach wyborczych rozpoznawani z pierwszych stron gazet posłowie PiS ustąpili pierwsze miejsca znanym osobom z profesorskimi tytułami. Prof. Józefina Hrynkiewicz, prof. Włodzimierz Bernacki, prof. Krystyna Pawłowicz, prof. Andrzej Waśko, prof. Jerzy Żyżyński czy jedyny doktor w tym gronie, prezes jednego z lepszych think-tanków Instytutu Sobieskiego Paweł Szałamacha, to osoby, których poglądów można nie podzielać, trudno jednak odmówić im fachowości.

Na "biorących" miejscach znaleźli się dodatkowo tak znani ludzie jak prof. Ryszard Terlecki (trójka na liście), prof. Krzysztof Szczerski czy prof. Waldemar Paruch (obaj dwójki w swych okręgach). Abstrahując nawet od zajmujących wysokie miejsca na listach szefa ABW i czterech osób z kierownictwa CBA, których również można nie lubić, ale nie sposób odmówić im fachowości w swych dziedzinach – listy PiS wyglądają zupełnie inaczej niż wcześniej i zupełnie inaczej niż listy innych partii politycznych startujących w tegorocznych wyborach.

Rys inteligencji

Choć nie podzielam przekonania Zbigniewa Ziobry o tym, że obecność ekspertów czy intelektualistów w Sejmie automatycznie podniesie jakość polityki, pewien jestem, że taki kształt list istotnie zmieni wizerunek samego Prawa i Sprawiedliwości. Obecność cenionych autorytetów niebędących dotychczas zwykłymi partyjnymi działaczami pokazuje zdolności PiS do otwierania się na inne środowiska – czyli cechę, którą ta partia wydawała się już utracić.

Ale prócz otwartości na środowiska intelektualne sama partia zyskuje mocniejszy inteligencki rys. Trudno będzie na serio mówić o partii wykluczonych społecznie, partii resentymentu, której sympatycy to osoby gorzej wykształcone z małych miejscowości, najczęściej słabo zarabiające – w sytuacji, gdy na najlepszych miejscach do Sejmu partia wystawiła tyle osób będących uosobieniem życiowego, naukowego czy eksperckiego sukcesu.

Oczywiście obecność intelektualistów nie zmienia antysystemowego czy antyestablishmentowego charakteru PiS, lecz nie będzie to antystemowość czysto socjalna (elektorat populistyczny lub składający się z wykluczonych ekonomicznie ofiar transformacji), lecz bardziej świadoma, wynikająca z intelektualnego odrzucenia mainstreamu. Z tym też związana jest widoczna w kształcie wyborczych list próba budowy kontrestablishmentu (grona własnych ekspertów, własnych komentatorów, własnych autorytetów, których wizja świata odzwierciedla krytyczny stosunek do obecnych władz i establishmentu III RP).

To kontynuacja działań podjętych na różnych dotychczasowych konwencjach PiS, na których prezes PiS wbrew stereotypom pokazywał się a to z 2000 młodych ludzi, a to występował po przedstawicielach środowisk niepolitycznej prawicy, którzy udzielali poparcia jego partii.

Postpolityczna sztuczka

Jednocześnie, biorąc na listy ekspertów i intelektualistów PiS naraża się na zarzut stosowania sztuczek, które sam kilka miesięcy temu wyrzucał Platformie Obywatelskiej. Wszak słynna kampania samorządowa pt. "Nie robimy polityki, budujemy mosty/stadiony/autostrady" była kwintesencją antypolityki uprawianej przez partię Donalda Tuska. Od czterech lat PO stara się przekonać Polaków, że polityka jest czymś paskudnym, polegającym na nieustannych kłótniach, sam zaś premier nie uprawia polityki, lecz po prostu rządzi, z dala od sejmowego piekiełka.

Jako że istotą systemu demokracji przedstawicielskiej jest uprawianie polityki przez zawodowych polityków (nie zaś mitycznych ekspertów), twierdzenie, że polityka to coś odrażającego i trzeba ją zastąpić eksperckim zarządzaniem, to czystej wody antypolityczny czy, jak to do niedawna określano modnym słowem, postpolityczny populizm. PiS trafnie krytykował Platformę za udawanie, że chce robić politykę bez polityki, teraz jednak sam skusił się na wizerunkowe zyski płynące z pokazania: u nas na listach nie ma tylko starych partyjnych wyjadaczy, są też owi mityczni eksperci.

Ale to niejedyny niekorzystny dla PiS sygnał płynący z takiego właśnie kształtu list wyborczych. Z całym uznaniem dla dorobku wystawionych do wyborów ekspertów i polityków PiS trudno wskazać, którzy z kandydatów PiS staliby się po ewentualnym wyborczym sukcesie kandydatami na ministrów. Trudno rząd zbudować z samych ekspertów pozbawionych osobistej politycznej pozycji.

Jaki płynie z tego wniosek? Jarosław Kaczyński ułożył listy tak, jak wyobraża sobie przyszły klub parlamentarny, z którym spędzi cztery lata w opozycji. Dzięki obecności wybitnych intelektualistów posiedzenia klubu parlamentarnego zmieniać się będą w naukowe seminaria, które Jarosław Kaczyński tak lubi (by przypomnieć jego słabość do spotkań z Ryszardem Legutką, Zdzisławem Krasnodębskim czy innych niestartujących w tych wyborach profesorów).

Gawędy z profesorami

Skoro i tak rządzić będzie Platforma Donalda Tuska (to wciąż najbardziej prawdopodobny scenariusz na następną kadencję), zamiast użerać się z partyjnymi działaczami, Jarosław Kaczyński przesiadywać będzie w siedzibie PiS lub w pokoikach klubu parlamentarnego i przy szklance czerwonego wina rozprawiać o najważniejszych wyzwaniach intelektualnych rzucanych przez erę ponowoczesną.

Choć profesorowie w polityce nie będą także łatwymi partnerami, są jednak grupą ludzi bezpiecznych – rzadko kiedy chcą budować własne frakcje, dzielić partię, załatwiać swoje interesiki czy za wszelką cenę zabiegać o urzędy. Doświadczenie z poprzednich lat pokazuje, że zaciągnięci do Sejmu intelektualiści, nie mając partyjnego zaplecza, całkowicie zależą od woli swoich promotorów – partyjnych liderów.

Jeśli PiS rzeczywiście liczy na wariant węgierski (głosząc wiernie swe poglądy, czeka na zmianę atmosfery w kraju i zwycięstwo wyborcze po długim politycznym marszu), musi czekać na upadek Platformy. Dlatego najbliższe cztery lata prezes, zamiast użerać się nadambitnymi działaczami swojej partii, woli miło spędzić na gawędach z błyskotliwymi profesorami.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?