Nie ma co bronić euro

To nie wspólna europejska waluta wymusza liberalne zmiany. Po prostu w niektórych krajach UE władzę przejęli politycy nastawieni trochę bardziej wolnorynkowo - przekonuje ekonomista

Publikacja: 16.07.2012 19:25

Nie ma co bronić euro

Foto: archiwum prywatne

Red

Euro położyło w pewien sposób kres monetarnemu nacjonalizmowi, dzięki czemu państwa nie mogą w obliczu kryzysu uciekać się do dodruku pieniądza powodującego inflację  -  a zamiast tego muszą przeprowadzać poważne reformy: zmniejszać publiczne wydatki i liberalizować swoje gospodarki. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że niektórzy ekonomiści przeszacowują wagę tego mechanizmu.

Brakuje dowodów, że przyjęcie wspólnej waluty pozytywnie wpłynęło na redukcję wydatków publicznych państw strefy euro. Wydatki publiczne osiągnęły w UE swój szczyt w 2009 r., gdy wyniosły 51,1 proc. PKB 27 państw Unii. Do 2011 r. spadły one o dwa punkty procentowe  -  do 49,1 proc. PKB. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie państwa strefy euro, to się okaże, że wydatki publiczne spadły z 51,2 proc. PKB w 2009 r. do 49,4 proc. dwa lata później. Widać zatem, że to państwa spoza strefy euro mają odrobinę lepsze statystyki, przez co spadek wydatków w całej UE jest większy niż w państwach, które euro przyjęły.

Niedawno jeden z najbardziej znanych przedstawicieli współczesnej austriackiej szkoły ekonomii Jesús Huerta de Soto udzielił „Rzeczpospolitej" wywiadu, w którym broni pomysłu wspólnej europejskiej waluty. Uważa ją za krok w stronę idealnego systemu pieniężnego, a nawet porównuje ograniczenia narzucane przez euro do tego, jak dyscyplinuje polityków system pieniężny oparty na parytecie złota.

Jednak jeśli euro rzeczywiście działałoby jak standard złota, to moglibyśmy się raczej spodziewać, że tempo konsolidacji fiskalnej w strefie euro będzie szybsze niż w reszcie unijnych państw. Tak się jednak nie dzieje.

Huerta de Soto, jako Hiszpan, opiera swoją argumentację głównie na przypadku reformatorskich działań konserwatywnego rządu Mariana Rajoya, a jego wszystkie reformy przypisuje zbawiennym skutkom europejskiej waluty. Jednak w Polsce także relatywnie szybko spada udział wydatków publicznych w PKB, a jeśli wierzyć rządowym prognozom, to wkrótce wskaźnik ten spadnie do nie notowanych w III RP poziomów. Ponadto nad Wisłą rząd co roku sprzedaje udziały w kilkuset przedsiębiorstwach, a dwie największe partie jednogłośnie popierają program deregulacji dostępu do ponad 200 zawodów. Podobnie sprawy się mają w Wielkiej Brytanii, której do strefy euro także daleko.

Dlatego powinniśmy być raczej sceptyczni co do przypisywania strefie euro podobieństwa do standardu złota i jej decydującego głosu w procesie liberalizacji hiszpańskiej gospodarki. Zapowiedzi premiera Rajoya, który ogłosił, że kolejne plany oszczędnościowe będą się składać głównie z podwyżek podatków, powinny jeszcze bardziej wzmóc naszą podejrzliwość.

Co więcej, w strefie euro znaleźć można także czarne owce, które są przykładem braku reform czy wręcz wprowadzania „reform". Popatrzmy na sytuację Francji. Poziom wydatków publicznych praktycznie się nie zmienia: 2009  -  56,8 proc. PKB, 2010  -  56,6 proc. PKB, 2011  -  55,9 proc. PKB. Wygląda to znacznie gorzej niż w przypadku Wielkiej Brytanii i Polski.

Do tego EBC nie jest wcale bardziej odpowiedzialnym bankiem centralnym niż banki narodowe. Jeśli popatrzymy na zmiany w polityce Banku Anglii, Fedu i EBC od wybuchu kryzysu, to zauważymy raczej podobne kroki (szybki wzrost bazy monetarnej i sumy bilansowej banku, poluzowanie polityki dotyczącej zabezpieczeń pożyczek, gwałtowna obniżka stóp procentowych itp.). Jeśli dowiemy się, że obecni prezesi tychże instytucji to koledzy z jednej uczelni (MIT), z której wynieśli te same teorie to tym bardziej nie będzie nas to dziwić.

Wspólna waluta w teorii może stanowić impuls do podjęcia odważnych, liberalnych reform, gdyż w kryzysie uniemożliwia rozwiązania najprostsze: obniżenie wartości krajowej waluty. Niestety, wydaje się, że w przypadku strefy euro impuls ten jest raczej niewielki. W końcu państwa nie będące w strefie euro często prowadzą politykę podobną do państw posługujących się euro, a czasami nawet bardziej reformatorską. Obecne zmiany w polityce różnych państw łatwiej zrozumieć, patrząc na ideologiczne sympatie członków poszczególnych rządów. To nie samo euro wymusza liberalne zmiany  -  w niektórych krajach UE władzę po prostu przejęli politycy nastawieni trochę bardziej wolnorynkowo.

Między systemem monetarnego nacjonalizmu a systemem wspólnej europejskiej waluty różnice są tak niewielkie, że zastanawianie się, który z nich jest odrobinę lepszy, jest stratą czasu. Oba są po prostu nie do przyjęcia.

not. puo

Mateusz Benedyk jest ekonomistą, współautorem Kryzys Blog polskiego Instytutu - Misesa, stypendystą amerykańskiego - Ludwig von Mises Institute w Alabamie

Euro położyło w pewien sposób kres monetarnemu nacjonalizmowi, dzięki czemu państwa nie mogą w obliczu kryzysu uciekać się do dodruku pieniądza powodującego inflację  -  a zamiast tego muszą przeprowadzać poważne reformy: zmniejszać publiczne wydatki i liberalizować swoje gospodarki. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że niektórzy ekonomiści przeszacowują wagę tego mechanizmu.

Brakuje dowodów, że przyjęcie wspólnej waluty pozytywnie wpłynęło na redukcję wydatków publicznych państw strefy euro. Wydatki publiczne osiągnęły w UE swój szczyt w 2009 r., gdy wyniosły 51,1 proc. PKB 27 państw Unii. Do 2011 r. spadły one o dwa punkty procentowe  -  do 49,1 proc. PKB. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie państwa strefy euro, to się okaże, że wydatki publiczne spadły z 51,2 proc. PKB w 2009 r. do 49,4 proc. dwa lata później. Widać zatem, że to państwa spoza strefy euro mają odrobinę lepsze statystyki, przez co spadek wydatków w całej UE jest większy niż w państwach, które euro przyjęły.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?