Szefem przecież już był i wiedza, którą posiada, może być równie dobrze atutem, jak i obciążeniem jego misji. A jaka jest jego misja? Na pozór wszystko jest oczywiste. Doprowadzić do rentowności bądź likwidacji firmy, jeśli ten pierwszy scenariusz by się nie powiódł. Boję się, że ta elementarna prawidłowość w wypadku LOT nie działa. Po pierwsze dlatego, że LOT to narodowy przewoźnik z dumą noszący na skrzydłach tradycje chwalebnej przeszłości. Po wtóre to w istocie wielbłąd dźwigający na grzbiecie ciężkie tyłki ludzi władzy. Po trzecie LOT jak mało która firma to kłębek interesów i interesików z pogranicza biznesu i polityki.

Jak jest naprawdę, ilustruje pewna przypadkowa rozmowa, jakiej – mimo woli – wysłuchałem na stacji benzynowej (Orlenu – a jakże!) na warszawskim Okęciu. Oto do eleganckiej pani w średnim wieku dzwoni telefon komórkowy. Pani rozmowę podejmuje. To syn – wynika z kontekstu. Baran na dodatek, bo rozmawia przez niewłaściwy telefon. – Zadzwoń za chwilę – poucza mama i informuje na cały głos zaprzyjaźnioną (zapewne) kasjerkę Orlenu, że syn ma problem z telefonem. – Jaki? – pyta kasjerka i dopytuje – czyżby nie miał telefonu? – Nie – odpowiada elegancka pani. – Ma, nawet kilka, ale dzwoni z prywatnego, a ja go opieprzam, żeby dzwonił z tego naszego, LOT-owskiego, bo jest za darmo. A on ciągle dzwoni, bo się zakochał, to wydzwania fortunę… – Aha, mówi ze zrozumieniem kasjerka. – No tak, wariują z tej miłości.

Jedni z miłości, drudzy z bogactwa – to widać przypadek LOT – pozwolę sobie na komentarz. W normalnych firmach w czasach kryzysu tnie się koszty, likwiduje premie, ogranicza liczbę służbowych samochodów i telefonów. A jak jest w spółce LOT, panie prezesie? By nieco panu pomóc, zadam kilka pytań: ile osób ma firmowe telefony komórkowe bez limitu połączeń? Ile z wysokim limitem? Ile osób jeździ samochodami służbowymi? I z jakim limitem paliwa?

A ile korzysta z prawa do nieodpłatnych biletów lotniczych? Ile dostaje premie? Ile trzynastki? Ile tanie firmowe pożyczki? A ile otrzymuje służbowe ubrania? Czy aby na pewno tylko personel pokładowy?

I tak dalej i dalej. I na koniec, zupełnie poważnie. Oczekuję na precyzyjną odpowiedź. W imieniu podatnika, który dokłada się do pańskiej firmy. Mam nadzieję, że ją otrzymam. Trzymam kciuki. Naprawdę.