KARTA na krawędzi

Ośrodek KARTA od ćwierć wieku wyręcza państwo, kompletując wiedzę o sowieckich zbrodniach na Polakach. Teraz państwo może doprowadzić do upadku tej instytucji – ostrzega publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 09.02.2012 18:38

Piotr Zychowicz (znany obecnie jako zdrajca Polski)

Piotr Zychowicz (znany obecnie jako zdrajca Polski)

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wygląda na to, że na naszych oczach dobiega końca trzydziestoletnia historia niezależnego Ośrodka KARTA. Obok rosyjskiego Memoriału, najważniejszej organizacji pozarządowej w Europie Wschodniej. Organizacji, której zasługi dla badania polskiej historii XX wieku i upamiętniania jej ofiar, są kolosalne. Niestety, KARTA bankrutuje. Najbardziej przykre jest to, że chodzi o pieniądze, które w budżecie państwa są sumą wręcz śmieszną.

Długi fundacji sięgają wprawdzie miliona złotych, ale gwoździem do trumny okazała się utrata 200 tysięcy złotych państwowej dotacji. KARTA dostała rykoszetem od przyjętej niedawno nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, zgodnie z którą IPN nie może już finansować organizacji pozarządowych. Owe 200 tysięcy złotych, które dotąd KARTA otrzymywała od IPN, było przeznaczonych na Indeks Represjonowanych. To prowadzony od blisko ćwierć wieku program polegający na żmudnym zbieraniu danych Polaków represjonowanych przez Związek Sowiecki. W ramach Indeksu opracowano już blisko milion biogramów. Każdy z nich to opowieść o ludzkiej tragedii – o jakimś polskim obywatelu zastrzelonym, zgwałconym, ograbionym czy deportowanym na Sybir przez czerwonego okupanta.

Tyle, ile jedna limuzyna

Kompletowanie tych danych to obowiązek państwa. Jest ono bowiem winne swoim represjonowanym obywatelom ustalenie okoliczności tych represji oraz godne upamiętnienie ich cierpień. Dotąd państwo polskie wyręczają w tym obowiązku pasjonaci z KARTY. Byli opozycjoniści z czasów PRL oraz ich młodzi wychowankowie. Ludzie, którzy wyrzekli się karier i apanaży, by ocalić od zapomnienia cierpienia rodaków. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się ze środowiskiem KARTY, wie, o czym piszę. Tworzą je ludzie w dzisiejszych czasach spotykani rzadko.

Indeks Represjonowanych wymaga jednak funduszy, aby móc działać. Choćby po to, by opłacić działających na Wschodzie współpracowników KARTY, którzy żmudnie przeszukują tamtejsze archiwa i cmentarze, szukając informacji o dręczonych przez bolszewików Polakach. To, że teraz KARTA może przestać istnieć, właśnie dlatego że państwo odebrało jej grant na Indeks Represjonowanych, wydaje się ponurym żartem. Sprawa jest wręcz zawstydzająca. Naprawdę trudno uwierzyć, że chodzi w gruncie rzeczy o tak niewielkie pieniądze. Sumę będącą równowartością jednej limuzyny dla jakiegoś ministerstwa czy ułamkiem kosztów olbrzymich stadionów piłkarskich budowanych na kilka meczów Euro 2012.

Jeżeli KARTA utraci fundusze, to nie tylko wstrzymany zostanie program dokumentacji zbrodni na Polakach, ale także zagrożone mogą być jej dotychczasowe zbiory. Tony papierów, których nikt nie będzie przecież trzymał w domu. Co się z tym wszystkim stanie, gdy zabraknie pieniędzy?

KARTA to zresztą nie tylko Indeks. To także kwartalnik "Karta", od lat najlepsze czasopismo historyczne w kraju. To wystawy, konkursy, filmy, książki i albumy. To olbrzymie archiwa historycznych zdjęć i dokumentów dotyczących byłych ziem wschodnich Rzeczypospolitej.

Myślozbrodnia Gluzy

Paradoksalnie katastrofa KARTY nie jest niespodzianką. Ośrodek jest bowiem kolejną ofiarą tej polityki, którą można określić rzuconym niegdyś przez pewne wpływowe środowisko hasłem: "Przestańmy babrać się w historii, patrzmy w przyszłość" (Oczywiście z wyłączeniem sytuacji, w których można przeczołgać Polaków za antysemityzm. Wtedy naturalnie w historii nie tylko powinno – ale wręcz należy – się babrać). Zgodnie z tym hasłem dzieje Polski są niepotrzebnym balastem, którego należy się pozbyć w drodze do osiągnięcia pełnego szczęścia w nowym wspaniałym świecie. To historia bowiem jest generatorem tak niebezpiecznych zjawisk, jak duma narodowa czy patriotyzm. A już pamięć o zbrodniach komunistycznych jest wręcz rzeczą wstrętną. Nie tylko psuje relacje z tak przecież nam życzliwym, wschodnim sąsiadem, ale też wytwarza w kraju nastrój "polowania na czarownice".

Dla ludzi myślących takimi kategoriami prezes KARTY Zbigniew Gluza i jego zespół zapaleńców to stado dinozaurów. Nie bez znaczenia jest pewnie fakt, że Gluza jest zwolennikiem polityki historycznej i od lat domaga się od kolejnych rządów Rzeczypospolitej, aby realizowały na tym polu przemyślaną strategię. Wbrew dogmatom ogłoszonym przez "autorytety", ośmiela się mówić, że Polska powinna w relacjach z innymi krajami odwoływać się do historii. Ośmiela się również wskazywać, że polityka historyczna nie jest wymysłem "oszalałych z nienawiści polskich ksenofobów spod Pałacu Prezydenckiego", ale że konsekwentnie prowadzą ją od wielu lat wszystkie liczące się państwa Europy. Na czele z naszymi potężnymi sąsiadami – Niemcami i Rosją. Dla wspomnianych "autorytetów" taki pogląd to wręcz myślozbrodnia.

W ogóle Ośrodek KARTA nie ma zbyt wielu przyjaciół. Znienawidzony przez postkomunistów, nie wywołuje również specjalnego entuzjazmu wśród prawicy. Organizacja zawsze dbająca o neutralność w światopoglądowych sporach III RP dystansowała się bowiem również od tej strony sceny politycznej. Gluza i jego współpracownicy uważali, że ich zadaniem są rzetelne, bezstronne badania historyczne, a nie ideologiczne boje. Polscy nacjonaliści często mieli do KARTY pretensje. O to, że pisała o niemieckich wypędzonych, czy o to, że pisała o zbrodni komunistycznej, jaką była akcja "Wisła". O to, że odwoływała się do relacji świadków historii innych niż polskich i starała się spojrzeć na wydarzenia również z ich perspektywy. Strategię KARTY, która starała się zawsze stać po stronie ofiar niezależnie od ich narodowości, uważano za niepatriotyczną.

Archiwa do recyklingu

Zbigniew Gluza desperacko szuka dziś wyjścia z beznadziejnej sytuacji, w której znalazła się KARTA w swoje 30. urodziny (najpierw działała w podziemiu w PRL). Sposobem na ratunek może być częściowe upaństwowienie Ośrodka. Rozmowy na ten temat trwają. Jeżeli zakończą się fiaskiem, to będzie koniec tej instytucji. Sytuacja w samym ośrodku już jest dramatyczna – tylko jakimś cudem KARTA zdołała wypłacić swoim pracownikom pensje za styczeń.

Przejęcie ośrodka przez państwo będzie jednak oznaczało koniec jego niezależności. To zaś może się okazać niezwykle niebezpieczne. I nie chodzi nawet o próby politycznych nacisków, "wpływania na linię" czy obsadzenia KARTY kolesiami. Chodzi o egzystencję fundacji. Teraz, gdy rządzi obóz postsolidarnościowy, zagrożenie to może wydawać się odległe. Ale należy się przecież liczyć z możliwością powrotu do władzy postkomunistów lub jej objęcia przez nową radykalną lewicę. A taki scenariusz dla – będącego już instytucją państwową – Ośrodka KARTA oznaczałby katastrofę. Lewica nie miałaby bowiem najmniejszych skrupułów, aby zniszczyć ośrodek. Wszak już teraz głośno domaga się likwidacji innej instytucji dbającej o dziedzictwo historyczne – IPN. Pracownicy organizacji padliby więc zapewne ofiarą "kryzysowych" oszczędności, a archiwa – w ramach ekologicznej walki o ratowanie planety – zostałyby poddane recyklingowi i poszły na przemiał.

Pewność, że zbiory KARTY pozostaną bezpieczne, a wszystkie jej programy będą kontynuowane, daje tylko obecny status, czyli niezależność.

Państwo polskie, które powinno stać na straży tej niezależności, zawiodło. Próbuje ją albo sobie podporządkować, albo zniszczyć. Ostatnią nadzieją KARTY jesteśmy więc my. Zwykli obywatele, którym nie jest obojętna historia naszego kraju, badanie i upamiętnianie zbrodni popełnionych na naszych rodakach. Razem możemy uratować KARTĘ. Wspomóżmy ją finansowo w miarę naszych możliwości. Będą to dobrze zainwestowane pieniądze. Jak bowiem powiedział kiedyś Józef Piłsudski: "Naród, który nie szanuje swej przeszłości, nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości".

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Polska musi być silniejsza. Bez względu na to, kto wygra w USA
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie polityczno - społeczne
Greenpeace: Czy Ameryka zmieni się w stację paliw?
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Rynek woli Donalda Trumpa. Demokratyczne elity Kamalę Harris
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Elon Musk poparł Donalda Trumpa, bo jego syn padł ofiarą „lewackiej ideologii”
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
analizy
Jędrzej Bielecki: Donald Trump czy Kamala Harris? Cywilizacyjny wybór Ameryki