Najpierw studiował filozofię, potem produkował wódkę, potem zajął się wydawaniem książek, zaliczył biznesową wpadkę z tygodnikiem "Ozon", by w końcu z rozmodlonego smakosza literatury przepoczwarzyć się w naczelnego antyklerykała RP, atakującego Kościół dokładnie w takim samym stylu, w jakim czyniła to niemiecka prasa w latach 30. ub. wieku. W znakomitej książce "Sacred Causes" (wydanej w Polsce pod tytułem "Święta racja") brytyjski historyk Michael Burleigh przypomina, jak dziennikarze nazistowskich gazet z lubością rozpisywali się o... skandalach pedofilskich wśród księży katolickich, które najczęściej sami wymyślali. Jedną z pierwszych decyzji Hermanna Göringa jako ministra w rządzie Adolfa Hitlera było zaś zamknięcie w lutym 1933 roku wszystkich katolickich wydawnictw w Niemczech, bo "ośmielały się mieszać do polityki".
To oczywiście uwaga na marginesie – gdyby ktoś się zastanawiał, czy wojowniczy antykatolicyzm ma swoje korzenie tylko w bolszewickiej Rosji, czy może także gdzieś indziej.
Nasza karma
Narzędziem do realizacji tęczowej rewolucji w Hiszpanii była potężna machina w postaci Partii Socjalistycznej (PSOE). Zapatero najpierw zdobył władzę, a następnie, skrupulatnie i bezwzględnie, zaczął wprowadzać w życie swoje pomysły. Możemy się na to krzywić, ale Zapatero miał mandat społeczny, a większość Hiszpanów nie protestowała, nawet przeciwko najbardziej radykalnym zmianom w prawie.
Ponadto tamtejszy Kościół boryka się ze skazą w postaci wieloletniej współpracy z generałem Franco, co w sporach dotyczących etyki i moralności ustawia go z miejsca na pozycji defensywnej.
Palikot władzy jeszcze nie ma. Zagłosowało na niego 10 proc. spośród niespełna połowy dorosłych Polaków. To smutne, że półtora miliona wyborców dało się uwieść klaunowi, ale może to taka nasza, nadwiślańska karma. Ktoś musi co kilka lat przejąć pałeczkę antyestablishmentowego protestu. Tymiński, Lepper, teraz Palikot. Ale jest to raczej głos przeciwko całej elicie politycznej i społecznej, a nie tylko Kościołowi. Bardziej przeciwko Tuskowi i Kaczyńskiemu, niż przeciwko własnemu proboszczowi. Słowem: przeciwko wszystkim tym, którzy nami rządzą. A że niektórzy mają wrażenie, że rządzą nami "czarni", retoryka Palikota do nich przemówiła.
Niemniej większość wyborców Ruchu prawdopodobnie nigdy nie zdecyduje się na udział w paradzie miłości, ani nie znieważy publicznie krzyża. Nie sądzę też, by ochoczo popierali adopcję dzieci przez gejów i lesbijki, a swoje ogródki działkowe zamienili w plantacje konopi indyjskich. Wielu Polaków poparło zapewne Palikota, bo ich miejscowy ksiądz wygłasza potwornie nudne kazania albo za dużo sobie policzył za chrzest.