To, co stało się niedawno ze społecznym projektem ustawy o pełnej ochronie życia dzieci nienarodzonych, to kliniczny przypadek naszej katolickiej bezsilności. A raczej zgody na to, aby w polityce nasze postulaty cywilizacyjne ograniczały się do manifestacji dobrej woli niektórych polityków.
Ale sięgnijmy najpierw pamięcią: ponad cztery lata temu, za czasów marszałka Sejmu Marka Jurka, przepadła próba zmiany Konstytucji RP, aby stwierdzała ona wyraźnie, że godność ludzka przysługuje każdemu z nas od poczęcia. Była to próba uzyskania bardzo mocnej, konstytucyjnej gwarancji dla życia nienarodzonych. Przeciw tej próbie był niemal cały establishment polityczny: od prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego do przywódcy opozycyjnej PO Donalda Tuska, oczywiście razem z SLD. A jednak, jak pokazały głosowania, ta zmiana była bardzo blisko – mimo że zmiana konstytucji wymaga znacznie więcej niż np. zmiana ustawy. Cztery lata później do Sejmu wpłynął społeczny projekt ustawy wprowadzającej z miejsca pełną ochronę życia – a więc inicjatywa pod pewnym względem idąca dalej niż nowelizacja Marka Jurka, ale jednak znajdująca się na poziomie zwykłej ustawy.
Tym razem wyglądało na to, że projekt „za życiem" uzyskał wreszcie jednoznaczne poparcie kierownictwa PiS. Układało się to teraz tym wygodniej, że rządząca PO postanowiła twardo działać, razem z SLD, przeciw zakazowi zabijania nienarodzonych (co oczywiście po raz kolejny pokazało oblicze tej „chrześcijańsko-demokratycznej" partii).
Co jednak zdarzyło się w dniu decydującego głosowania? Część posłów Platformy głosowała „za życiem" wbrew dyscyplinie narzuconej przez swoich politycznych liderów (nie, nie było wśród tych ludzi dzielnych Jarosława Gowina...). Było tych sprawiedliwych z PO wyraźnie mniej niż cztery lata temu – ale byli, mimo że własny klub groził karami dyscyplinarnymi.
A jak zachował się PiS? Odpowiedź pierwsza: porządnie – bo „głosowali jak trzeba". Ale jest jeszcze odpowiedź druga, idąca głębiej, a przyjmująca formę pytania: jeśli PiS chciał naprawdę tej zmiany, to dlaczego dopuszczono do wysokiej absencji ich posłów? W głosowaniu nie wzięło udziału dziesięciu posłów PiS – gdyby przynajmniej część z nich przyszła, projekt by przeszedł! Przegraliśmy z powodu tej absencji.