Wygląda na to, że na naszych oczach dobiega końca trzydziestoletnia historia niezależnego Ośrodka KARTA. Obok rosyjskiego Memoriału, najważniejszej organizacji pozarządowej w Europie Wschodniej. Organizacji, której zasługi dla badania polskiej historii XX wieku i upamiętniania jej ofiar, są kolosalne. Niestety, KARTA bankrutuje. Najbardziej przykre jest to, że chodzi o pieniądze, które w budżecie państwa są sumą wręcz śmieszną.
Długi fundacji sięgają wprawdzie miliona złotych, ale gwoździem do trumny okazała się utrata 200 tysięcy złotych państwowej dotacji. KARTA dostała rykoszetem od przyjętej niedawno nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, zgodnie z którą IPN nie może już finansować organizacji pozarządowych. Owe 200 tysięcy złotych, które dotąd KARTA otrzymywała od IPN, było przeznaczonych na Indeks Represjonowanych. To prowadzony od blisko ćwierć wieku program polegający na żmudnym zbieraniu danych Polaków represjonowanych przez Związek Sowiecki. W ramach Indeksu opracowano już blisko milion biogramów. Każdy z nich to opowieść o ludzkiej tragedii – o jakimś polskim obywatelu zastrzelonym, zgwałconym, ograbionym czy deportowanym na Sybir przez czerwonego okupanta.
Tyle, ile jedna limuzyna
Kompletowanie tych danych to obowiązek państwa. Jest ono bowiem winne swoim represjonowanym obywatelom ustalenie okoliczności tych represji oraz godne upamiętnienie ich cierpień. Dotąd państwo polskie wyręczają w tym obowiązku pasjonaci z KARTY. Byli opozycjoniści z czasów PRL oraz ich młodzi wychowankowie. Ludzie, którzy wyrzekli się karier i apanaży, by ocalić od zapomnienia cierpienia rodaków. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się ze środowiskiem KARTY, wie, o czym piszę. Tworzą je ludzie w dzisiejszych czasach spotykani rzadko.
Indeks Represjonowanych wymaga jednak funduszy, aby móc działać. Choćby po to, by opłacić działających na Wschodzie współpracowników KARTY, którzy żmudnie przeszukują tamtejsze archiwa i cmentarze, szukając informacji o dręczonych przez bolszewików Polakach. To, że teraz KARTA może przestać istnieć, właśnie dlatego że państwo odebrało jej grant na Indeks Represjonowanych, wydaje się ponurym żartem. Sprawa jest wręcz zawstydzająca. Naprawdę trudno uwierzyć, że chodzi w gruncie rzeczy o tak niewielkie pieniądze. Sumę będącą równowartością jednej limuzyny dla jakiegoś ministerstwa czy ułamkiem kosztów olbrzymich stadionów piłkarskich budowanych na kilka meczów Euro 2012.
Jeżeli KARTA utraci fundusze, to nie tylko wstrzymany zostanie program dokumentacji zbrodni na Polakach, ale także zagrożone mogą być jej dotychczasowe zbiory. Tony papierów, których nikt nie będzie przecież trzymał w domu. Co się z tym wszystkim stanie, gdy zabraknie pieniędzy?