Wystąpienie szefa Komisji Europejskiej, w którym co roku przedstawia on swoją diagnozę sytuacji i informuje posłów do Parlamentu Europejskiego o swoich planach, jest nazywane „State of the Union”. Czyli tak jak doroczne wystąpienie prezydenta USA. Jest w tym sporo komicznego zadęcia. Najwyraźniej przedstawiciele brukselskiej biurokracji nie widzą, że zachowują się jak żaba z wiersza Krasickiego, która podstawiała nogę do podkucia, twierdząc, że jest koniem.
W roli żaby
W ostatnią środę w roli żaby personalnie obsadził się przewodniczący Parlamentu Martin Schulz, który przed wystąpieniem Barroso stwierdził, że oczy opinii publicznej świata są dzisiaj zwrócone na Europę i Parlament w szczególności. W istocie serwisy informacyjne całkowicie zignorowały Parlament Europejski, skupiając się na wyroku niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe, który miał orzec o dopuszczalności uruchomienia europejskiego mechanizmu stabilizacji finansowej.
Nagłówki krzyczały jedynie o tym korzystnym orzeczeniu, co pokazuje, kto się naprawdę liczy. Zgoda trybunału w Karlsruhe nie jest jednak bezwarunkowa: jeżeli wkład Niemiec do mechanizmu miałby przekroczyć 190 mld euro, konieczna byłaby akceptacja niższej izby parlamentu.
Wystąpienie Barroso pod względem retorycznym sprawiało wrażenie kopii stu poprzednich przemówień szefa PE. Jak zwykle usłyszeliśmy, że potrzeba lepszej współpracy, większej integracji, że tylko razem Europa ma szansę i tak dalej. Było jednak kilka nowych elementów. Po pierwsze -propozycja unii bankowej, która oznaczałaby wspólną kontrolę banków w strefie euro, a także wspólny fundusz gwarancyjny. Po drugie -jak oznajmił Barroso naturalną tego konsekwencją musiałoby być dalsze zacieśnianie współpracy politycznej.
- „Naszym horyzontem jest teraz powołanie federacji państw narodowych” - powiedział przewodniczący KE. I szybko dodał, że musi to oznaczać także prace nad nowym traktatem. Mimo że dopiero co ratyfikowano traktat lizboński, który przecież - jak wszyscy pamiętają - miał być tym absolutnie ostatnim dokumentem, przynajmniej na długi czas. Jednak - jak zgodnie mówią z pewnym pobłażaniem znawcy instytucji unijnych - tak mówiło się o każdym kolejnym traktacie.