Agencje ratingowe: cała prawda - Kuba Kurasz

Wyższa ocena Polski oznaczałaby wymierne korzyści finansowe w postaci niższych odsetek od naszych obligacji skarbowych. To gra nie o miliony, tylko miliardy złotych – pisze publicysta „Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 17.11.2011 21:27 Publikacja: 17.11.2011 18:29

Kuba Kurasz

Kuba Kurasz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Nic w trwającym już co najmniej od trzech lat kryzysie finansowym nie jest takie, jak było wcześniej. Wielu uważa wręcz, że skala zmian i ich znaczenie dla globalnej polityki i gospodarki porównywalne są ze skutkami rozpadu Związku Radzieckiego w latach 1988 – 1991. Problemy budżetowe krajów strefy euro wcale nie maleją, wręcz przeciwnie – każdy kolejny pożar rodzi następny. Dziś już wiadomo, że obecny kryzys nie dotyczy wyłącznie sfer bogatych bankowców, którzy porozumiewają się niezrozumiałym slangiem, tylko ma swoje głębokie konsekwencje polityczne. Zmiany rządów w Portugalii, Grecji i we Włoszech, a zaraz zapewne i w Hiszpanii, jaskrawo to pokazują. W takiej atmosferze oblężenia czy wręcz wojny, naturalnym zjawiskiem jest poszukiwanie wroga. Mogą to być osoby, firmy – wszystko jedno. Grunt by znaleźć kozła ofiarnego, który jest odpowiedzialny za upadek zadłużeniowej sielanki.

Teraz tym „demonem" w Unii Europejskiej są głównie agencje ratingowe. Byłyby one i wrogiem publicznym numer jeden także w Stanach Zjednoczonych, gdyby nie to, że dwie najważniejsze (Moody's oraz Standard & Poor's) właścicieli mają za oceanem. Czy jednak negatywna ocena ich działań powtarzana często w wielu europejskich stolicach, ostatnio również w Warszawie, nie jest przypadkiem częściowo uzasadniona?

Michel Lewis w słynnej już książce „Wielki Szort" (wydawnictwo Sonia Draga) odsłaniającej kulisy największego krachu finansowego naszych czasów nie przebiera w słowach, pisząc o pracownikach agencji ratingowych i ich tzw. modelu biznesowym, czyli pomyśle na zarabianie pieniędzy. W książce, która niewtajemniczonym kreśli zarys wielkiej spekulacji na rynku kredytów hipotecznych w USA i w konsekwencji upadku Lehman Brothers we wrześniu 2008 roku, tak pisze o osobach zatrudnionych w agencjach: „Faceci, którym nie udało się załapać na Wall Street [do wielkich banków inwestycyjnych – przy. red.] idą do Moody's". Sugeruje tym samym nie najwyższą jakość ekspertyz agencji, równocześnie dając argumenty na ich fatalną w skutkach procedurę przyznawania najwyższych ratingów wiarygodności kredytowej wirtualnym instrumentom finansowym, które banki amerykańskie sprzedawały wszędzie na świecie. Utrata ich wartości spowodowała problemy banków, co z kolei wpłynęło na światową zapaść finansową.

Zresztą Lehman Brothers jeszcze kilka tygodni przed upadkiem miał jeden z najwyższych ratingów. Podobnie świetne oceny miała Grecja, choć wiadomo było, że pudrowała swoje wyniki finansowe.

Jedno jest pewne: Moody's (którego zresztą jednym z największych akcjonariuszy jest najbardziej znany inwestor na świecie Warren Buffett), Standard & Poor's czy Fitch w żaden systemowy sposób poza wymianą najwyższej kadry zarządzającej nie odpowiedziały za błędy, które de facto były jedną z praprzyczyn upadku obecnego systemu zaufania na rynkach. Ten segment świata finansów nie został poddany nowym, uzdrawiającym regulacjom.

Potężna siła rażenia

Co prawda już w grudniu 2010 roku weszła w życie w Unii pierwsza regulacja – dotycząca zasady rejestrowania agencji i określająca konflikt interesów. Od 1 czerwca 2011 roku obowiązuje kolejna określająca, że wszystkie agencje ratingowe w Unii Europejskiej podlegają nowej instytucji – Europejskiemu Urzędowi Nadzoru Rynków i Papierów Wartościowych. Od początku wiadomo było jednak, że to ciągle za mało. Od listopada 2010 do stycznia 2011 roku Komisja Europejska przeprowadziła publiczne konsultacje i przedstawiła projekt kolejnych przepisów. Mają one m.in. określać metodologię oceny długu państwa, zwiększyć przejrzystość postępowania agencji oraz doprowadzić do zwiększenia konkurencji na tym polu. Komisja zastanawia się także m.in. nad tym, czy nie powinny być zmienione narodowe regulacje, które wprost mówią o konieczności uwzględniania ocen agencji ratingowych, co daje tym ostatnim potężną siłę rażenia.

Jak potężną – pokazała karygodna wpadka agencji S&P z ubiegłego tygodnia. Obniżyła ona przez pomyłkę ocenę Francji. S&P w oświadczeniu w dwie i pół godziny po fakcie wyjaśniła, że ocena wynikła z technicznego błędu, a nie z działań, jakie zamierzała podjąć wobec Francji. Pomyłka agencji przeraziła inwestorów, już i tak zdenerwowanych pogłębiającym się kryzysem długu w Europie, wizją, że problemy długu dosięgnęły drugi pod względem gospodarki kraj w Europie. Przyczyniła się także do najgorszej rentowności dziesięcioletnich obligacji rządu francuskiego od czasu powstania euro w 1999 roku. Dla jednych mógł być to zwykły wypadek przy pracy, jakich wiele w każdej branży, ale są tacy, którzy widzą w tym celowe działanie. Daje to dodatkowe argumenty w wojnie z agencjami ratingowymi.

Na naszym nadwiślańskim podwórku nabrała ona nowego wymiaru po kontrowersyjnej opinii Moody's o polskich bankach. Jej eksperci obniżyli perspektywę dla polskiego systemu bankowego ze stabilnej do negatywnej. Jest to odzwierciedlenie obaw, że ze względu na niepewną sytuację w Europie również polskie banki mogą mieć gorszą kondycję. Na razie jednak ich łączne zyski będą w tym roku znów rekordowe. Wobec tej oceny zaprotestowali więc szef NBP i przewodniczący nadzoru finansowego.

Nikt nie jest nieomylny

Usłyszymy o agencjach na pewno po expose premiera Donalda Tuska, który przynajmniej zapowie zmiany dające szansę na poprawę oceny makroekonomicznej finansów publicznych. Czy to wystarczy do podwyższenia naszego ratingu przez największą z wielkiej trójki agencję Moody's? Obecną ocenę A2 mamy od listopada 2002 roku. Tak więc nawet wejście Polski do Unii Europejskiej nie wpłynęło na zmianę stanowiska urzędników instytucji, która ma siedzibę na Manhattanie w Nowym Jorku, tuż obok centrali banku Goldman Sachs. A wyższa ocena oznaczałaby wymierne korzyści finansowe w postaci niższych odsetek od naszych obligacji skarbowych. To gra nie o miliony, tylko miliardy złotych.

Co to wszystko pokazuje? Na pewno nie to, że trzeba agencje zamknąć, obrażać się na nie i wyłącznie je krytykować, bo rynek wciąż ich potrzebuje. W tych szalenie nerwowych czasach ich decyzje jednak coś zawsze wskazują. Zdarza im się wyznaczyć agendę polityki gospodarczej i definiować potencjalne zagrożenia. Czasem oczywiście eksponując tylko złe strony i marginalizując dobre. Trzeba mieć jednak równocześnie świadomość, że pracownicy agencji ratingowych mogą się mylić. Tylko co z tego, skoro wciąż słuchają ich wielkie fundusze z Nowego Jorku czy Londynu, wyznaczające trendy na polskim rynku walutowym?

Nic w trwającym już co najmniej od trzech lat kryzysie finansowym nie jest takie, jak było wcześniej. Wielu uważa wręcz, że skala zmian i ich znaczenie dla globalnej polityki i gospodarki porównywalne są ze skutkami rozpadu Związku Radzieckiego w latach 1988 – 1991. Problemy budżetowe krajów strefy euro wcale nie maleją, wręcz przeciwnie – każdy kolejny pożar rodzi następny. Dziś już wiadomo, że obecny kryzys nie dotyczy wyłącznie sfer bogatych bankowców, którzy porozumiewają się niezrozumiałym slangiem, tylko ma swoje głębokie konsekwencje polityczne. Zmiany rządów w Portugalii, Grecji i we Włoszech, a zaraz zapewne i w Hiszpanii, jaskrawo to pokazują. W takiej atmosferze oblężenia czy wręcz wojny, naturalnym zjawiskiem jest poszukiwanie wroga. Mogą to być osoby, firmy – wszystko jedno. Grunt by znaleźć kozła ofiarnego, który jest odpowiedzialny za upadek zadłużeniowej sielanki.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Waluś nie jest bohaterem walki z komunizmem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: W sprawie immunitetu Kaczyńskiego rację ma Hołownia, a nie Tusk
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Demokracja w czasie wojny. Jak rumuński sąd podważa wiarygodność Zachodu
Opinie polityczno - społeczne
Franciszek Rzońca: Polska polityka wymaga poważnych zmian. Jak uratować demokrację nad Wisłą?
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kutarba: Czy Elon Musk stanie się amerykańskim Antonim Macierewiczem?