Jesteśmy jedyną partią, która zaprosiła na swoje listy znanych profesorów i ekspertów, bo uważamy, że polska polityka powinna być lepsza" – zachwalał kandydatów PiS kilka dni temu wiceprezes tej partii, europoseł Zbigniew Ziobro. Faktem jest, że listy PiS do Sejmu to wybór sympatyzującej z prawicą najlepszej polskiej inteligencji.
W sześciu okręgach wyborczych rozpoznawani z pierwszych stron gazet posłowie PiS ustąpili pierwsze miejsca znanym osobom z profesorskimi tytułami. Prof. Józefina Hrynkiewicz, prof. Włodzimierz Bernacki, prof. Krystyna Pawłowicz, prof. Andrzej Waśko, prof. Jerzy Żyżyński czy jedyny doktor w tym gronie, prezes jednego z lepszych think-tanków Instytutu Sobieskiego Paweł Szałamacha, to osoby, których poglądów można nie podzielać, trudno jednak odmówić im fachowości.
Na "biorących" miejscach znaleźli się dodatkowo tak znani ludzie jak prof. Ryszard Terlecki (trójka na liście), prof. Krzysztof Szczerski czy prof. Waldemar Paruch (obaj dwójki w swych okręgach). Abstrahując nawet od zajmujących wysokie miejsca na listach szefa ABW i czterech osób z kierownictwa CBA, których również można nie lubić, ale nie sposób odmówić im fachowości w swych dziedzinach – listy PiS wyglądają zupełnie inaczej niż wcześniej i zupełnie inaczej niż listy innych partii politycznych startujących w tegorocznych wyborach.
Rys inteligencji
Choć nie podzielam przekonania Zbigniewa Ziobry o tym, że obecność ekspertów czy intelektualistów w Sejmie automatycznie podniesie jakość polityki, pewien jestem, że taki kształt list istotnie zmieni wizerunek samego Prawa i Sprawiedliwości. Obecność cenionych autorytetów niebędących dotychczas zwykłymi partyjnymi działaczami pokazuje zdolności PiS do otwierania się na inne środowiska – czyli cechę, którą ta partia wydawała się już utracić.
Ale prócz otwartości na środowiska intelektualne sama partia zyskuje mocniejszy inteligencki rys. Trudno będzie na serio mówić o partii wykluczonych społecznie, partii resentymentu, której sympatycy to osoby gorzej wykształcone z małych miejscowości, najczęściej słabo zarabiające – w sytuacji, gdy na najlepszych miejscach do Sejmu partia wystawiła tyle osób będących uosobieniem życiowego, naukowego czy eksperckiego sukcesu.