Dotyczyła ona konwencji Rady Europy w prawie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Gowin podkreślał, że pod względem walki z przemocą, autorom konwencji przyświecały cele bardzo szczytne. Przypominał, że jego resort pracuje nad rozwiązaniami prawnymi w tej sprawie, np. przepisem nakazującym gwałt ścigać z urzędu, a nie tylko wtedy, gdy poszkodowana złoży taki wniosek.
Ale spora część opinii publicznej zrobiła z Gowina potwora, który nie chce chronić praw kobiet. O co chodzi w tym sporze?
Wbrew pozorom wcale nie chodzi o poglądy lecz wyłącznie o prawo. Ministerstwo sprawiedliwości zamówiło analizy prawne, z których wynika, że zapisy konwencji są nie tylko niezgodne z polskim prawem, lecz w dodatku nakładają na nas zobowiązania dotyczące promowania zmiany tradycji, obyczajów, ale też obowiązujących przepisów. Czy mówił, że jest przeciw tej konwencji, ponieważ jest katolikiem? Czy mówił, że wydają mu się niezgodne z jego konserwatywnym światopoglądem? Nic z tych rzeczy. Powoływał się tylko i wyłącznie na argumentację prawniczą. Że definicja płci w konwencji, w połączeniu z pojęciem rodziny, stoi w sprzeczności z zapisami polskiej konstytucji. Co więcej zmusza nas do inicjowania akcji edukacyjnych, które mają zmieniać utrwalone również w polskim prawie, pojęcia płci i rodziny. Pozbawiona emocji, sucha prawnicza interpretacja.
Zupełnie inne zdanie ma minister ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska Rajewicz. Pani minister jest wielką zwolenniczką wszelkich feministycznych nowalijek, ma poglądy liberalne jeśli wręcz nie lewicowe. I oczywiście uważa, że Polska powinna jak najszybciej podpisać i ratyfikować konwencję. Wszelkie zarzuty ministra Gowina zideologizowana pani minister uznała za... ideologiczne. I zamiast rzeczowo kontrargumentami zbić argumenty prawnych analiz ministerstwa sprawiedliwości wciąż mówiła o poglądach czy światopoglądzie.
Gdy jednak rozejrzy się po komentarzach w różnych mediach, gdy posłucha się argumentacji premiera Donalda Tuska, który sam jest zwolennikiem przyjęcia konwencji, widzę, że wszyscy są przekonani, że minister Gowin mówi to co mówi dlatego, że ma... konserwatywne przekonania. I tyle.