Polski pisarz Janusz Rudnicki opisał powódź w rodzinnym Kędzierzynie-Koźlu kilka lat przed tym zanim do niej doszło. W filmie Nanniego Morettiego „Habemus Papam” (gdzie jedną z głównych ról zagrał Jerzy Stuhr) dostaliśmy historię papieża przytłoczonego wyzwaniami, który zamierza zrezygnować. Przykładów jest znacznie więcej, to zaś mogłoby sugerować że żyjemy w czasach, kiedy w fikcji powinniśmy szukać wskazówek dotyczących rzeczywistości, a nie na odwrót.

A zatem skoro już jesteśmy przy papieżu zadajmy pytanie: jak skończyłoby się konklawe, gdyby scenariusz pisał zawodowiec? Gdybyśmy zapytali Dana Browna („Anioły i demony”) okazałoby się, że papieża wskaże złowroga sekta iluminatów. Gdyby odpowiedzi udzielał Tom Grace („Tajny kardynał”) głową Kościoła zostałby Chińczyk. Gdyby uwierzyć Roberto Pazziemu („Konklawe”) obrady musiałyby potrwać ponad trzy miesiące, w ich trakcie w tajemniczych okolicznościach umieraliby kardynałowie, a na Rzym spadałyby plagi egipskie (szczury, skorpiony i burza, jakże podobna do tej, której byliśmy świadkami). Na szczęście, dzięki interwencji aniołów, wszystko jednak dobrze by się skończyło. Ze względu na fabularne fajerwerki ta wersja wydaje się najciekawsza (choć nie braknie i takich, którzy ją uznają za brednię). Zostawmy jednak to gdybanie. Największą sławę zyskał bowiem „Czas burzy” Antonio Socciego, który dwa lata temu przewidział, że Benedykt XVI zrezygnuje. Co prawda ta przepowiednia pojawiła się w tekście prasowym, a nie w powieści, ale jej autor jest dziś rozchwytywany.

W „Czasie burzy” tuż przed konklawe okazuje się, że informacja jakoby szczątki świętego Piotra spoczywały pod bazyliką watykańską, okazuje się nieprawdziwa. Kościół katolicki stoi na krawędzi katastrofy, kryzys zatacza coraz szersze kręgi, bo w tej sytuacji w ogóle nie wiadomo, czy uda się wybrać papieża.

Puentę, choć intryga bywa zaskakująca, można przewidzieć. Cóż, Kościół zdaniem swych krytyków i wrogów, których przecież nie brakuje, od dwóch tysięcy lat jest w permanentnym kryzysie. I jakoś do tej pory sobie z tym radził. Poradzi sobie i teraz. Z pomocą aniołów z powieści Pazziego albo i bez nich. Nie zdziwcie się jednak państwo, kiedy za jakiś czas z jakichś „tajnych ksiąg Watykanu” dowiemy się, że poszukiwania szczątków świętego Piotra trwają. W pomysły Clancy’ego przed 11 września też nikt nie wierzył.