Sytuacja wygodna jest dla wszystkich, bo winnymi brukselskiego fiaska są David Cameron i Angela Merkel. PO będzie więc przekonywać, że źródłem europejskich kłopotów jest partner Jarosława Kaczyńskiego z europarlamentu, PiS zaś będzie dowodzić, że wszystkiemu winna jest dobra koleżanka premiera Donalda Tuska.
Platforma, by przygotować się do ewentualnej krytyki, wytoczyła już potężne działo – Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. I z pewnością ta sprawa również będzie gorącym tematem przyszłego tygodnia. Bo wygląda na to, że przyniesie ona kłopoty samej Platformie. Już teraz partia rządząca podzieliła się na dwa obozy. Jeden – chętny do współpracy z SLD przy osądzaniu zbrodni IV RP i w ogóle chętny do zacieśnienia związków z partią Millera, a nawet do wymiany rządowego koalicjanta: PSL na postkomunistów. Druga grupa się obawia, że mechanizm rozliczania przeciwników politycznych za pomocą Trybunału Stanu to wypuszczanie dżina z butelki. Donald Tusk ponoć nie był zwolennikiem tego wniosku, złapany w Brukseli przez dziennikarzy twierdził, że jest nim zaskoczony, ale też nic nie uczynił, aby powstrzymać nadgorliwych kolegów.
Pojawiają się wśród polityków Platformy głosy, że ujawnienie złożenia wniosku o Trybunał Stanu akurat teraz – na starcie budżetowych negocjacji – to strzał własnemu rządowi w kolano. Można sobie wyobrazić sytuację, gdy w trakcie ważnych negocjacji ktoś nieprzychylny Polsce użyje teraz argumentu: tyle mówicie o europejskich wartościach i solidarności, a u was wszczynacie właśnie teraz, po siedmiu latach, proces przeciw liderom opozycji.
Stąd też coraz więcej będzie spekulacji na temat zmian w kierownictwie Klubu PO, włącznie z odwołaniem jego szefa Rafała Grupińskiego. Tylko czy to prawdopodobne? Władze klubu są zdominowane przez polityków kojarzonych z Grzegorzem Schetyną. Naruszenie interesów tego polityka oznaczałoby nie tylko wewnątrzpartyjny konflikt, ale też pozwoliłoby zbytnio wyrosnąć Jarosławowi Gowinowi, czego Tusk raczej by nie chciał.
W obliczu opisywanego w mediach cichego buntu w szeregach klubu przeciw Grupińskiemu, premier musi więc uważnie kalkulować, co zrobić, by nie naruszyć i tak dość niestabilnej równowagi sił w swej partii.