Po raz pierwszy polska rafineria zawarła bezpośredni długoterminowy kontrakt na dostawy ropy naftowej z jej rosyjskim producentem.
No, może nie do końca niezauważona. Można było przeczytać, że „Orlen pojedzie na kremlowskiej ropie”. Na Kremlu złóż ropy nie ma. Więc to taka metafora. Bo prezesem Rosnieftu jest Igor Sieczyn – bliski zausznik Władimira Putina. Więc skoro Rosnieft jest „sterowany” z Kremla, to pewnie ropa jest „kremlowska”.
A prawdziwi Polacy woleliby płacić po 7 złotych za litr paliwa, byleby zrobić Ruskim na złość. I woleliby ropę od Chaveza, czy kto tam rządzi dziś w Boliwariańskiej Republice Wenezueli, albo może od równie gorąco miłujących prawa człowieka i demokrację ajatollahów z Islamskiej Republiki Iranu. Bo niektórym to się nawet wznowienie importu gruzińskiego wina i wody mineralnej do Rosji politycznie kojarzy. „Skąd my to znamy” – postawili retoryczne pytanie. W 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego prezes Krawiec ze swoją ekipą zrobili więc im niezłe „świństwo” i jak Wokulski zaczęli, o zgrozo, z rosyjskim imperium handlować.
Jak już nauczymy się wydobywać ropę z łupków, zaraz potem, jak nauczymy się wydobywać z nich gaz i staniemy się energetyczną potęgą jak Norwegia, będziemy mogli dyktować wszystkim nasze warunki. Na razie musimy współpracować. Bo z tą drugą Norwegią może być jak z Japonią i Irlandią. My samych tylko emerytów mamy prawie dwa razy więcej niż jest wszystkich Norwegów, więc nam może tej ropy i gazu z łupków nie wystarczyć na wybudowanie dużo droższych niż w Norwegii autostrad.
Dobrze więc się stało, że współpracę zaczęliśmy. Może dlatego, że Rosjanie sięgnęli po kalkulator albo nawet po zwykłe liczydła. Jak z powodów czysto politycznych zdecydowali się na większe wykorzystanie rurociągu BTE 2 okazało się, że głównym tego beneficjentem był… PKN Orlen. A dokładniej jego rafineria w Możejkach, która odnotowała najlepsze wyniki od lat. W basenie Morza Bałtyckiego pojawiła się bowiem ropa, którą najszybciej można było dostarczyć właśnie do litewskiej rafinerii Orlenu.